Już dawno polityka samorządowa w Warszawie nie była tak fascynująca. Prawdziwy film akcji, i to o bardzo wartkiej fabule.
Już w pierwszym tygodniu zbierania podpisów pod referendum odwoławczym Hanny Gronkiewicz-Waltz było ich 60 tys. (ze 133 tys. wymaganych). Równolegle trwała batalia o śmieci i próba uporządkowania chaosu związanego z reformą śmieciową. W efekcie nieprawidłowości wokół przetargów na wywóz śmieci do dymisji podał się wiceprezydent Jarosław Kochaniak. Jego miejsce zajął Jarosław Dąbrowski, dotychczasowy burmistrz Bemowa.
Dla mnie, jak i dla wielu aktywistek i aktywistów, ta nominacja była ostatecznym argumentem za tym, żeby poprzeć referendum w sprawie odwołania prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Dąbrowski wsławił się swojego czasu zaproszeniem klaunów na sesję rady dzielnicy, aby ośmieszyć rodziców protestujących przeciwko prywatyzacji stołówek szkolnych, oraz pomysłem budowania kontenerów socjalnych, które miałyby być straszakiem dla osób podejrzewanych o to, że oszukują dzielnicę na mieszkaniach.
Awans Dąbrowskiego był zaskoczeniem, ponieważ uosabia on wszystkie cechy, za które organizatorzy referendum krytykują Hannę Gronkiewicz-Waltz. W sytuacji kryzysowej można było raczej oczekiwać dokładnie odwrotnej polityki. Jak podkreśla Adam Ostolski, uzasadniając poparcie referendum przez Zielonych 2004, zaskakuje, że „zamiast wysunąć na pierwszy plan tych swoich współpracowników, którzy mają »słuch społeczny« i potrafią rozmawiać z ludźmi, jak wiceprezydent Michał Olszewski czy dyrektor Centrum Komunikacji Społecznej – Marcin Wojdat, pani prezydent postanowiła awansować twardogłowego neoliberała, jakim jest Jarosław Dąbrowski”.
Kolejne dni miały pokazać, że to jeszcze nie koniec zmian, a co więcej, że kolejne roszady w ratuszu będą służyły uspokojeniu środowiska miejskich aktywistek i aktywistów. W zeszły czwartek na stanowisko sekretarza miasta został powołany Marcin Wojdat. Było to miłe zaskoczenie po tym, jak wraz z awansem Dąbrowski dostał pod nadzór również Centrum Komunikacji Społecznej, którym Wojdat zarządzał. Wprawdzie nie wiadomo, co dalej z CKS-em: czy będzie działał, podnosząc jakość konsultacji w Warszawie, czy stanie się tubą propagandową, jak by pewnie życzył sobie tego Dąbrowski. Przyszłość CKS zależy teraz od Jarosława Jóźwiaka, jednego z głównych doradców prezydent, który obecnie pełni obowiązki dyrektora tego urzędu.
W międzyczasie prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz wystosowała list do mieszkanek i mieszkańców miasta, przepraszając za chaos śmieciowy, który – jak wypominają jej przeciwnicy i przeciwniczki – kosztował nas 99 tys. złotych. Dodatkowo odwiedziła wybrane gospodarstwa domowe, żeby osobiście wytłumaczyć zmiany w systemie śmieciowym oraz sfotografować się na siłowni plenerowej, co było kolejną pożywką do fali żartów i memów, która przetoczyła się przez internet.
Nie minęły dwa dni od nominacji Wojdata, a dowiedzieliśmy się, że zaszła kolejna zmiana w mieście. Odwołany został Tomasz Gamdzyk, naczelnik Wydziału Estetyki Przestrzeni Publicznej. Gamdzyk wsławił się niechęcią wobec Dotleniacza Joanny Rajkowskiej, nazywając go „wsiowym” i lansując wizję betonowej metropolii. Inną wpadką Gamdzyka było postawienie na placu Narutowicza domu pogrzebowego, który od razu został uznany za murowanego kandydata do tytułu Makabryły. Ponadto naczelnik Wydziału Estetyki był całkowicie niechętny uporządkowaniu kwestii reklam w Warszawie.
Odwołanie Gamdzyka było jedną z tych dymisji, z których ucieszyły się wszystkie osoby działające na rzecz poprawy jakości przestrzeni miejskiej Warszawy. Pozytywnym zaskoczeniem było również to, że jednym z powodów dymisji była jego arogancka postawa. Jeden z pracowników ratusza tłumaczył „Gazecie Wyborczej”, że Gamdzyk „za mało wychodził do ludzi. Nie był otwarty na dialog, np. z ruchami miejskimi. To w dziedzinie, za którą odpowiadał, była po prostu konieczność”.
