Bez wątpienia polski system podatkowy wymaga systemowych zmian, ale nie powinny być one sprowadzone jedynie do prostej redystrybucji. Jeśli chcemy obciążyć wyższymi podatkami najlepiej zarabiających, aby ulżyć najbiedniejszym, to powinniśmy zadbać o to, aby nie dokładać przedsiębiorcom dodatkowych kosztów.
„Spięcie” to projekt współpracy międzyredakcyjnej pięciu środowisk, które dzieli bardzo wiele, ale łączy gotowość do podjęcia niecodziennej rozmowy. Klub Jagielloński, Kontakt, Krytyka Polityczna, Kultura Liberalna i Nowa Konfederacja co kilka tygodni wybierają nowy temat do dyskusji, a pięć powstałych w jej ramach tekstów publikujemy naraz na wszystkich pięciu portalach.
Polski system podatkowy bez wątpienia wymaga istotnych systemowych zmian. Jednym z głównych postulatów podnoszonych w debacie publicznej jest zwiększenie progresywności, czyli przeniesienie ciężaru wpływów podatkowych z grup najgorszej zarabiających na rzecz tych lepiej uposażonych. Taki też jest kierunek myślenia Huberta Walczyńskiego, który w tekście Polskie patologie podatkowe przedstawia standardowe lewicowe zarzuty wobec polskiego systemu podatkowego. Z niektórymi propozycjami autora mogę się zgodzić, jednak część z przedstawionych argumentów skłania mnie do podjęcia polemiki. Co więcej, w jego tekście zabrakło tych postulatów, o które słusznie dopominają się przedsiębiorcy i wolnorynkowo zorientowani eksperci.
Większa redystrybucja jest uzasadniona
Zacznijmy od tego, z czym należy się zgodzić:
1) Zwiększenie kwoty wolnej od podatku – faktycznie jest to krok, od którego już dawno należałoby zacząć reformę systemu podatkowego. Przypomnijmy, że w latach 2009-2018 kwota ta wyniosła zaledwie 3091 zł. W ramach „Polskiego ładu” przychodzi prawdziwa rewolucja, ponieważ wyniesie ona aż 30 000 zł. Po tej zmianie Polska wyprzedzi wiele państw zachodnioeuropejskich pod względem wysokości kwoty wolnej w relacji do średniego wynagrodzenia.
czytaj także
2) Poparcie dla podatku spadkowego – Polska jest rajem dla spadkobiorców. Najbliższa rodzina jest w ogóle zwolniona z podatku, a maksymalna wartość wynosi z kolei 20 proc. Dla przykładu w Niemczech w grupie osób najbliżej spokrewnionych wynosi on między 7-30 proc., dalszych 15-43 proc., a braku pokrewieństwa 30 proc. lub 50 proc. Potwierdzeniem niewielkiej wysokości stawek tego podatku jest śladowy udział tego podatku w budżecie państwa. Należy podkreślić, że jest to najbardziej solidarystyczny i najmniej dotkliwy podatek, ponieważ nie karze za pracę, konsumpcję ani nawet własny majątek. Wręcz przeciwnie, zwiększenie go utrudnia petryfikację struktury społecznej i tym samym ułatwia równość szans.
3) Wprowadzenie podatku katastralnego – cały ciężar nie powinien był położony na podatkach od pracy, ale powinien być zrównoważony podatkami od posiadanego majątku. Warto podkreślić, że Polska jest jednym z państw, w którym podatki majątkowe są na jednym z najniższych poziomów w UE. Oczywiście podatek ten powinien dotyczyć przede wszystkim nieruchomości inwestycyjnych przy ograniczeniu obciążania nieruchomościami na cele mieszkalne.
Miliarderzy się bogacą, reszta biednieje. Czas na podatek majątkowy?
czytaj także
4) Eliminacja arbitrażu podatkowego PIT – najlepszym rozwiązaniem jest zlikwidowanie źródeł istnienia arbitrażu, czyli wyeliminowanie różnego oskładkowania i opodatkowania identycznych rodzajów dochodów. Ministerstwo Finansów miało już nawet opracowany projekt wprowadzenia tzw. jednolitej daniny, czyli podatku, który łączył w sobie wszystkie płatności obciążające pracę: składkę zdrowotną, składki społeczne i PIT. Docelowo zaś danina ta miała być taka sama dla wszystkich podatników, bez względu na źródło dochodu. To zaś sprawiłoby, że wyżej opisany arbitraż po prostu nie miałby sensu. Szkoda, że rząd porzucił to rozwiązanie.
5) Zwiększenie podatku CIT – obecny podstawowy próg CIT wynosi 19 proc. (dla małych firm wynosi 9 proc.), ale efektywna stawka, czyli ta, którą realnie płacą firmy po odliczeniu ulg, zwolnień i strat z poprzednich lat, wynosi 11 proc. Stanowi to wyjątkowo dużą różnicę, nawet jak na nasz region. Ważną okolicznością hamującą negatywne gospodarcze konsekwencje obniżenia atrakcyjności inwestycyjnej Polski stanowi fakt, że zmiany demograficzne rozwiązują ryzyko wysokiego bezrobocia. Ewentualne zmniejszenie liczby nowych miejsc pracy nie będzie więc dużym kosztem. Po okresie dbania o liczbę inwestycji polski rząd w końcu może przenieść priorytet na ich jakość, co odnosi się także do kwestii zysków podatkowych.
