Kraj

Afera KPO. Za meble i jachty dla przedsiębiorców rząd zapłaci podwójnie

Donald Tusk

Obecny rząd, nawet finansując z KPO głównie infrastrukturę, szpitale czy żłobki, będzie musiał tłumaczyć się z finansowania budowy sauny biznesmenom, którzy nauczyli się wypełniać wnioski o dotacje, a zarazem polityczny zwrot z tej inwestycji jest więcej niż niepewny.

Wraz z ujawnieniem mapy beneficjentów Krajowego Planu Odbudowy w branży HoReCa prześladowanie polskich przedsiębiorców wkracza w zupełnie nową fazę. W zaledwie kilka godzin jachty, garderoby i magiczna, otwierająca wszystkie drzwi „dywersyfikacja” stały się symbolem myśli biznesowej elektoratu, o który z takim oddaniem walczył obecny rząd, obniżając składki zdrowotne i przekonując ustami marszałka Hołowni, że „przedsiębiorcy to nie są cwaniacy i prywaciarze, którzy mają sobie znajdować sprytne drogi”, tylko ciężko pracujące kwiaciarki, żyjące od pierwszego do pierwszego.

KPO pod lupą: Na co naprawdę idą miliardy z unijnego funduszu?

Odwieczne pytanie o to, kogo mamy na myśli, mówiąc o przedsiębiorcach, właśnie wybuchło Platformie, Polsce 2050, Lewicy i PSL w rękach. Można miesiącami stawiać za wzór przedsiębiorczości innowacyjne produkty i usługi, którym na drodze do globalnej dominacji stoją tylko nadmierne regulacje – ale dziś okazuje się, że oszczędności, które zapewnimy soli polskiej ziemi, wcale nie muszą pomóc nam w turystyce kosmicznej czy przystosowaniu do rzeczywistości w świecie szybko rozwijającej się sztucznej inteligencji.

Zacznijmy od elementarza: nie jesteśmy przedsiębiorcami

A przecież można było odnieść wrażenie, że to ludzie nie mogący znaleźć pracy, którzy mieli nieszczęście doczekać się potomstwa na tym łez padole i „ciągnący” 800 plus na alkohol, spowalniają naszą drogę ku świetlanej przyszłości. Że to zapewnienie egzystencjalnego minimum uciekającym przed mordem i gwałtem Ukraińcom i Ukrainkom sprawia, że wciąż nie jesteśmy jak kraje zachodniej Europy, których już prawie nie ma, bo nie radzą sobie ze społeczności migranckimi i postmigranckimi, a jednak wciąż jakby są, zaś ich obywatele zarabiają trzy razy więcej od nas. Że gigantyczna biurokratyczna maszyna, choć od lat nie dostaje innych podwyżek niż wyrównania inflacyjne, i tak przeżera naszą krwawicę. Tak nas przecież uczono.

A jednak – były znaki. Dopiero z perspektywy czasu widać, jak dużo kosztowały PiS liczne i chaotyczne tarcze covidowe, które już kilka lat temu wzbudzały reakcje zbliżone do tych, jakie dziś wywołują kije do golfa dla prezesa czy mobilne ekspresy do kawy. Charakterystyczne, że wynik kontroli NIK dotyczące tamtych środków poznaliśmy kilka dni przed zaprzysiężeniem nowego rządu, w grudniu 2023 roku. Pół roku później z 74 mld złotych do Polskiego Funduszu Rozwoju w wyniku rekomendacji służb i innych nieprawidłowości wróciło 25 mld.

Warufakis: Europejska Unia Wojenna?

W tym kontekście 1,2 mld na hotele i restauracje, których przeznaczenie poznaliśmy wczoraj, robi wrażenie kwoty raczej nieistotnej, co nie znaczy, że konsekwencje nie będą dla władzy dotkliwe. Zwłaszcza że za chwilę rozpocznie się wielomiesięczna ewaluacja projektów, która sprawi, że lokalne średnie firmy będą musiały zwracać pieniądze na fali panicznego ratowania wizerunku przez rząd, a większa część pomysłów, na których realizację miały zostać przeznaczone, zostanie wzdłuż i wszerz rozwałkowana w mediach społecznościowych, opiniach Google i w najbliższym sąsiedztwie.

