Globalnie sektor odzieży używanej urośnie do 2029 roku trzy razy bardziej niż cały rynek odzieżowy. Ale to nie oznacza, że ten drugi się zwija, ani że postępująca moda na drugi obieg jakkolwiek dotyczy najbogatszych zakupoholików. Ani że kupujemy mniej.
Hej Paulina!
Potrzebuję twojej eksperckiej porady. To nie żart.
W ciągu 3 pierwszych miesięcy korzystania z Vinted wydałem tam 2800 złotych. Nawet nie zauważyłem, kiedy to się stało. Inaczej. Zauważyłem, że brakuje mi pieniędzy do pierwszego, ale nie wiązałem tego faktu z codziennym, notorycznym skrolowaniem ofert.
Bardzo podobają mi się rzeczy, które sobie kupiłem i są przydatne, chociaż było wśród nich kilka takich, które nie pasowały i właściwie od razu poszły do kontenera Caritasu albo na odsprzedaż. Sprzedawanie na Vinted jest równie przystępne i ekscytujące jak kupowanie, ale faktem jest, że sprzedałem ciuchów jedynie za około 300 złotych.
czytaj także
Nie mogę wszystkiego zwalać na Vinted, bo korzystam też z innych platform zakupowych, nie mniej to właśnie po zainstalowaniu tej aplikacji pojawiły się wyraźne problemy z kasą.
Podejrzewałem, że coś jest nie halo, bo szybko i mocno wkręciłem się w „zabawę” w strojenie się z drugiej, wirtualnej ręki.
Łatwy dostęp do niezliczonych brandów, projektujących super piękne lub użyteczne, a najlepiej jedno i drugie, rzeczy, oraz odkrywanie nowych, są pasjonujące. Godzinami przebierałem we wspaniałych angielskich płaszczach albo świetnych jakościowo kurtkach z Danii.
Geograficzny aspekt Vinted tworzy nową jakość ekonomiczną, bo przestawił moją wyobraźnię z horyzontalnej na wertykalną. Obieg rzeczy nie przebiega tam ze wschodu na zachód, tylko z północy na południe i z powrotem. Ciekawie jest kontaktować się z osobami z Rumunii, Węgier, Słowacji, Litwy, Szwecji i innych krajów nordyckich, gdzie produkowane są najlepsze wełniane swetry.
Kupując, miałem poczucie uczestniczenia w alternatywnej mikrogospodarce. Wydawało mi się, że pokazuję palec wielkim markom fast fashion, z których i tak nie korzystałem, ale wiem, jak tragiczny w skutkach jest napędzany przez nie przemysł.
czytaj także
Może faktycznie tak jest? Sam nie wiem. Usunąłem apkę, licząc, że nie będzie mi się chciało tam wchodzić przez przeglądarkę. Źle mi się wydawało. Musze usunąć konto, trzymaj za mnie kciuki.
Może to tylko ja. Skłonność do uzależnień u każdego jest inna, może inne osoby nie mają tego problemu. Wiem, że sama korzystasz z Vinted. Wyjaśnij, proszę: jest spoko czy nie spoko?
– Kuba
Drugi obieg nie uratuje planety
Drogi Kubo,
Z Vinted jest trochę tak, jak z głosowaniem na prezydenta w drugiej turze. Niby robisz coś pożytecznego, bo spełniasz obywatelski obowiązek, ale dokonujesz wyboru pomiędzy złem i mniejszym złem, odkrywając na końcu, że tak naprawdę są jednym i tym samym.
Analogicznie kupowanie z drugiej ręki pozornie wydaje się mniej szkodliwe niż pogoń za nowościami, ale ostatecznie wszystkie ciuchy – nawet te, które miały kilka żyć – z powodu nieopłacalności i nieuregulowanej polityki dotyczącej recyklingu lądują na Globalnym Południu i je zaśmiecają.

