Kinga Dunin czyta

Dunin: Wielki comeback Hitlera

Berlin. Rok 2011. Na pustym placyku budzi się Adolf Hitler. Ostatnie, co zapamiętał, to to, że zasypiał w towarzystwie Evy Braun.

Satyra polityczna nie jest, wbrew pozorom, łatwym gatunkiem. Zjadliwość jeszcze czasem polskim autorom wychodzi, gorzej ze śmiesznością. Jednak jakieś elementy politycznej satyry pojawiają się dość często w polskiej prozie współczesnej. Groteskowe obrazy głupiej i chciwej władzy, kleru… Przez chwilę chciałam westchnąć: ach, kiedyś to była satyra, taka opera Cisi i gęgacze Janusza Szpotańskiego… Ale to tylko nostalgia, dziś chyba nikogo by to już nie bawiło. Poza tym na jej recepcję niechybnie miał wpływ fakt, że za utwór taki można było dostać trzy lata więzienia. Stąd mówiło się o nim „opera za trzy lata”. Dziś wolno więcej, nawet dużo więcej, a znaczy to mniej. Na przykład w ostatniej swojej powieści Miłoszewski przedstawił, z imienia i nazwiska, Donalda Tuska jako półgłówka. I co? I nic, raczej było to żenujące niż zabawne czy politycznie znaczące.

Ze sporą dozą zazdrości przeczytałam więc powieść Timura Vermesa On wrócił. Zazdrościłam przede wszystkim Niemcom, którzy z pewnością są w stanie zdekodować wszystkie żarty i aluzje autora dla obcych niezrozumiałe. Ale nawet dla nie-Niemców może to być w miarę przyjemna lektura. Może jako mieszkańcy Europy mamy już podobne powody do śmiechu (płaczu?) albo po prostu powieść ta bywa zabawna.

Berlin. Rok 2011. Na pustym placyku budzi się Adolf Hitler. Ostatnie, co zapamiętał, to to, że zasypiał w towarzystwie Evy Braun. Postanawia zacząć wszystko od nowa w tym nieznanym sobie świecie. Ze zdziwieniem obserwuje epidemię zaburzeń psychicznych wśród kobiet, które wkładają do woreczków kupy swoich piesków. Zbiera mu się na wymioty, kiedy ogląda telewizję, ale w końcu dochodzi do wniosku, że są to specjalne programy dla podludzi, którzy z trudem piszą i czytają. Zachwyca go internet… Ot, takie proste żarty, które można wyprodukować, jeśli przeniesie się bohatera w czasie.

Jest Hitlerem, myśli jak Hitler, wygląda jak Hitler i może pozwolić sobie dzięki temu na dowolnie brutalną ocenę niemieckich polityków.

Dziwi go, że na czele kraju stoi „kanclerka” – „nieforemna kobieta z charyzmą wierzby płaczącej, która przez lata bez żadnych objawów złego samopoczucia wspierała bolszewicki koszmar. Połączyła siły z pijusami z Bawarii, a luki w programie zatyka strzelcami górskimi i orkiestrą dętą”. Niemiecką socjaldemokracją kieruje zaś „natrętna, trzęsąca się galareta i zaściankowa pularda”. Jedyna partia, która zdobywa nieco sympatii Führera, to Zieloni, w końcu jest wegetarianinem i przyjacielem zwierząt, a oni chcą chronić piękna niemiecką ziemię.

To dosyć cwany chwyt, bo czy ktoś chciałby być chwalony przez Hitlera? A przygana w jego ustach jest przecież tylko groteskowa. Można więc pozwolić mu na jazdę po bandzie.

Jak jednak ma zacząć od nowa swoje dzieło we współczesnej demokracji? To proste. Zostaje gwiazdą rozrywkowej telewizji. Gra Hitlera. Może opowiadać o imigrantach, wielkim narodzie niemieckim, ale przecież to tylko zgrywa.

Tu warto jednak wskazać na pewne ograniczenia – nie tyle Hitlera, on mógłby powiedzieć wszystko – ile niemieckich mediów. Albo autora, który jednak zna rygory politycznej poprawności. Hitler na każde pytanie dotyczące Żydów odpowiada – zgodnie ze swoimi przekonaniami: to nie jest temat do żartów. I nie tyka kobiet ani mniejszości seksualnych. Tak czy inaczej staje się dwuznaczną gwiazdą telewizyjną, budząc w jednych zachwyt, a w innych konsternację. My też mamy parę takich gwiazd, ale występują one w programach informacyjnych i nie znają niektórych z tych ograniczeń.

Czy może to być jednak punktem wyjścia do kariery politycznej? Celebrycka sława, odzew prasy, najpierw węszącej skandal, potem coraz życzliwszej, zapewnia mu ogromną rozpoznawalność. Kiedy zostanie pobity przez prawicowych ekstremistów, nikt nie będzie miał już wątpliwości, że jest po słusznej stronie, a to, co robi, to tylko parodia uderzająca w złe stereotypy. Parodia, która uwodzi miliony.

I nagle przestaje być zabawnie. Zapraszany przez wszystkie partie, postanawia razem ze swoim managerem założyć własną. Promować ją będzie plakat ze sloganem „Nie wszystko było złe”.

Bo Vermers opowiada nam w gruncie rzeczy o tym, jak łatwo faszyzm może się wślizgnąć do dzisiejszych demokratycznych struktur.

Kiedy Hitler zaprasza do swojego programu działaczkę Zielonych, ta próbuje obnażyć jego oblicze światopoglądowe. Wygrywa jednak Hitler. Czy to ważne, z jakiego powodu budujemy elektrownie wiatrowe? Czy istnieją dobre i złe wiatraki?

Timur Vermes On wrócił, przeł. Eliza Borg, Wydawnictwo W.A.B. 2014



__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij