Elena Ferrante, „Genialna przyjaciółka”, „Historia nowego nazwiska”, „Historia zaginionej dziewczynki”, „Historia ucieczki”.
Rano zadzwonił Rino. Myślałam, że znowu poprosi o pieniądze, i byłam przygotowana, żeby mu odmówić. Tymczasem Rino zadzwonił z innego powodu. Jego matka zniknęła.
Zniknęła bez śladu, a jej przyjaciółka postanowiła napisać o niej i o sobie powieść. W czterech tomach. Cykl powieści Ferrante raczej nie jest arcydziełem, chociaż może do dosyć topornego języka, jakim jest to napisane, dołożyło się tłumaczenie. Poza tym, mimo pewnych dłużyzn i powtórzeń, naprawdę wciąga, co z punktu widzenia czytelniczki jest podstawową zaletą. Opowiada o przyjaźni dwóch kobiet – od dzieciństwa spędzonego w biednej dzielnicy Neapolu do starości, już bardziej dostatniej.
Lena i Lina dorastają na tym samym podwórku, chodzą do tej samej podstawówki, potem jednak ich losy się rozdzielają. Lena uczy się dalej, zostaje popularną pisarką i publicystką. Linie ojciec zabranie dalszej nauki, kiedy kończy piątą klasę. Pomaga więc matce, pracuje w warsztacie szewskim z ojcem i bratem i wymyśla nowy, fantastyczny model buta. Ich przyjaźń mimo wzlotów, upadków i zawirowań trwa jednak nadal.
Kobieca przyjaźń to ciekawy temat i często podejmowany przez autorki o inklinacjach feministycznych, wiadomo, że jest w niej miejsce na miłość, lojalność i wsparcie, ale też na okrucieństwo, konkurencję i zdradę.
Wszystko to jest u Ferrante, ale też coś więcej, co wykracza poza psychologiczną opowieść o relacji. Postać Liny zbudowana jest na granicy prawdopodobieństwa. Jest tak wyjątkowa, że aż trudno w to uwierzyć. Niebywale zdolna, z niewykształconej robotnicy staje się specjalistką od komputerów. Ma, podobno, ogromną wiedzę, chociaż niezbyt to widać w powieści, i nie robi z niej żadnego praktycznego użytku. Każda rozmowa z nią inspiruje, rozpala umysł jej przyjaciółki. Jest pociągająca i fascynująca, budzi miłość, ale także lęk. Potrafi być szczodra, ale także zła i groźna. Potrafi upokorzyć, ale zapewne po to, żeby lepiej znieść upokorzenie. Żądna dominacji, sarkastyczna, nie znosi frazesów, sentymentalizmu i patosu. Lena kocha ją, a czasem jej nienawidzi, niekiedy wręcz życzy jej śmierci, jest jednak od niej głęboko i przez całe życie uzależniona. To z niej czerpie swoją pisarską moc, często dopełniają się, jak uzupełniające się przeciwieństwa. Związek Liny z Leną jest tak silny, że… pozwala przypuszczać, że w gruncie rzeczy jest to jedna osoba. Spójrzmy chociażby na ich imiona. Wskazówkę znajdziemy też w tekście, kiedy bohaterka wspomina, że pisze opowiadanie, w którym dwie bohaterki w istocie są jedna osobą.
Wydaje się, że Ferrante chciała tu upiec dwie pieczenie na tym samym ogniu. Po pierwsze pokazać odmienne trajektorie życiowe startujące z tego samego punktu wyjściowego – konwencjonalny awans społeczny przez edukację i dobre małżeństwo oraz taki, który ewentualnie jest możliwy w ramach własnej klasy.
Ciekawsza jednak wydaje się druga pieczeń, czyli założenie, że są to dwa aspekty tej samej postaci. Historia opowiadana jest z punktu widzenia Leny, dla której Lina jest nieustanną inspiracją i fascynacją. Lina ma wszystkiego – poza jedna cechą – więcej i bardziej. Więcej inteligencji, oryginalności, buntowniczości, odwagi, prawości, dystansu, miłości i okrucieństwa, złości, nonkonformizmu i jakieś tajemniczej mocy i aury. Słabsze ma libido i nie lubi być w ciąży – w przeciwieństwie do Leny. Mimo że drogę Leny można opisać jako emancypację, to jest to emancypacja zawsze na miarę czasów i środowiska, w których następuje. Lina jest więc jej wciąż stłumioną częścią kobiecości – czarodziejką i wiedźmą, a także twórczymi mocami, których kobiety wciąż nie rozwijają w dostatecznym stopniu. Powieść Ferante jest swego rodzaju psychoanalizą, wydobywającą z kobiecości to, co w niej nieświadome i ukryte, również siłę i złość. Oraz zapisane w tożsamości pochodzenie społeczne, którego nigdy do końca nie możemy się wyprzeć.