O tym, zresztą, na łamach Krytyki Politycznej pisała m.in. Magdalena Bartczak, tłumacząc, jak chilijska pustynia Atakama stała się największym wysypiskiem pochodzących głównie z USA i Europy ubrań na świecie. Ja z kolei miałam okazję zobaczyć wystawę fotograficzną na temat Akry, w której znajduje się jeden z największych i dosłownie tonących w odzieży z drugiej ręki portów w Ghanie. Takich miejsc jest znacznie więcej, więc opowieść o tym, że wspaniałomyślnie ratujemy ubrania, kupując na Vinted, ale także w lumpeksach, ma drugie dno i niekoniecznie czyni nas mądrzejszymi, bardziej dbającymi o własny budżet, klimat, ekologię czy sprawiedliwość społeczną konsumentami.
Na Vinted te różnorodne – widziane zarówno globalnie, jak i indywidualnie – perspektywy skupiają się jak w soczewce. Pokazują z jednej strony stale i słusznie rosnącą presję na zrównoważony styl życia i takież aspiracje, a z drugiej – wszystko, co jest nie tak z późnym kapitalizmem. Tym samym, który monetyzuje i mnoży stworzone przez siebie problemy pod maską prośrodowiskowego dobrodzieja i biznesowego innowatora.
My zaś łapiemy się na to jak muchy na lep, zwykle mając dobre intencje. Napędza nas wiara w pożyteczność zamykania się w drugim obiegu albo przedsiębiorczy spryt, wydający się jedyną słuszną odpowiedzią na nadmiarowe wyrzucanie niezniszczonych rzeczy oraz prekarne warunki, w których żyje wiele i wielu z nas.
Jednocześnie nie da się ukryć, że Vinted wpływa na popularność używanej odzieży i świadomość na temat mody. Świadczą o tym choćby badania przeprowadzone przez samą markę i start-up Vaayu, wskazujące, że większość użytkowników platformy (to przede wszystkim millenialsi i zetki) ma co najmniej jedną czwartą lub połowę garderoby z drugiego obiegu. Wśród powodów, dla których decydują się na zakupy na platformie, użytkownicy wymieniają chęć prowadzenia bardziej zrównoważonego środowiskowo stylu życia.
Taki też może być trend przyszłości. Resale Report, przygotowany przez thredUP, wykazał, że globalnie sektor odzieży używanej do 2029 roku urośnie prawie trzy razy bardziej, niż cały rynek odzieżowy. Ale to nie oznacza, że ten drugi się zwija, ani że postępująca moda na drugi obieg jakkolwiek dotyczy najbogatszych zakupoholików. Ani że kupujemy mniej. We wspomnianym wyżej badaniu kryterium zakupowym wyprzedzającym zrównoważony rozwój pozostaje niska cena. A gdy jest tanio, to łatwiej o przeholowanie z rzeczami, które później tylko zalegają w szafie.
+99 co minutę
Nie mogę z czystym sumieniem w czambuł skrytykować Vinted, bo – jak sam zauważyłeś – sama z niego korzystam i kilkukrotnie dorobiłam sobie parę ratujących życie stówek do pensji. Twoja wiadomość skłoniła mnie jednak do przyjrzenia się, czy faktycznie zyski przekraczają straty. No i czyje to są zyski, biorąc pod uwagę, że na Vinted kwitnie nie tylko okazjonalny handel indywidualny, któremu, wbrew wzbudzającym popłoch zapowiedziom fiskusa, żadne opodatkowanie nie zagraża.
Chodzi raczej o wybitnie przedsiębiorcze osoby, szperające w stacjonarnych lumpeksach albo outletach z nieużywanymi ciuchami tylko po to, by znalezione cacka sprzedać nawet za trzykrotność zapłaconej kwoty, i innych handlarzy prowadzących na Vinted swoje sklepy, a raczej – ukrytą działalność gospodarczą.
czytaj także
Osobisty rachunek wyszedł mi podobny do twojego: więcej ubrań kupiłam, niż sprzedałam, choć długo chełpiłam się tym, jak to nie poluję na nówki w sieciówkach. Robię to po prostu na Vinted, a więc uczestniczę w spirali konsumpcyjnej, wybierając mniejsze zło, a nie z niego rezygnując.
