O Wyspie Słodowej pisze w opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" liście Maciej Mandelt.
Władze Wrocławia cenią sobie europejskość. Zimą staje w Rynku porażający zmysły jarmark, gdzie można skosztować europejskich specjałów: creme brulée, galette, migdałowe ciasto fondant oraz pieczone ślimaki, do tego łososie, rekiny i owoce morza. To bardzo miłe, ale nie można zapominać, że Europa to nie tylko głowonogi z patelni.
Zdarza się także w Europie, że w wolnych chwilach ludzie idą do sklepu – biorą coś do jedzenia, butelkę piwa (albo więcej) i idą posiedzieć na trawie, pogadać ze znajomymi, poczytać książkę, pograć w piłkę itd. Spotykają innych ludzi – zazwyczaj jest miło, a nawet wesoło.
[…] Korzystając z nomenklatury władz Europejskiej Stolicy Kultury – zaufanie jest towarem deficytowym. Jak się jednak okazuje, deficytowym nie jest zbytek w postaci bram i kamer, którymi otoczona ma zostać Wyspa Słodowa. Można odnieść wrażenie, że przedstawiciele władz ukrywają się w gabinetach, nie pytają, decydują, obwieszczają. Jak już będzie zrobione, to „niewykluczone”, że zapytają.
Cały tekst czytaj na www.wroclaw.gazeta.pl