A jak zmieniają się od wczesnych lat 60. świadomość i życie kobiet? Stanem wyjściowym są zasady panujące w dzielnicy. Patriarchalne małżeństwo, oczywiście kościelne i nierozerwalne. Mężczyźni pracują, kobiety czasem też, ale to one zajmują się domem i dziećmi. Do tego przemoc fizyczna, bracia broniący cnoty sióstr, podwójne standardy wobec zdrady męskiej i kobiecej. O seksie się nie rozmawia i nie o przyjemność seksualną kobiety chodzi w małżeństwie. I to wszystko jest oczywiste i niepodważalne, choć nie wszyscy postępują zgodnie z zasadami.
Czasy się jednak zmieniają, są lata 60., poza tym Lena trafia do innego świata: rewolucyjnie rozbudzonych studentów, lewicowych intelektualistów, a jednocześnie ludzi bogatych i w gruncie rzeczy mieszczańskich. Ich wolnościowe poglądy często okazują się podszyte hipokryzją i dulszczyzną, jednak idee też się liczą. Lena zaczyna dostrzegać rozmaite rzeczy i odważa się o nich mówić, myśleć i pisać. A oto lista tych dopuszczanych już do publicznej sfery kobiecych doświadczeń: gwałt małżeński, brak satysfakcji seksualnej w małżeństwie, molestowanie, dyskryminacja w pracy, złożone relacje między orgazmem i miłością, konflikt roli matki z ambicjami kobiety i pracą zawodową, miłość macierzyńska, trudna relacja córki z matką, niechęć do posiadania dzieci, ambiwalentne uczucia wobec dzieci, samotne macierzyństwo, relacje z różnymi mężczyznami (w tym z uwodzicielem erotomanem), kochankowie zamiast męża, samotna starość wolnej kobiety… (To ostatnie brzmi już jak antyfeministyczny straszak.)
Nie trudno zauważyć, że jest to zestaw niczym z kolorowej prasy kobiecej, no może tej bardziej ambitnej.
Lena pisze też dobrze przyjęty esej feministyczny, o tym, jak kobiety są wchłaniane przez androcentryczną kulturę i żeby sobie poradzić muszą upodobnić się do mężczyzn, zostają zmaskulinizowane. Przez pewien czas chodzi na dyskusyjne spotkania feministyczne. Nigdy się na nich nie odzywa, zrażają ją konflikty, walka o miejsce w hierarchii grupy. Za to podoba się jej odwaga wygłaszania własnego zdania i dążenie do autentyzmu. Pod koniec życia deklaruje się jako pół-feministka. Jakoś nie może się zidentyfikować z żadną grupą czy ideologią. To takie indywidualistyczne i mieszczańskie nastawienie.
Nieco podobny kłopot ma autorka, czy może raczej bohaterka, z komunizmem i radykalną lewicą. Kiedyś komunizm, socjalizm, hegemonia klasy robotniczej były dla niej istotnymi wartościami. Chodziła na wiece i demonstracje. Pamięta burzliwy przełom lat 60. i 70. we Włoszech, strajki i zamieszki studenckie, późniejszą falę przemocy i zamachów, porwanie Aldo Moro (zamordowanego potem przez Czerwone Brygady). Faszystowskie bojówki i nienawiść. Lęk przed przemocą.
Chociaż sama go kiedyś używała, zaczyna drażnić ją lewicowy zdogmatyzowany język i wciąż powtarzane frazesy. Tak naprawdę chyba nigdy nie wierzyła w rewolucję, ani w to, że istnieją wystarczające warunki do jej przeprowadzenia. Po latach chciałaby, aby jej przyjaciel z dzieciństwa, lewicowy terrorysta, oddał się w ręce policji. Zaczyna doceniać rolę państwa i prawa, chociaż wie, jak one działają i jak bardzo są skorumpowane. Jest po prostu lewicową liberałką.
