Nie ma pewności, że po odwołaniu Hanny Gronkiewicz-Waltz pojawi się lepszy pomysł na Warszawę. Ale nie ma już też co się łudzić, że jej polityka będzie lepsza.
Od dwóch tygodni w Warszawie trwa zbieranie podpisów pod wnioskiem o referendum odwoławcze prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Pomysłodawcą jest Piotr Guział, burmistrz Ursynowa, i związana z nim Warszawska Wspólnota Samorządowa. Do akcji przyłączyły się m.in. Ruch Palikota, Konfederacja Pracy, Warszawa Społeczna i Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej. W ten weekend poparcie zadeklarowali również Zieloni 2004.
Zbieranie podpisów idzie szybko – po pierwszym tygodniu było już ich 60 tysięcy. Do zorganizowania referendum potrzeba ich 134 tysięcy, czyli 10 procent uprawnionych do głosowania. Organizatorzy akcji planują jednak zebrać aż 200 tysięcy podpisów, żeby mieć pewność, że nie zabraknie ważnych głosów. Mają na to dwa miesiące. Aby referendum było ważne, musi w nim wziąć udział 389 tysięcy osób, czyli co najmniej 3/5 wyborców z 2010 r. W poprzednich wyborach na Gronkiewicz-Waltz zagłosowało 345 737 osób.
Główne zarzuty wobec prezydent to brak zrozumienia dla potrzeb mieszkańców i mieszkanek Warszawy.
Chodzi zwłaszcza o takie decyzje jak podwyżka cen biletów komunikacji miejskiej, cięcia w edukacji, chaos w zarządzaniu miastem, podwyżki cen wywozu śmieci czy nieprzygotowanie na czas ustawy śmieciowej.
Coraz więcej osób ma poczucie, że Hanna Gronkiewicz-Waltz i jej doradcy nie rozumieją miasta i w ogóle nie liczą się z mniej zamożnymi mieszkankami i mieszkańcami stolicy.
Co widać z okna samochodu?
Krytyka jest słuszna, ale organizatorzy referendum nie przedstawiają niestety żadnej alternatywnej wizji miasta, która mogłaby nas uwieść. Sukces referendum zależy więc od tego, czy wystarczająco dużo osób uzna, że nie ma już nic, co podtrzymywałoby ich poparcie dla obecnej prezydent. A jest ku temu coraz więcej powodów.
Zbieranie podpisów pod wnioskiem o referendum uławia wzmożona medialna aktywność Hanny Gronkiewicz-Waltz, która zamiast uspokajać warszawiaków i warszawianki, że troszczy się o komfort ich życia, wykazuje się daleko posuniętą ignorancją. Pytana o podwyżki cen biletów, tłumaczyła, że nadal są one niskie. Nie potrafiła jednak powiedzieć, ile kosztuje w Warszawie bilet 20-minutowy. Twierdziła również, że takie bilety są niepotrzebne. A jest to przecież bardzo popularny typ biletu wśród osób, które przemieszczają się po centrum. Jednocześnie prezydent dodała, że na co dzień porusza się samochodem, a na pytanie, kiedy zostanie otworzony tunel pod Wisłostradą zalany podczas budowy metra w sierpniu zeszłego roku – odpowiedziała, że prace zbliżają się do końca, a poza tym objazd nabrzeżem jest bardzo chwalony, bo oferuje ładny widok na Wisłę.
Jak widać, Hanna Gronkiewicz-Waltz bardziej ceni widok z okna samochodu niż wizję miasta zapisaną w Strategii Zrównoważonego Rozwoju Systemu Transportowego Warszawy. Można więc zakładać, że sieć miejskich rowerów Veturilo nie jest dla niej pierwszym krokiem do zmiany priorytetów w komunikacji miejskiej, który docelowo ograniczy ruch samochodów w mieście, a jedynie gadżetem, którym można się pochwalić przed gośćmi z zagranicy. Inne miasta mają, więc i my musimy, bo będzie wstyd.
Kolejną wpadką Hanny Gronkiewicz-Waltz była kłótnia o opłatę za wejście do pałacu w Wilanowie w wysokości 5 złotych. Mimo że nie ma takiego przepisu, prezydent twierdziła, że powinna tam wejść za darmo. Ta próba zaoszczędzenia kilku złotych wywołała fale internetowych żartów i zalew memów, w tym też takich, które przypominały o wysokich zarobkach prezydent (280 861,29 zł w 2012 roku).
