Kreml pragnie stopniowo podkopywać determinację państw zachodnich do izolowania rosyjskiej gospodarki. Tymczasem Zachód potrzebuje w tym momencie przede wszystkim cierpliwości.
Powodzenie Ukrainy w wojnie z Rosją zależy nie tylko od poświęcenia samych Ukraińców, ale też konsekwencji Zachodu. Starcie ekonomiczne USA, UE i sojuszników z Moskwą to niemal równie istotny odcinek wojny co działania na froncie w Donbasie. Dzięki konsekwentnie wprowadzanym i przede wszystkim przestrzeganym sankcjom Rosji może zabraknąć zasobów na prowadzenie intensywnych działań zbrojnych. Już zresztą ich brakuje, chociażby rakiet, o czym mówią sami rosyjscy komentatorzy w mniej mainstreamowych dyskusjach.
Nic więc dziwnego, że Kreml rozpoczął akcję propagandową, mającą na celu przekonanie świata, a przy okazji własnych obywateli, że restrykcje Zachodu są niewarte funta kłaków i bardziej cierpi na nich Europa. Genialny strateg Putin miał rzekomo przygotowywać się do sankcji przez lata, budując mechanizmy odporności, dzięki czemu teraz błyskawicznie przestawi swoją gospodarkę ze współpracy z Zachodem na intensywne relacje handlowe z Chinami, Indiami, Iranem, a nawet Afryką. Wszak teoretycznie, czego nie kupią Niemcy czy Czesi, zawsze będzie można opchnąć na przykład w Erytrei.
ZSRR byłby odporny, Rosja nie
Niestety propaganda Kremla oraz całkiem sprytne rozwiązania uniemożliwiające ucieczkę kapitału z Rosji zdają się przynosić rezultaty. Podważanie sankcji jest coraz bardziej powszechne nie tylko na polskiej prawicy, co było do przewidzenia, ale nawet w szacownych lewicujących pismach Europy Zachodniej.
Według Łukasza Warzechy „sankcje wydają się bardziej szkodzić Europie niż Putinowi”. Autor „Do Rzeczy” wskazuje, że „Rosja nie tylko się nie wali, lecz także z pewnymi sukcesami nadal toczy wojnę i nie widać, aby sankcje miały jakiś wyraźny wpływ na jej zdolności w tej mierze”.
Simon Jenkins na łamach „Guardiana” przekonuje natomiast, że „sankcje Zachodu wobec Rosji są najbardziej nieprzemyślaną i przynoszącą odwrotny skutek polityką w najnowszej historii”.
Przekonując nawet niewielką część liderów opinii do swojej zafałszowanej wersji rzeczywistości, Kreml może stopniowo podkopywać determinację państw zachodnich do izolowania rosyjskiej gospodarki. Tymczasem Zachód potrzebuje w tym momencie przede wszystkim cierpliwości.
Sankcje gospodarcze przynoszą już rezultaty, co dostrzeże chyba każdy, kto chce poszukać faktów, a nie utwierdzić się we własnym, z góry przyjętym przekonaniu. W „Tygodniku Gospodarczym” Polskiego Instytutu Ekonomicznego z 14 lipca autorzy wskazują, że nawet oficjalne źródła rosyjskie donoszą o załamaniu gospodarczym na Wschodzie. Według danych rosyjskiego Ministerstwa Rozwoju w maju rosyjskie PKB spadło o 4,3 proc. Według Rosstat, czyli Federalnej Służby Statystyki Państwowej, aktywność gospodarcza spadła o 3,2 proc. To jest niewiele? Gdyby w państwach Zachodu notowano takie wskaźniki gospodarcze, media grzmiałyby o epickim kryzysie.
Oczywiście Rosja jako tako funkcjonuje. Przecież nikt chyba nie oczekiwał, że z powodu sankcji gospodarczych największy pod względem powierzchni kraj świata nagle zniknie, a jego mieszkańcy – z Putinem włącznie – wyparują. Jednak powoli i systematycznie wybijane są gospodarcze zęby agresywnego niedźwiedzia. Widać to szczególnie w przemyśle. Według danych podawanych przez PIE w maju produkcja samochodów osobowych spadła o 97 proc. rok do roku, natomiast produkcja AGD o 60 proc.