W Polsce ten okres wyglądał inaczej, chociaż dziś niektórzy kojarzą nasz marzec ‘68 z paryskim majem. Jednak w literaturze światowej ten motyw jest obecny prawie od pół wieku. Lewicowe zaangażowanie, nielegalne grupy, marzenia o innym świecie, rozczarowanie, zniszczone życie tych, którzy w porę nie wycofali się, frustracja… Pesymizm i upadek wiary w postęp. Skupienie się na własnym życiu. Ostatnio wspominałam o tym przy okazji powieści Cabré, a pierwszą powieścią, jaką na ten temat pamiętam, jest Rozmowa w katedrze Mario Vargasa Llosy, którą czytałam chyba w liceum. Pomiędzy nimi było wiele innych. Dla Włochów, Francuzów, Latynosów, Hiszpanów było to ważne generacyjne doświadczenie i Ferrante nie mówi o nim nic nowego.
Ciekawszy, chociaż też nie nowy, wydaje się wątek awansu klasowego. Neapol to południe, różne od północnych Włoch. W uboższych dzielnicach mówi się dialektem, autorka wielokrotnie podkreśla, że jest on wulgarny, sprzyjający agresji słownej. Jeśli nawet dzieci uczą się w szkole włoskiego, to jest on dla nich jak obcy język, tłumaczenie z dialektu. Szkoda, że nie słychać tego w książce, autorka jedynie informuje, kiedy bohaterowie mówią po włosku, a kiedy użyli „wulgarnych wyrażeń dialektalnych”. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że byłoby to trudne, może uniemożliwiło tłumaczenia, ale są na to pewno jakieś sposoby, żeby to oddać w prozie.
Dzielnica, z której pochodzą bohaterki, jest nie tylko biedna, jest też niebezpieczna i zła. Przemoc, wymuszenia, kradzieże, napaści z bronią w ręku, krwawe bójki, lichwa, przestępczość są tu na porządku dziennym. Później także narkotyki. Jednak również ci źli są znajomymi, powinowatymi, chodzą do tych samych barów albo są ich właścicielami, uczestniczą w weselach, rodzinnych uroczystościach. Z jednej strony znienawidzeni, z drugiej podziwiani, a przede wszystkim to oznacza, że bohaterki w jakiś sposób są w to wszystko zamieszane. Należą do wspólnoty. Lena, która zmienia środowisko i przenosi się na północ, potem na jakiś czas wraca do swojej dzielnicy, bo związek z nią, z jej mieszkańcami, przyjaciółmi z dzieciństwa i młodości inspirują jej twórczość. Nigdy nie pozbędzie się do końca tej tożsamości, której oznaką jest choćby konieczność pisania o Linie (albo o tym, co w sobie Liną nazywa).
Tetralogia Ferrane z pewnością może zaspokoić apetyty wielu czytelniczek (nie jestem pewna, czy czytelników – żadnego nie spotkałam).
Życiowa opowieść, miłość, nienawiść, morderstwa, dramatyczne wydarzenia, faszyści, mafia, komuniści… (Jeśli kogoś nie interesuje komunistyczne użądlenie, pewno te fragmenty opuści.) Nie jest to jednak nic więcej niż przyzwoita powieść popularna, w której słyszymy piosenki, które już znamy. Nic w tym złego, a dodatkową zaletą autorki jest to, że nie istnieje. To znaczy, istnieje, ale nikt nie wie, kim jest. Nie sprzedała swego życia na użytek mediów, nie wyjaśnia w wywiadach, co miała na myśli, nie spotyka się z czytelnikami, nie została celebrytką. Jak widać nie tylko ukrywający się od lat przed mediami Pynchon tak może…
Elena Ferrante, Genialna przyjaciółka, przeł. Alina Pawłowska-Zampino Sonia Draga, Katowice 2014; Historia nowego nazwiska, przeł. Lucyna Rodziewicz-Doktór Sonia Draga, Katowice 2015; Historia zaginionej dziewczynki, przeł. Lucyna Rodziewicz-Doktór, Sonia Draga, Katowice 2016; Historia ucieczki, przeł. Patrycja Zarawska, Sonia Draga, Katowice 2016.
**Dziennik Opinii nr 220/2016 (1420)