Abigail Austin z „Guardiana” – medium, które podjęło współpracę sponsorską z Vinted – pisze jasno: „say less to dress”. Autorka twierdzi, że w jej przypadku kupowanie wyłącznie używanej odzieży, akcesoriów i butów miało więcej wspólnego z impulsywnymi (a może i kompulsywnymi) zakupami, chaosem i samooszukiwaniem, niż misją zmniejszania śladu środowiskowego, wydatków czy przemyślanym komponowaniem garderoby. Garderoby, w której lądowały nie tylko ubrania dobrej jakości, ale i przypadkowe, plastikowe szmaty, których nie da się nosić, do niczego dopasować, ani poddać recyklingowi.
Wystarczy wejść do dowolnego kupciuszka, żeby znaleźć tam wieszaki uginające się od najgorszej jakości tekstyliów z Shein, BooHoo czy PrettyLittleThing. Nie inaczej jest na Vinted, gdzie lądują tony ubrań od marek fast i ultra fast fashion, które nazywam gównomodą i które we współpracy z mediami społecznościowymi (zwłaszcza TikTokiem i Instagramem) co chwilę wypuszczają nowe mikrotrendy. A to prosta droga do nadmiernego konsumpcjonizmu, który ani z oszczędnością, ani z ekologią nie ma nic wspólnego. Tak naprawdę platformy z ciuchami z drugiej ręki – jak wskazują naukowcy w Journal of Cleaner Production – mogą wręcz zasilać rynek szybkiej mody, stwarzając problematyczną substytucję między produktami ponownie używanymi a nowymi.
Atrakcyjność cen i łatwa dostępność wzmagają popyt, a często wiążą się z zakupoholizmem pod wpływem impulsu, bo opierają się na tych samych mechanizmach, którymi karmi nas szybka moda.
Pewnie pomyślisz: od czego są w tym wypadku filtry? Jasne, ale może się zdarzyć, że przeglądając kolejne wełniane płaszcze od niszowej duńskiej marki, zachce ci się kupić też czapkę, szalik i rękawiczki, mimo że w domu walają się ich dziesiątki. Sam przyznałeś, że nie kupowałeś tyle ubrań przed, ile po zainstalowaniu Vinted.
Jeśli włączysz powiadomienia na Vinted, dowiesz się, że plecak, który oglądałeś i polubiłeś, został przeceniony, więc warto spieszyć się z decyzją o kupnie. Okazja czeka na każdym kroku, bo przecież masz do czynienia z czymś teoretycznie unikatowym, a nie sprzedawanym w serii. Każdy może cię ubiec. Gdy twój plecak kupi ktoś inny, nie musisz się jednak martwić, bo czeka na ciebie stos innych, spełniających twoje kryteria produktów. Pojawia się ich +99 co minutę.
Ryzyko związane z nadmiarem, jakie stwarza platforma, dotyka również konsumentów nabywających nowe ubrania w sklepach. Fakt, że mogę coś później sprzedać w sieci, usprawiedliwia mój bieżący zakup i pozornie oczyszcza sumienie.
Złudzenie taniej zmiany
Pomińmy na chwilę kwestie samego konsumpcjonizmu i przyjrzyjmy się grzechom Vinted – firmy o litewskim rodowodzie, długo pozostającej jednym z najbardziej bezprawnych miejsc w internecie, unikającym nie tylko opodatkowania. Platforma migała się także od przestrzegania RODO, co skończyło się ukaraniem jej grzywną w wysokości ponad 2 mld euro. Litewskiemu organowi udało się m.in. udowodnić, że aplikacja wymaga podawania szczegółowych danych, jak skany dowodu osobistego, jeśli użytkownik próbuje wypłacić z niej pieniądze na swoje konto. Prośby o usunięcie danych spotykały się zaś z komunikatem, że Vinted nie podejmie w tym zakresie żadnych działań. Dodatkowo serwis miał stosować tzw. shadow blocking.
Najmodniejsze kolory sezonu w H&M? Te, które spływają rzekami Bangladeszu
czytaj także
Nie wszystkie tego typu sprawy znajdują finał w sądzie, bo platforma nieskutecznie walczy z oszustami, słabo radzi sobie z przemocą, w tym przede wszystkim seksualną, w obrębie swojej społeczności. Chodzi nie tylko o użytkowników piszących niestosowne wiadomości i komentarze, ale także używających zdjęć osób prezentujących na sobie ubrania w celach pornograficznych oraz wyłudzających fotografie.