Jedynym gestem Hanny Gronkiewicz-Waltz, który mógłby zjednać jej zwolenników, była szybka reakcja ratusza na wymówienie umowy jednej z kultowych klubokawiarni – Cafe Kulturalnej przy Teatrze Dramatycznym. Zamiast Cafe Kulturalnej miała powstać sieć kawiarni, obejmująca trzy teatry, którymi zarządza Tadeusz Słobodzianek. Pomysł oburzył miłośników i miłośniczki tego miejsca i zachwiał świeżą współpracą miasta z klubokawiarniami. Ostatecznie telefon z ratusza ocalił Cafe Kulturalną. Bywalcy i bywalczynie lokalu mogą się cieszyć – ale jednocześnie można mieć poczucie, że ratusz reaguje tylko wtedy, gdy zagrożona jest oferta konsumpcyjna dla klasy średniej.
Roszady i dymisje
Uratowanie Kulturalnej to niejedyna aktywność ratusza, która pozwala zorientować się w jego priorytetach. Podejmowane są znacznie poważniejsze decyzje. W ostatnią środę w efekcie zamieszania wokół przetargów na wywóz śmieci na prośbę prezydent do dymisji podał się wiceprezydent Jarosław Kochaniak. Jego miejsce zajął Jarosław Dąbrowski, burmistrz Bemowa. O ile odwołanie Kochaniaka wydaje się całkowicie zrozumiałe, o tyle wybór Dąbrowskiego już nie. Jest on ucieleśnieniem wszystkich negatywnych cech, za które piętnują Gronkiewicz-Waltz jej przeciwnicy i przeciwniczki.
Dąbrowski to jeden z bardziej kontrowersyjnych burmistrzów w Warszawie. Zwolennicy chwalą go za skuteczność i zdolności menadżerskie oraz za otwartość na nowe pomysły (np. za realizację projektu skwerów sportów miejskich, na co nie zdecydowało się Śródmieście). Jeśli jednak chodzi o potrzeby przeciętnych mieszkańców dzielnicy, to Dąbrowski wykazuje się w swojej liberalnej polityce wyjątkową bezwzględnością. Drastycznym przykładem ignorowania zdania biedniejszych osób było zlekceważenie protestujących przeciwko prywatyzacji szkolnych stołówek. Mieszkańcy i mieszkanki nie zostali wpuszczeni na sesje rady dzielnicy ze względu na bezpieczeństwo pożarowe – wszystkie miejsca zajęli zaproszenie przez Dąbrowskiego urzędnicy. Co więcej, poza urzędnikami zaproszono również klaunów, którzy przedrzeźniali i ośmieszali rodziców sprzeciwiających się prywatyzacji stołówek.
Innym antyspołecznym pomysłem Dąbrowskiego jest postawienie kontenerów socjalnych. Ma to być pilotażowy program z obliczu kryzysu mieszkaniowego. Na obawy mieszkańców, że trafią tam ludzie z kolejki oczekujących na mieszkanie socjalne, Dąbrowski odpowiedział, że dzielnica będzie wiedziała, kto powinien tam trafić. Takie podejście jest podważaniem wyroków sądu, który orzeka o przyznaniu lokalu socjalnego. Jest też wprowadzaniem substandardu mieszkaniowego w mieście, które chwali się swoją polityką mieszkaniową.
Awans Dąbrowskiego nie był jedyną zmianą, która nastąpiła po dymisji Kochaniaka. Zmienił się również zakres obowiązków na tym stanowisku. Kochaniak był odpowiedzialny za zadania z zakresu infrastruktury, nadzoru właścicielskiego, realizacji projektów przy udziale partnerów prywatnych, a także ochrony i kształtowania środowiska, czyli między innymi za śmieci i negocjacje z kupcami spod Dworca Centralnego. Kompetencje Dąbrowskiego zostały poszerzone: powierzono mu dodatkowo nadzór nad Biurem Promocji Miasta oraz Centrum Komunikacji Społecznej (wcześniej podlegały one bezpośrednio prezydent).