Przemysł rosyjski, w odróżnieniu od przemysłu ZSRR, przed wojną był uzależniony od dostaw półproduktów z Zachodu. ZSRR był w dużej mierze gospodarką autarkiczną, mającą ogromną bazę przemysłową i powiązaną ekonomicznie głównie z państwami bloku wschodniego. Rosja wręcz przeciwnie – związała się silnymi relacjami handlowymi z Europą, czerpiąc z zagranicy większość technologii, których jej po prostu brakowało.
Przemysł komputerowy w Rosji przed wojną był w dwóch trzecich zależny od importu, elektroniczny w 58 proc., farmaceutyczny w 53 proc., a motoryzacja w połowie. Wśród 10 państw, które dostarczały największy wkład (materiały, części, półprodukty) do jej przemysłu, aż dziewięć to państwa Zachodu, które obłożyły ją sankcjami. Z dużych dostawców ostały się jej tylko Chiny.
czytaj także
Odcięcie Rosji od importu z Zachodu zminimalizuje jej możliwości prowadzenia zaawansowanej produkcji. Co przełoży się też na jej zacofanie pod względem wyposażenia wojska. Dzięki temu po wojnie Kreml będzie miał ogromne problemy z odbudową armii, która ponosi w Ukrainie bardzo duże straty. Sankcje na import będą być może nawet ważniejsze niż wciąż jeszcze de facto niewprowadzone embargo na ropę. Tymczasem import w Rosji się załamał, co widać chociażby po wpływach z podatku VAT, które drastycznie spadły. Według PIE import do portu w Petersburgu spadł o dwie trzecie.
Mydlenie oczu
Skąd więc wzięły się teorie o rzekomej odporności Rosji na zachodnie sankcje? Temu zagadnieniu przyjrzeli się naukowcy z Yale, którzy w swoim raporcie Business Retreats and Sanctions Are Crippling the Russian Economy bardzo wyczerpująco rozprawili się z mitami rozpowszechnianymi przez różnych, niezbyt mądrych publicystów.
Główną przyczyną są oczywiście działania obronne samego Kremla, który okresowo zamroził degenerację rosyjskiej gospodarki, czym jedynie odsunął w czasie jej rozpad. Najlepszym przykładem jest kurs rubla względem dolara, który wrócił do poziomu sprzed wojny, co według wielu sankcjosceptyków jest koronnym dowodem na to, że sankcje nie działają.
Sprowadzanie sytuacji gospodarczej do kursu waluty samo w sobie jest absurdalne, jednak naukowcy z Yale sprawdzili, dlaczego właściwie ten rubel trzyma się tak mocno. Jest to jedynie zasługa zamrożenia obrotu walutowego przez Kreml. Zabroniono obywatelom przelewać środki na zagraniczne konta i wymieniać rubla na więcej niż 10 tys. dolarów. Eksporterom nakazano wymieniać 80 proc. wpływów walutowych na rubla. Zakazano także udzielania pożyczek w dolarze oraz konwersji kont rublowych na dolarowe. Poza tym wprowadzono także kilka innych, pomniejszych rozwiązań. Dzięki temu wolumen wymiany rubla na rynkach spadł drastycznie – z 10 mld dolarów dziennie w lutym do mniej niż 2 mld w marcu, kwietniu i maju.
Drugim dowodem na odporność Rosji na sankcje jest wzrost jej wpływów z eksportu surowców. One faktycznie początkowo wzrosły, dzięki rosnącym cenom surowców na rynkach. Na tej podstawie zachodni komentatorzy zaczęli głosić teorię, według której w tym roku Kreml zarobi gigantyczne pieniądze ze sprzedaży paliw kopalnych. Oparte były one jednak na prostej ekstrapolacji danych z samego początku wojny – gdy sankcje jeszcze nie działały – na cały bieżący rok. A to zwyczajny błąd merytoryczny.
Popełnił go chociażby Bloomberg, który prognozował, że w tym roku przychody z surowców przyniosą Rosji 285 mld dolarów, czyli o jedną piątą więcej niż w roku 2021. Okazuje się jednak, że prognoza Bloomberga oparta była na danych z marca, tymczasem już w maju i czerwcu przychody te się załamały. Co jest efektem zarówno sankcji, jak i ogólnej niechęci do kupowania krwawego surowca ze Wschodu.