Nie przesadzać z antyliberalną narracją
Propozycja proredystrybucyjnej korekty jest zasadna, ale nie oznacza to, że wszystkie argumenty, jakie padają w debacie publicznej, w tym w tekście Walczyńskiego na rzecz redystrybucji, są przekonujące. Poniżej lista najistotniejszych tez, które polemizują z lewicowymi narracjami, w której wpisuje się Walczyński:
1) Czym innym jest walka z ubóstwem, a czym innym jest walka o równość społeczną – rzeczywiście istnieją przekonujące racje etyczne na rzecz zwiększenia obciążenia podatkowego osób najzamożniejszych, żeby sfinansować w ten sposób podstawowe potrzeby życiowe osób, które nie są w stanie zaspokoić ich samodzielnie. Jednak te same argumenty nie działają w odniesieniu do postulatu osiągnięcia większej równości. Państwo bez wątpienia powinno dążyć do tego, aby każdy miał możliwie równy „start” (poprzez np. system edukacji), ale z punktu widzenia sprawiedliwości nie jest oczywiste, jak głęboko powinno wyrównywać sytuację „na mecie”.
czytaj także
2) Liczba osób zamożnych w Polsce jest ograniczona – należy przy tym podkreślić, grupa krezusów jest naprawdę w Polsce nieliczna. Co więcej, ma ona możliwości rozliczania podatkowego poza Polską, więc podniesienie progu dla najbogatszych wcale musi spowodować, że więcej fiskusowi zapłaci rodzeństwo Kulczyków. Przeciwnie, będą to przede wszystkim specjaliści w największych polskich miastach. Owszem, dobrze wynagradzani, ale mieszkający też w miastach w których są najwyższe koszty życia, w tym przede wszystkim mieszkania. Nie jest więc prawdą, że zwiększenie obciążenia dla najbogatszych nie będzie istotnie odczuwalne.
3) Zwiększenie opodatkowania korporacji teraz jest zasadne, wcześniej niekoniecznie – Polska, podobnie jak wiele innych państw Europy Środkowo-Wschodniej, przez ostatnie 30 lat cechowała się niskim poziomem opodatkowania dla przedsiębiorstw, co było związane z potrzebą stworzenia zachęty dla zagranicznych korporacji, aby inwestowały w Polsce. Dziś po 30 latach od transformacji można pozwolić sobie na to, żeby podatki stopniowo zacząć podnosić i wprowadzać dodatkowe progi dla przedsiębiorstw najbardziej dochodowych, ponieważ wchodzimy w inny etap rozwoju. Oczywiście wprowadzając większą progresję w CIT trzeba obserwować konsekwencje gospodarcze i reagować w sytuacji, kiedy koszty gospodarcze okazałyby się zbyt duże i miałoby to negatywny wpływ na inwestycje.
czytaj także
4) Polska jest państwem z dużymi możliwościami awansu społecznego – oczywiście, że przekazywany kapitał kulturowy w domu powoduje, że statystycznie więcej osób będzie również miało wyższe wykształcenie, jeśli takowe posiadają ich rodzice. Tak będzie zawsze i wszędzie, chyba że chcemy wrócić do systemu punktów na uniwersytetach za pochodzenie. Niemniej duża część polskiej klasy średniej, w tym także wyższej średniej, to pokolenie dużego awansu społecznego, co podważa tezę o niskiej mobilności społecznej, którą trzeba wymusić zmianami podatkowymi.
5) Nierówności społeczne w Polsce nie są duże – biorąc pod uwagę poziom rozwoju gospodarczego oraz zestawienie z bogatymi krajami UE, Polska nie jest krajem rażących nierówności ekonomicznych. Co ważne, od kilku lat nierówności dochodowe nie wykazują tendencji wzrostowych.
Narracja Walczyńskiego jest potwierdzeniem tezy, iż słusznym postulatom redystrybucji towarzyszy często duża chęć przesadzonego „przywalenia” przedsiębiorcom i liberalnym komentatorom. Zostawiając na bok spory, na ile należy się im „pałowanie” za niechęć do większego dzielenia się własnym majątkiem, należy podkreślić, że poza satysfakcją antyliberałów taka strategia jest politycznie po prostu przeciw skuteczna. Zraża bowiem do siebie część opinii publicznej, która mogłaby się zgodzić na wyższe podatki, ale jednocześnie nie podziela antyliberalnych emocji. Trzeba odejść od portretowania przedsiębiorców jako kombinatorów i wyzyskiwaczy na rzecz narracji doceniającej ich wkład w budowanie polskiego PKP. Zobowiązanie do większego dzielenia się zyskami wynika właśnie z tej elitarnej pozycji.
Progresja to nie wszystko
Spory o głębokość redystrybucji trwają i będą trwały.
Bez wątpienia polski system podatkowy wymaga systemowych zmian, ale nie powinny być one sprowadzone jedynie do prostej redystrybucji. Jeśli chcemy obciążyć wyższymi podatkami najlepiej zarabiających, aby ulżyć najbiedniejszym, to powinniśmy zadbać o to, aby nie dokładać przedsiębiorcom dodatkowych kosztów, jakie generuje polski system podatkowy, a także zadbać o proredystrybucyjną narracje, która będzie przekonująca nie tylko dla antyliberalnie gospodarczej lewicy.
***
Paweł Musiałek – członek zarządu Klubu Jagiellońskiego. Dyrektor Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego i jego ekspert ds. polityki zagranicznej oraz polityki energetycznej. Szef działu „Państwo na poważnie” na portalu opinii Klubu Jagiellońskiego. Stały współpracownik czasopisma idei „Pressje”. Przygotowuje rozprawę doktorską na temat sporu o polską politykę zagraniczną po 2004 roku.
**
Inicjatywę wspiera Fundusz Obywatelski im. Henryka Wujca.