Koniec dialogu?
Przekazanie CKS-u Dąbrowskiemu, który jest wrogiem dialogu z mieszkańcami i nie waha się poniżać ludzi, aby szybciej osiągać swoje cele, pokazuje, jak bardzo Hanna Gronkiewicz-Waltz i jej doradcy nie doceniają pracy Centrum. CKS od powstania na początku 2008 roku działa według dokładnie odwrotnej logiki – dba o mediację i dialog społeczny, wprowadza wysokie standardy konsultacji w Warszawie. Jest jedyną tego typu jednostką wśród polskich miast. Nigdzie indziej nie wdraża się rozwiązań, które zapewniałyby całościową kontrolę nad konsultacjami społecznymi. Co więcej, jest to pewnie jedyny urząd w tym mieście, który chce i potrafi uczyć się na błędach. Wynika to ze świadomości, że wciąż daleko nam do ideału miejskiej demokracji. CKS przyjmuje krytykę, jest otwarty na dyskusję i można mieć poczucie, że pracującym tam osobom zależy na tym, żeby realnie wdrażać mechanizmy partycypacji.
Pewnie każda z osób, która pracowała kiedyś z CKS czy uczestniczyła w konsultacjach, może mieć uwagi i wątpliwości do realizowanych tu projektów – na przykład kilkudniowych konsultacji wokół regulaminu czystości czy okrojonego zakresu konsultacji dotyczących Ogrodu Krasińskich. Bez wątpienia jednak CKS stanowił ważną przeciwwagę dla wielu decyzji podejmowanych przez ratusz, gdzie zamiast otwarcia na dialog można było się spotkać ze zniechęceniem, arogancją i przedkładaniem wielkich inwestycji nad codzienne potrzeby mieszkanek i mieszkańców miasta, zwłaszcza tych mniej zamożnych. CKS jest również odpowiedzialny za wdrażanie Społecznej Strategii Warszawy, która ma przeciwdziałać wykluczeniu społecznemu i dbać o spójność społeczną.
Oddanie CKS-u Dąbrowskiemu razem z Biurem Promocji Miasta pokazuje, że ratusz widzi go w przyszłości raczej jako jednostkę propagandową, a nie konsultacyjną. Zamiast dialogu i mediacyjnego nastawienia możemy się więc spodziewać kolejnych występów klaunów. Zamiast uważnie przeprowadzonych konsultacji – akcji promujących pilotaż substandardu mieszkaniowego. Zamiast społeczników w urzędzie – liberałów bezlitosnych wobec słabszych. Społeczna Strategia Warszawy zostanie ostatecznie pogrzebana.
Do niedawna można było jeszcze mieć poczucie, że mimo wielu działań szkodliwych społecznie ratusz wspiera też te wzmacniające demokrację lokalną i zwiększające udział mieszkanek i mieszkańców Warszawy w podejmowaniu przynajmniej części decyzji. Teraz jednak widać, że działo się to nie przy pełnym zrozumieniu i poparciu ratusza, ale na marginesie innych działań, dzięki ogromnej pracy wkładanej przez Marcina Wojdata, dyrektora CKS, oraz cały pracujący z nim zespół.
Nawet jeśli czarne scenariusze się nie spełnią i nowy wiceprezydent nie będzie się wtrącał do działań CKS-u ani nie wprowadzi swoich ludzi do tego urzędu, to nominacja Jarosława Dąbrowskiego i przekazanie mu Centrum Komunikacji Społecznej nie pozostawia jakichkolwiek wątpliwości odotyczących priorytetów stołecznego ratusza. Na pewno nie należy do nich wzmacnianie partycypacji ani bliska współpraca z mieszkankami i mieszkańcami.
Bez złudzeń
Zostało nam stosunkowo dużo czasu na decyzję, czy chcemy znosić kolejne decyzje prezydent, czy jednak podpiszemy wniosek o jej odwołanie i będziemy marzyć o radykalnej zmianie. Nie ma żadnej pewności, że po odwołaniu Hanny Gronkiewicz-Waltz pojawi się lepszy pomysł na Warszawę, ale ja już w tym momencie nie mam złudzeń, że jej polityka będzie lepsza. Uratowana Cafe Kulturalna to znacznie za mało.