Liczenie się z opinią ruchów społecznych i wskazywanie na umiejętność prowadzenia dialogu społecznego jako ważną cechę urzędnika jest czymś całkiem nowym. Sądzę, że powód dymisji mógł zaskoczyć Gamdzyka. Dialog społeczny nigdy nie był priorytetem Ratusza, a jeśli się odbywał, można było mieć poczucie, że wynika z pozytywnego nastawienia poszczególnych urzędników i urzędniczek. Co więcej, patrząc na to, jak mało liczono się z opinią społeczną przy takich kwestiach, jak prywatyzacja SPEC, prywatyzacja stołówek szkolnych czy wreszcie „rewitalizacja” polegająca na wycince drzew w Ogrodzie Krasińskich (żeby wymienić tylko kilka), można nową strategię Ratusza traktować jako cyniczny gest podyktowany strachem przed referendum. Zwłaszcza że pierwsze pytanie, jakie się nasuwa, brzmi: dlaczego te zmiany następują dopiero teraz?
Weźmy jednak nową strategię Ratusza za dobrą monetę – zwłaszcza że podobno to nie koniec roszad na kluczowych stanowiskach – i zamiast krytykować za cynizm, zróbmy swoją listę życzeń.
Kolejnym krokiem, który bardzo ucieszyłby środowisko kultury, byłoby odwołanie wiceprezydenta Włodzimierza Paszyńskiego i dyrektora Biura Kultury Marka Kraszewskiego, którzy, jak podkreśla w swoim tekście Roman Pawłowski, „nie potrafią prowadzić nowoczesnej polityki kulturalnej w mieście. Pozorują dialog ze środowiskami kultury, w istocie kluczowe decyzje podejmując bez konsultacji, w sposób nieprzejrzysty”. Środowisko teatralne ucieszyłaby również dymisja dyrektora Teatru Dramatycznego Tadeusza Słobodzianka, który od początku piastowania tego stanowiska pozostaje w konflikcie z zespołem aktorskim, co odbija się również na jakości oferty teatralnej. Środowiska domagające się partycypacji w planowaniu przestrzennym ucieszyłaby dymisja wrogiego dialogowi dyrektora Biura Architektury i Planowania Przestrzennego Marka Mikosa. Rowerzyści i rowerzystki na pewno skorzystaliby na przesunięciu na inne stanowisko odpowiedzialnego za ruch w mieście Janusza Galasa, który konsekwentnie ignoruje obecność rowerów w mieście.
Obrońcy i obrończynie Ogrodu Krasińskich pewnie doceniliby zaniechanie grodzenia ogrodu i dosadzenie większej liczby drzew. Wiele i wielu z nas byłoby zadowolonych, gdyby Warszawa wreszcie zaczęła poważnie myśleć nad wprowadzeniem elementów budżetu obywatelskiego. Mnie, jako całoroczną rowerzystkę, bardzo ucieszyłoby zatrudnienie na pełen etat pełnomocnika rowerowego. Pełniący obecnie tę funkcję Łukasz Puchalski zajmuje się rowerami nie w pełnym wymiarze godzin pracy, więc trudno mieć do niego pretensje, że nie robi więcej. Każdy i każda z nas, która rozważała głosowanie za odwołaniem obecnej prezydent, ma na pewno w głowie taką listę frustracji, którą można zamienić w listę życzeń. Warto się tymi życzeniami dzielić. To teraz jest ten moment!
Testem na zmianę logiki ratusza będzie również to, w jaki sposób zostanie ostatecznie potraktowana obywatelska inicjatywa uchwałodawcza Stop Podwyżkom Cen Biletów ZTM, cofająca podwyżki cen biletów do tych z 2012 roku. Projekt uchwały wraz z ponad 15 tys. podpisów został złożony w środę, 26 czerwca. A na ostatniej sesji przewodnicząca Rady Miasta Ewa Malinowska-Grupińska obiecała, że jeżeli podpisy zostaną pozytywnie zweryfikowane, projekt uchwały zostanie rozpatrzony na najbliższej sesji Rady, 11 lipca.
Organizatorzy referendum mają czas na zbieranie podpisów do 22 lipca. W tym momencie deklarują, że mają wymaganą liczbę, ale zbierają dalej, żeby mieć nadwyżkę. Jeśli się im uda, to na jesieni odbędzie się referendum. Do tego czasu, przy obecnej dynamice zmian, możemy się spodziewać jeszcze wielu ruchów Ratusza. Jedynie radykalne otwarcie się na postulaty strony społecznej i wzmocnienie dialogu z mieszkankami i mieszkańcami może uratować obecną prezydent. Chociaż i to nie jest pewne, bo kredyt zaufania po prawie dwóch kadencjach rządów jest mocno ograniczony.
Przeciwnicy i przeciwniczki referendum podkreślają, że jest ono drogie i niepotrzebne – według Ratusza będzie kosztować 7 milionów złotych. Patrząc jednak na to, jak bardzo zmienia się polityka miejska w Warszawie, wygląda na to, że będzie to dobrze wydane 7 milionów.
Bo czy to aż tak wysoka cena za wprowadzanie miejskiej demokracji? W końcu to 5 milionów mniej, niż kosztowała fontanna multimedialna na podzamczu.