Baner, który przedstawiał zdjęcia rzekomych abortowanych płodów, stał przed szpitalem, do którego przychodzą i w którym leżą kobiety z zagrożonymi ciążami. Uważam, że są miejsca, które wymagają szczególnej wrażliwości – mówi Piotr Roszkowski.
Jan Smoleński: Wygrałeś w sądzie drugiej instancji sprawę z Fundacją Pro – Prawo do Życia. Przypomnijmy pokrótce, co się stało: w nocy z 5 na 6 lipca 2017 roku dzielni obrońcy życia od naturalnego poczęcia po poród dokonali zatrzymania obywatelskiego Piotra R., niszczącego ich mienie. Chodziło o baner…
Piotr Roszkowski: …postawiony przed szpitalem imienia Orłowskiego na Powiślu przez związaną z Ordo Iuris Fundację Pro – Prawo do Życia. Baner przedstawiał zdjęcia rzekomych abortowanych płodów. Panowie z Fundacji Pro czatowali w krzakach i w momencie, kiedy zdejmowałem baner, wyskoczyli na mnie z latarkami, kamerą i gazem łzawiącym i wezwali policję. Spędziłem noc w celi.
Prokuratura dwukrotnie umarzała sprawę ze względu na niską szkodliwość społeczną. Ale Ordo Iuris nie chciało odpuścić. Decyzja sądu apelacyjnego potwierdziła decyzję sądu pierwszej instancji – twoje działanie nie było szkodliwe społecznie.
Ja też nie zniszczyłem żadnego mienia, nie podarłem tego banera, nie podpaliłem. Jedynie odciąłem trytki, żeby ten baner zdjąć. Sąd zresztą stwierdził, że zniszczenie mienia w ogóle nie jest przedmiotem sprawy.
czytaj także
Ten baner musiał kosztować mniej niż twoje opłaty za adwokata. Nie lepiej było odpuścić i oddać pieniądze za te trytki?
Chciałem tę sprawę wygrać. To była kwestia moich przekonań.
Co cię tak uwierało w tym banerze?
Przedstawiał nieprawdę i terroryzował kobiety. Te banery prezentują drastyczne, nieprawdziwe treści.
Dlaczego uważasz, że on terroryzuje kobiety?
Bezpośrednim impulsem do mojego działania był wywiad, który przeczytałem na jednym z portali internetowych. Kobieta mówiła o swojej zagrożonej ciąży i o tym, że kiedy była w szpitalu, prolajfersi swoimi protestami zgotowali jej horror. Niezależnie od tego, co myślę o wolności słowa i tych plakatach, one nie powinny się znajdować przed szpitalem. Gdyby plakat stał w innym miejscu, tobym tylko tę sprawę zgłosił, ale szpital to miejsce szczególne.
Dlaczego?
To miejsce troski, opieki. Ten baner stał przed szpitalem, do którego przychodzą i w którym leżą kobiety z zagrożonymi ciążami. Uważam że są miejsca, które wymagają szczególnej wrażliwości właśnie z tego powodu – moja reakcja była proporcjonalna.
Ale nawet jeśli do szpitala im. Orłowskiego przychodzą kobiety po to, żeby zrobić aborcję, to jest to ich decyzja. Znam kobiety, które podjęły decyzję o przerwaniu ciąży i to nie było jak pójście do fryzjera, jak starają się to przedstawiać prolajfersi. Wiele z nich czuło się bardzo osamotnionych, mimo że nie były to osoby samotne.
Nam się zaczęło pod dupą palić… Kim są organizatorki czarnego protestu?
czytaj także
W przeszłości należałeś do KIK-u. Co się stało, że teraz jesteś zdecydowanie pro choice?
Moja wrażliwość zawsze była bardzo spójna, to otoczenie i okoliczności się zmieniły. Byłem wierzącym, praktykującym katolikiem, chodziłem na msze do końca liceum. Pewnie bym odszedł dużo wcześniej, gdyby nie kilku szczególnych księży. To byli misjonarze, więc ich doświadczenie było inne niż wielu tzw. zwykłych księży.
Kiedy odszedłeś?
Kiedy byłem nastolatkiem, miałem się wyspowiadać ze swojego pierwszego razu. Byłem zakochany i nie byłem w stanie pojąć, dlaczego mam tego żałować. Co w tym złego? Ostatnią rzeczą, którą chciałem zrobić, było przepraszanie za intymność i uczucie. Potem już ani razu nie poszedłem do kościoła z innej okazji niż pogrzeb lub ślub.
czytaj także
Mam wrażenie, że to historia bardzo wielu osób z naszego pokolenia. Ja się wychowałem w środowisku, w którym bycie wierzącym katolikiem było czymś normalnym. Wspomniałeś, że okoliczności się zmieniły. Co dokładnie masz na myśli?