Do tego dochodzą problemy z dostawcami. Cała oszczędność śladu węglowego związanego z produkcją ubrania w Vinted skupia się właśnie na dostarczaniu paczek, np. z kolczykami za 5 zł. W przypadku firm kurierskich częste są wpadki, z którymi platforma zostawia użytkowników samych sobie. Przykład? Vinted wysyła informację, że twoja przesyłka dotarła, ale nie dostajesz pomocy, gdy zgłaszasz, że wcale nie, mimo że ponosisz tzw. opłatę za ochronę kupującego i „możesz robić zakupy ze spokojem ducha, jeśli twój przedmiot nie dotrze, dotrze uszkodzony lub będzie znacząco niezgodny z opisem, Vinted zwróci ci pieniądze”. Doświadczenie pokazuje, że bywa różnie, a do tego na forach mnożą się historie o nieodpowiedzialnych sprzedawcach, którzy nie tylko oszukują, wysyłając nie ten produkt, co trzeba i tak dalej, ale często pakują brudne ubrania z molami lub pluskwami gratis.
Słuchaj podcastu:
Z prasy ekonomicznej dowiesz się jednak, że litewska platforma cechuje się niespotykaną przedsiębiorczością i technologiczną inwencją. Czytam na przykład, że Vinted rozwija „nowe narzędzia oparte na sztucznej inteligencji”, a także swoją ofertę. Dziś w serwisie sprzedasz już nie tylko ciuchy, ale także elektronikę, książki i akcesoria wnętrzarskie.
Vinted chce też stacjonarnie handlować używanymi towarami luksusowymi i otwiera sklep w Londynie, a apetyt firmy na podbijanie kolejnych rynków nie spada. Kto wie, czy litewski potentat nie skończy jak Nasty Gal – firma założona przez Sophię Amoruso – która z vintage sklepu zmieniła się w kolejnego detalistę fast-fashion.
Vintedzianki, vintedziarze i „trudno blok”
Platformie nie da się odmówić sprzyjania budowaniu społeczności oraz bycia swoistym fenomenem kulturowo-socjologicznym. Można się z tego śmiać, ale vintedzianki i vintedzianie tworzą relacje pozaekonomiczne i swoistą specyfikę komunikacyjną, co już analizują akademicy, przyglądając się na przykład wartościom przyświecającym użytkownikom i projektantom platformy oraz ich pokoleniowym doświadczeniom.
Nie trzeba jednak czytać buł akademickich, żeby wiedzieć, jak niepowtarzalnym, a przy tym i absurdalnym miejscem jest uniwersum Vinted. Wystarczy śledzić ultra zabawny profil the.awanti, z którego pochodzą takie klasyki, jak „u mnie się kupuje, a nie obserwuje” czy „myszko” i „kicia” jako nowe zwroty grzecznościowe do potencjalnej klienteli, nie wspominając, że mierzenie średnicy guzika w sprzedawanej za 5 zł kurtce funkcjonuje jako dodatkowy etat, a kreatywność wysyłkowa to kopalnia memów. Moje top dwa pomysłów na pakowanie sprzedanych ubrań to pudełko po serku wiejskim i dziecięca pielucha (na całe szczęście niezużyta).
czytaj także
Z tym kulturoznawczo przesadnym zapałem pewnie nie zgodziłaby się dziennikarka „The Independent”, która pokazuje ciemną stronę interakcji na Vinted. Ellie Muir podaje masę przykładów kompletnego braku szacunku, agresji i bezczelności, które wchodzą na wyżyny nieporównywalne z doświadczanymi przez sprzedawców i klientów w sklepach stacjonarnych.
„Fakt, że te transakcje odbywają się online i bez żadnej interakcji twarzą w twarz, oznacza, że nie ma jak zniechęcić ludzi do złego zachowania lub wymyślania kłamstw, aby usprawiedliwić swoją złą obsługę” – zaznacza Muir, prowadząc nas do powszechnej prawdy na temat mediów społecznościowych. Wiele osób uważa, że w sieci wszystkie zasady życia społecznego wyparowują. Ale na szczęście wciąż – cytując klasyków – można wylogować się do życia. „Trudno blok” – odwyk od aplikacji jeszcze nikomu nie zaszkodził.
– Paulina