Autorzy raportu Yale wskazują, że według oficjalnych danych Kremla łączne przychody z ropy i gazu w maju spadły o połowę w stosunku do poprzednich miesięcy. „Wprowadzająca w błąd prognoza Bloomberga, beztrosko ekstrapolująca początkowe wielkości eksportu energii na resztę roku, została następnie powtórzona przez liderów opinii, w tym Fareeda Zakaria i innych, dowodzących rzekomej odporności rosyjskiej gospodarki” – piszą naukowcy z Yale.
Na równi pochyłej
Autorzy raportu wskazują również, że eksport rosyjskiego gazu jest znacznie ważniejszy dla Kremla niż Europy. Przed wojną Rosja eksportowała 83 proc. gazu do Europy, która jednak 54 proc. importowanego gazu sprowadzała z innych kierunków – Algierii czy Kataru albo wewnętrznie z Norwegii. Eksport gazu wymaga infrastruktury – sprzedaż LPG za pośrednictwem gazowców ma dla Rosji drugorzędne znacznie.
Nie da się w prosty sposób zmienić kierunku eksportu gazu, bez wcześniejszej budowy infrastruktury. Chiny przed wojną sprowadzały zaledwie 10 proc. gazu, który Rosja eksportowała do Europy. Powstający właśnie gazociąg Siła Syberii zacznie działać na pełną skalę dopiero za kilka lat. Rosja planuje budowę drugiej nitki, problem w tym, że jak wskazują ekonomiści z Yale, tym razem całość kosztów finansowania będzie spoczywać na Kremlu. Pierwszą nitkę Siły Syberii sfinansowały Chiny. A koszt był ogromny, czyli 45 mld dol. Chiny też od lat domagają się znacznie niższych cen niż te, które Rosja oferuje Europejczykom.
„Chłopaki, w co wy się pakujecie?” Jak rosyjskie wojsko okupowało Czarnobyl
czytaj także
Inaczej mówiąc, Chiny będą dla Rosji znacznie trudniejszym partnerem handlowym, który bez skrupułów wykorzysta jej słabszą pozycję. „Najnowsza historia pokazała, że rosyjskie prognozy zwrotu na Chiny oparte są na nierealistycznych założeniach. W 2014 roku, kiedy po aneksji Krymu przez Rosję wprowadzono stosunkowo umiarkowane sankcje, Rosja również oczekiwała od chińskich firm kupowania rosyjskich aktywów, wsparcia finansowego oraz dzielenia się technologią i know-how. Nic z tego nie wyszło.
Rosja jest drugorzędnym partnerem handlowym Chin, których pierwszym partnerem pozostają Stany Zjednoczone, a większość chińskich przedsiębiorstw nie może ryzykować narażenia się na amerykańskie sankcje, prowadząc relacje z rosyjskimi podmiotami pod stołem. Ponadto, jako importerowi netto ropy i gazu, chińskim firmom energetycznym brakuje wielu technologii potrzebnych do obsługi i utrzymania rosyjskiego sektora naftowego i gazowego” – piszą autorzy analizy.
W wyniku wycofania się zagranicznych koncernów Rosja straciła firmy odpowiadające za 40 proc. jej PKB. Oczywiście część tego kapitału zostanie znacjonalizowana lub przejęta przez kapitał prywatny. Jednak utrata zachodniego know-how i połączeń biznesowych trwale uszkodzą możliwości gospodarcze Moskwy.
czytaj także
Rosja będzie oczywiście nadal przekonywać, że ma się świetnie. Wszak w propagandzie i tworzeniu alternatywnej rzeczywistości Kreml zawsze był niezrównany, szczególnie w czasach ZSRR, którego obecna władza Rosji jest rzetelnym naśladowcą.
„Jeśli tylko sojusznicy pozostaną zjednoczeni w utrzymywaniu presji sankcyjnej, Rosja nie będzie miała możliwości wyjścia z ekonomicznej izolacji” – piszą ekonomiści z Yale. Inaczej mówiąc, jedyne, co może sprawić, że Zachód przegra starcie ekonomiczne z Rosją, to brak cierpliwości oraz konsekwencji. W gruncie rzeczy to niewielki wysiłek w porównaniu z tym, co codziennie do tej wojny wnoszą Ukraińcy.