Nie mamy w systemie orzekania precyzyjnych narzędzi weryfikacji, kto spośród osób znacznie niepełnosprawnych czy pobierających rentę socjalną wymaga stałej opieki, a kto nie. Na jakiej więc zasadzie rządzący chcieliby grupę uprawnionych wyodrębnić – zwłaszcza w świetle wcześniejszych zapowiedzi minister Rafalskiej, że w tej kadencji nie będzie już reformy orzecznictwa?
Na niedzielnej konwencji PiS zapowiedziano przyznanie świadczenia 500+ części osób dorosłych znacznie niepełnosprawnych. Wywołało to poruszenie, ale też zamieszanie w samym środowisku najbardziej zainteresowanych – osób z niepełnosprawnościami, ich rodzin oraz komentatorów. Nie rozwiano dotąd wątpliwości, jak nowe narzędzie wsparcia miałoby działać, komu przysługiwać i jak być finansowane. Już teraz jednak trzeba stawiać publicznie pytania o jego kształt i dalsze losy.
Obiecanki tuż przed protestem
Już gdy prezes Kaczyński zapowiedział dodatek dla niepełnosprawnych, który uzupełnić ma głośną ostatnio „piątkę”, a premier rozwinął tę myśl, mogło to wywołać konfuzję i sprzeczne emocje u odbiorców. Oto bowiem pojawiło się światełko nadziei na poprawę losu tych, którzy ewidentnie potrzebują zwiększonego wsparcia. Jednocześnie jednak ogłoszenie tego na cztery dni przed zapowiadanym od miesięcy protestem niepełnosprawnych, którzy właśnie pięciusetzłotowy dodatek uczynili jednym ze swych głównych postulatów, można odebrać jako wybieg wyborczy wymierzony w tę grupę, służący zasianiu w ludziach wątpliwości, czy aby na pewno protest ma sens, skoro rząd i tak zamierza spełnić główny postulat.
czytaj także
Powiedzmy od razu: ogólnopolska manifestacja osób niepełnosprawnych z całej Polski ma poważne przyczyny. Niepełnosprawni chcą przede wszystkim przypomnieć o swojej godności i potrzebie jej respektowania. Jest i może być ona zagrożona na różnych poziomach i w różnych sferach życia, dlatego też nie można całego ruchu społecznego redukować do jednego konkretnego postulatu, czyli pięciusetzłotowego świadczenia. Nawet więc gdyby do rządowej propozycji nie było zastrzeżeń (o czym za chwilę), demonstracja miałaby rację bytu jako wydarzenie kierowane do świadomości i wrażliwości nie tylko rządzących, ale nas wszystkich. Tym bardziej w sytuacji, gdy propozycja rządu jest mglista i niedopracowana, nie możemy spokojnie patrzeć, co będzie się dalej działo, z poczuciem, że sprawy idą ku dobremu. Nadal trzeba wywierać presję i drążyć temat, by sprawa nie rozeszła się po kościach. Duży oddźwięk społeczny protestu byłby sygnałem dla rządzących (obecnych i przyszłych!), że sprawy te należy potraktować poważnie, a nie załatwiać je ogólnikami.
Nie wiadomo dla kogo
Co do samej koncepcji „500+ dla niepełnosprawnych”, nie znamy jeszcze zbyt wielu konkretów, a te już przedstawione mogą w każdej chwili ulec zmianom. Mając to na uwadze, chciałbym mimo to przedstawić kilka uwag i wątpliwości wobec tego, co w dzień po niedzielnej konwencji tłumaczyła nam rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska. W telegraficznym skrócie: świadczenie miałoby objąć około 0,5 mln osób, kosztować około 3 mld złotych rocznie (pochodzących przede wszystkim z Funduszu Solidarnościowego Wsparcia Osób Niepełnosprawnych oraz podatku od sprzedaży detalicznej) i byłoby adresowane do tych, którzy pobierają rentę socjalną, ale nie mają innego stałego źródła utrzymania.
czytaj także
Już te wstępne parametry zestawione razem każą wątpić w spójność koncepcji i możliwość jej realizacji, a także trafność i słuszność zaproponowanych ram dostępu do programu. Po pierwsze, niespójność wiąże się z określeniem grona adresatów. Jeśli świadczenie faktycznie miałoby objąć około pół miliona osób, to jest to grupa dalece większa niż wszystkie osoby pozostające na rentach socjalnych (których liczba nie przekracza 300 tys.). Równocześnie rząd zapowiada, że nie skorzystają z niego wszyscy renciści socjalni, lecz tylko ci, którzy nie mają oprócz renty innego stałego źródła utrzymania. Nie bardzo zatem wiadomo, czy rząd chce zaadresować wsparcie do węższej niż ogół rencistów socjalnych grupy, czy może raczej szerszej? Przewidziany koszt programu – 3 mld – wskazywałby, że faktycznie myśli się o grupie liczącej pół miliona ludzi, ale kto miałby się w niej zmieścić, nie wiadomo.
czytaj także
Po drugie, nie jest jasne, jak interpretować zapowiedź, że skorzystają tylko ci renciści, którzy „nie mają innego stałego źródła utrzymania”. Jaki bowiem katalog tych innych źródeł będzie wykluczał z możliwości wsparcia? Osoby znacznie niepełnosprawne, pobierające renty socjalne, nierzadko, przynajmniej w pewnej fazie życia, mieszkają w wieloosobowych gospodarstwach domowych, gdzie są też inne osoby otrzymujące dochód, czy to z pracy, czy też ze świadczeń emerytalno-rentowych, czy wreszcie świadczenia pielęgnacyjnego (w związku ze sprawowaną opieką). Czy pobieranie przez bliskich tych świadczeń będzie wykluczało rencistę socjalnego z możliwości pobierania 500 złotych dodatku?