Pieniądze tylko na mapie. Kwiaciarka z Bałut poczuje się oszukana

W ten sposób oszukana poczuje się przysłowiowa kwiaciarka z Bałut, która jak ostatnia frajerka nie pomyślała, że mogłaby dostać pół miliona od państwa na szkolenia coachingowe online, zdywersyfikować się o usługi hotelarskie albo kupić sobie samochód do transportu wyjątkowo wrażliwych roślin. Ale Janusz przedsiębiorca też raczej za te pieniądze, które w wielu przypadkach zobaczy sobie tylko na ogólnodostępnej mapie, rządzącym przy urnie nie podziękuje. Zresztą i tak od dawna głosuje na Konfederację.

Czy PiS gnębił przedsiębiorców? Niestety nie

Tak się bowiem składa, że narracyjne problemy koalicji rządzącej nie polegają tylko na nieumiejętności narzucenia własnej wersji zdarzeń, lecz na niezmiennym od co najmniej sześciu lat paraliżu w mobilizacji elektoratu rezerwuarowego i rozchwianiu elektoratu rdzeniowego, samego w sobie niezwykle zróżnicowanego i obejmującego osoby na JDG oraz zarządy wielkich firm, coraz chętniej zerkające w kierunku ultraliberalnego populizmu Mentzena.

Rozdając w ramach Funduszu Sprawiedliwości pieniądze m.in. dla Kół Gospodyń Wiejskich, Suwerenna Polska mogła mieć graniczące z pewnością przekonanie, że beneficjentki nie tylko upieką ciasta na wydarzenia w miasteczku, ale też, że skorzystają z zastrzyku gotówki, kiedy trzeba będzie jechać do Warszawy, by wesprzeć jakiś marsz poparcia albo pomachać flagą na zaprzysiężeniu. Obecny rząd, nawet finansując z KPO głównie infrastrukturę, szpitale czy żłobki, będzie musiał tłumaczyć się z finansowania budowy sauny biznesmenom, którzy nauczyli się wypełniać wnioski o dotacje, a zarazem polityczny zwrot z tej inwestycji jest więcej niż niepewny.

Od PiS po koalicję 15 października – ciągłość błędów z KPO

Niewygodny dla rządu jest także kontekst europejski – odblokowanie środków z KPO, żelazny punkt w propagandzie sukcesu koalicji 15 października, może zostać teraz sklejone z drenowaniem publicznego budżetu przez sytych cwaniaków. Bo jak to wygląda? UE nie wysyłała przelewów, dopóki nie zrobimy porządku z praworządnością, po czym – bardziej dzięki zapowiedziom niż realnym zmianom – odpala miliardy. Za te miliardy dzisiaj, w momencie ciągnącego się kryzysu mieszkaniowego, o którym prezydent Nawrocki wspominał w przemówieniu inauguracyjnym, a którego stara się nie dostrzegać premier – przedsiębiorca może sobie kupić apartament pod wynajem krótkoterminowy. Polexitowe trolle z podejrzanie wschodnim akcentem uruchomiły się z automatu.

Miliard wręczony Polakom przez rząd nie musiał robić wrażenia gwoździa do rządowej trumny – to przecież nie rozdawnictwo wydaje się najpoważniejszym zarzutem wobec zapowiadającej oszczędności i ograniczanie deficytu władzy, i to nie pieniądze płynące z unijnego budżetu stanowią wodę na młyn dla coraz prężniejszych eurosceptyków.

Tyle tylko że po wyborczej klęsce, farsowych próbach polskiego marszu na Kapitol i kwestionowania wyników wyborów, nocnych wycieczkach skłóconych koalicjantów, przekrzykiwaniach dotyczących braku sprawczości, zarzutach o naciski i perfidię przy obsadzaniu ministerialnych stanowisk, ciągnącej się jak flaki z olejem wakacyjnej rekonstrukcji rządu i triumfalnym zaprzysiężeniu Nawrockiego, mapa inwestycji z KPO spadła na koalicję w momencie głębokiej defensywy. A refren o „zerze tolerancji” po rozlaniu mleka znamy już za dobrze, by nie móc krytycznie oceniać komunikacyjnego nowego startu premiera Tuska i rzecznika Adama Szłapki. Z takimi fajerwerkami w środku sezonu urlopowego trudno będzie dopłynąć rozklekotaną koalicyjną łajbą do wyborów w 2027 roku.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Łachecki
Łukasz Łachecki
Redaktor prowadzący, publicysta Krytyki Politycznej
Zamknij