Z wieloma naukami Jezusa mi po drodze, one są przecież zdecydowanie lewicowe! Z Kościołem jako instytucją po drodze mi mniej, zawsze mi coś przeszkadzało. Nie miałem jeszcze dziesięciu lat, kiedy katecheta powiedział mi, że osoby niewierzące i niechodzące na mszę pójdą do piekła. Ze łzami w oczach prosiłem tatę, żeby jednak zaczął wierzyć. To było naprawdę trudne przeżycie i pokazuje, jak Kościół utrzymuje władzę nad ludźmi – przez strach. Gdy odszedłem z Kościoła, ten strach przestał mnie kontrolować.
czytaj także
A jak było z poglądami dotyczącymi aborcji?
To szalenie trudy temat, rozumiem, że wzbudza tyle silnych emocji. Natomiast Polska nie jest państwem wyznaniowym i nie reprezentuje narzucanej przez Kościół katolicki jedynie słusznej ideologii, a zwłaszcza jej ekstremistycznych odłamów, które w wielu krajach Europy czy Ameryki Południowej są uznawane za sekty. Wracając do twojego pytania: bardzo dużo czasu spędziłem, myśląc o tym. Życie zweryfikowało moje poglądy. Uważam, że każda kobieta ma prawo do samostanowienia i decydowania o swojej prokreacji.
czytaj także
Polski episkopat ma obsesję na punkcie aborcji, ale środowisko Ordo Iuris, które jest związane z Prawem do Życia, w wielu krajach związane jest np. z brazylijska sektą TPF, i tam Kościół katolicki się od nich odcina.
To prawda. Tomasz Piątek pisał o tym świetne teksty. Fundacja Pro przekracza wszelkie granice. Próbowali wchodzić do szpitala Orłowskiego i napastować ludzi, głównie personel. Byli wypraszani, więc wybrali sobie kawałek parkingu i chodnika, z którego nie można ich tak łatwo usunąć. W takich sytuacjach należy dzwonić na policję, zgłaszać. Przynajmniej zostanie sporządzana notatka, zostanie jakiś ślad. Ale policja nie może zrobić zbyt wiele.
Więc wziąłeś prawo w swoje ręce?
Nie. Wziąłem udział w istotnej debacie – o aborcji i o tym, jak o niej dyskutujemy. Moje działanie, jak już mówiłem, było proporcjonalne. Nawet sąd uznał, że było to działanie społecznie pożyteczne, a postawienie tego baneru przed szpitalem mogło być działaniem społecznie szkodliwym.
Gdula: Polskiej rodziny bronią Biedroń z Scheuring-Wielgus, a nie Kaczyński
czytaj także
Ordo Iuris i Fundacja Pro – Prawo do Życia to organizacje fundamentalistyczne. Tym ludziom nie zależy na merytorycznej dyskusji, tylko na szokowaniu i przesuwaniu granicy tego, co akceptowalne w przestrzeni publicznej.
A jak wyobrażasz sobie dyskusję z prolajfersami?
Musimy się zgodzić co do tego, że się różnimy. Z tego powodu, że ten proces przytrafił się właśnie mnie, wiele osób z mojego kręgu znajomych musiało się skonfrontować ze swoimi poglądami na temat aborcji i tego, jak o tym rozmawiamy. Te banery tego nie ułatwiają. Epatowanie obrazami płodów po poronieniu nie ułatwia rozmowy, tylko służy eskalowaniu emocji.
czytaj także
Twoi znajomi zmienili zdanie?
Nie wszyscy. Dla części ten problem w ogóle się nie pojawił. Miałem jedną wiadomość od ludzi pro life, którzy mimo to okazali mi wsparcie. Tak przy okazji – wsparcie ze strony rodziny i znajomych pozwoliło mi przejść przez te procesy bez większych szkód. Nie bałem się, bo wiedziałem, że są za mną ludzie.
Zrobiłbyś to jeszcze raz?
Zrobiłbym to mądrzej.
Czyli?
Fundacja Pro i Ordo Iuris żyją z dotacji, najłatwiej im je zbierać, gdy są w stanie permanentnej walki i mogą podsycać narrację o oblężonej twierdzy. Chodziło mi o to, żeby ten baner zniknął sprzed szpitala, sąd mnie uniewinnił, ale niestety dałem tym fundamentalistom argumenty. Powinienem był zrobić to, co warszawscy licealiści z liceum imienia Bolesława Prusa i Staszica, którzy najzwyczajniej w świecie takie banery stojące przed ich szkołą okleili klasówkami.
czytaj także
**
Piotr Roszkowski jest absolwentem kulturoznawstwa, zapalonym kolarzem, związanym od przeszło 11 lat z warszawską gastronomią.