Bakalarczyk: Uzawodowienie opiekunów moralnie zasadne, ale ma pułapki
czytaj także
Po trzecie, rodzi się pytanie: co z osobami na rencie socjalnej, które zechciałyby podjąć pracę, choćby w niewielkim zakresie? Prawo przewiduje taką możliwość do pewnego poziomu, bez ryzyka zawieszenia prawa do renty. Czy osoby, które mimo znacznej niepełnosprawności będą mogły podejmować pewne działalności zarobkowe, zostaną za to ukarane utratą prawa do 500 złotych dodatku? Rządzący wspominali o kategorii osób, które wymagają stałej opieki i są całkowicie niezdolne do pracy. Ale i tu się pojawia przeszkoda: nie mamy w systemie orzekania precyzyjnych narzędzi weryfikacji, kto spośród osób znacznie niepełnosprawnych czy pobierających rentę socjalną wymaga stałej opieki, a kto nie. Na jakiej więc zasadzie rządzący chcieliby grupę uprawnionych wyodrębnić – zwłaszcza w świetle wcześniejszych zapowiedzi minister Rafalskiej, że w tej kadencji nie będzie już reformy orzecznictwa? Dodajmy jeszcze, że osoby, które w pewnych sferach wydają się bardzo głęboko zależne od opiekunów, w innych mogą być zupełnie sprawne (np. osoby głęboko niepełnosprawne fizycznie mające pełną sprawność intelektualną, jak choćby znany z dotychczasowych protestów Jakub Hartwich). Czy osoby w tego typu sytuacji byłyby uprawnione do nowego wsparcia?
czytaj także
Po czwarte, wątpliwość budzi sama kwestia, dlaczego w ogóle prawo do planowanego dodatku próbuje się wiązać z pobieraniem renty socjalnej. Mamy przecież sporo osób znacznie niepełnosprawnych, które pobierają inne świadczenia, np. renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy. Ba, są osoby znacznie niepełnosprawne, które nie pobierają ani renty socjalnej, ani renty z tytułu niezdolności do pracy, pozostając właściwie całkowicie na garnuszku pomocy społecznej. Czy im świadczenie 500+ mniej by się przydało? W jednej z wypowiedzi rzeczniczki, przywołanej przez portal Bankier.pl, pada sformułowanie, że „wiek powstania niepełnosprawności nie będzie miał znaczenia”. A skoro tak, może świadczenie będzie przysługiwało nie tylko osobom na rencie socjalnej, a więc tym, których niepełnosprawność powstała jeszcze przed 18 rokiem życia? Byłoby to słuszne, ale czy tak się stanie, nie wiadomo – skoro w innym zdaniu tej samej wypowiedzi mówi się o kierowaniu wsparcia do osób na rencie socjalnej. To wszystko musi zostać wyjaśnione.
Skąd pieniądze?
Zarysowany wstępnie sposób finansowania też może budzić obiekcje, a nawet niepokój. Rzeczniczka rządu przywołuje np. Fundusz Solidarnościowy, który w przyszłym roku może mieć budżet na poziomie nawet 1,7 mld złotych. Problem w tym, że z funduszu finansowane są już inne, bardzo ważne zadania dotyczące osób niepełnosprawnych i ich bliskich. To np. program usług opiekuńczych dla osób niepełnosprawnych czy opieki wytchnieniowej, a w przyszłości być może także asystenci osób niepełnosprawnych. Czy wszystkie te działania miałyby w kolejnym roku zostać zawieszone, względnie budżet na ich realizację (i tak nie oszałamiający jak na skalę potrzeb) – uszczuplony? Z kolei gdyby rządzący planowali jedynie małą część Funduszu Solidarnościowego przeznaczyć na nowe świadczenie, będzie to wówczas niewielka składowa tych 3 mld, jakie trzeba wydać. Pytanie o to, skąd wziąć pieniądze, pozostanie nadal otwarte.
Sprawiedliwe podatki – kilka prostych trików. Liberałowie i PiS ich nienawidzą
czytaj także
Jak widać, wątpliwości i zastrzeżeń już na starcie można wskazać sporo. Nie jest zresztą wykluczone, że zadziałał mechanizm „głuchego telefonu” i wskutek łańcucha skrótów myślowych i nieporozumień to, co ostatecznie mogliśmy przeczytać publicznie, różni się od zamysłu autorów koncepcji. Tym bardziej jednak strona rządowa powinna wyjaśnić, co chce właściwie wprowadzić i na jakich przesłankach się opiera. Na razie wyłania się z tego obraz koncepcji słabo przemyślanej pod kątem problemów, jakie nowy instrument miałby łagodzić. Na pewno warto mieć świadomość tych wszystkich ograniczeń, niespójności i wyzwań, by nie dać się zbyć i omamić obietnicą okrągłych liczb i haseł.
czytaj także
Jeśli rząd faktycznie chciałby poprawić sytuację finansową osób z niepełnosprawnościami – taka intencja w świetle tego, co i kiedy nam przedstawiono, nie jest oczywista – musi przemyśleć treść proponowanych rozwiązań. Opinia publiczna powinna oczekiwać konkretów, a także być gotowa zgłaszać merytoryczne uwagi, pytania, wątpliwości – i przede wszystkim upominać się o tych potrzebujących, którzy przy projektowaniu nowych rozwiązań znów mogą zostać pominięci.