Jeśli nie musisz robić zakupów w Black Friday, wstrzymaj się i ustąp miejsca tym, dla których kilkaset złotych oszczędności na cenie laptopa to istotna różnica.
W moim rodzinnym domu notorycznie brakowało pieniędzy oraz miejsca w lodówce. Ciężko było wysępić od rodziców chociaż dziesięć złotych, za to otwierając lodówkę, mogłem się przez chwilę poczuć, jakbym przeskoczył dwie klasy społeczne wyżej. Szeroki wybór serów, kilka rodzajów kiełbas i szynek, jogurty, kefiry, soki, świeże warzywa (wymieszane z zapomnianymi), przepełniona szafka na pieczywo. W postchłopskiej rodzinie, zaledwie jedno pokolenie po przeprowadzce z beskidzkiej wsi do niedawno wybudowanego śląskiego miasta, nie mogło brakować jedzenia: „lepiej później wyrzucić, niż gdyby miało zabraknąć”.
Pełna lodówka była dowodem dobrego gospodarowania i dostatku. Robiący zakupy ojciec dumnie przynosił do domu pięć rodzajów mięsa niczym łupy z polowania. Obfite zakupy spożywcze wprawiały go w dobry nastrój. Gdy wnosił do domu siatki pełne świeżego towaru, na jego twarzy widać było przekonanie o dobrze wykonanym zadaniu. Potem wyciągał te łupy z siatek i przez pół godziny rozkładał po odpowiednich miejscach w kuchni. Na uwagi siostry, że kupił jej za dużo jogurtów, bo ciągle nie zjadła trzech z wcześniejszej dostawy, albo nie odpowiadał wcale, albo odburkiwał: „to najwyżej nie zjesz”.
czytaj także
Piątek, który trwa cały tydzień
W szybko modernizującym się społeczeństwie dynamicznie zmieniają się rodzaje gromadzonych dóbr, ale znacznie wolniej ewoluuje ogólny model konsumpcji, napędzany aspiracjami i dążeniem do awansu, przynajmniej symbolicznego. Dla pokolenia moich rodziców kluczowe było jedzenie, ale już na przykład ubranie miało być głównie czyste i ciepłe – nawet jeśli wyglądało tak sobie i było jawną podróbką.
Obecnie przepełniona lodówka niekoniecznie jest już sztandarowym dowodem gospodarności dla rodzin z klasy ludowej lub niższej średniej. Pokolenie Iksów – urodzone przed 1982 rokiem – i starsza część milenialsów mogą jeść wyraźnie gorzej i mniej, pod warunkiem że pod blokiem stoi robiący wrażenie samochód, którym zawsze można podjechać choćby i pięćset metrów. Markowa odzież także jest u nich w cenie, szczególnie jeśli dobrze widać, że jest markowa.
Młodsi milenialsi oraz Zety chętniej będą chodzić w szmatach z ciucholandu i jeździć zbiorkomem – pod warunkiem że w kieszeni leży iPhone, a w torbie MacBook. Oszczędzać można na wielu rzeczach, ale na pewno nie na aktualnych symbolach prestiżu.
Dlatego też pomimo kryzysu tegoroczny Black Friday – rozciągnięty już na tak zwany Black Week, który w niektórych marketach trwa znacznie ponad tydzień – i tak będzie świętem zakupów, nawet jeśli nieco mniej okazałych niż w latach poprzednich. W 2022 roku sytuacja gospodarstw domowych wyraźnie się pogorszyła. Według majowego badania CBOS jedna trzecia gospodarstw domowych jest przekonana, że w ciągu najbliższego roku ich sytuacja finansowa będzie gorsza. Rok temu było to zaledwie 10 proc. Tylko co dziesiąte gospodarstwo domowe spodziewa się finansowej poprawy; w zeszłym roku poprawy oczekiwało co piąte. Równocześnie w innym badaniu aż 40 proc. pytanych deklarowało zamiar kupienia elektroniki podczas Black Friday i Cyber Monday, a kolejne 35 proc. się wahało.
Jak wiadomo, zła sytuacja finansowa nie jest przeszkodą do wzięcia udziału w Black Friday. Wręcz przeciwnie, przecież to jest wydarzenie przygotowane właśnie dla tych, którzy mają mało pieniędzy. Zamożni mogą na Black Friday spokojnie machnąć ręką. Wybiorą się na zakupy innego dnia, gdy nie będą musieli przepychać się z nieidealnie pachnącymi klasoludowcami i ich rozwrzeszczanymi dziećmi.
czytaj także
Black Friday jest świętem konsumpcji dla reprezentantów grup nieuprzywilejowanych. Oczywiście w szale zakupów wielu z nich realnie przepłaci, nabierze się na niezliczone triki sprzedawców albo zapomni się i kupi coś, czego zupełnie nie potrzebuje. I finalnie dorobi się znacznie większych finansowych wyrzutów sumienia, niż gdyby kupili to wymarzone coś w cenie regularnej, często niewiele wyższej niż ta promocyjna – o ile w ogóle. Konsekwencje finansowe uczestnictwa w Black Friday dla części klasy ludowej bywają nieciekawe. W rezultacie trzeba zaciskać pasa i trzymać kciuki o przelew w terminie.
Ból głowy od przegapionej okazji
Dlaczego więc tak wiele niespecjalnie zamożnych osób postanawia wziąć udział w tej zakupowej karuzeli? Powodów jest kilka, ale główny jest taki, że podczas Black Friday faktycznie można czasem kupić coś znacznie taniej niż w zwykłym okresie handlowym. Wyprzedaże są dla mniej zamożnych jedną z niewielu okazji, by móc nabyć we w miarę przystępnej cenie rozpoznawalne symbole statusu. Zwykle nie są to wielkie oszczędności, jednak dla większości polskiego społeczeństwa kilkaset złotych to relatywnie wysoka kwota, po którą warto się schylić i poświęcić dla niej dłuższy czas w markecie lub przed monitorem, szukając okazji.
W październiku 2020 roku połowa pracowników zarabiała 3,5 tys. zł na rękę lub mniej. Posiadanie oszczędności deklaruje nieco ponad połowa Polek i Polaków. W takiej sytuacji finansowej często warto poczekać z większym zakupem na promocję, żeby zaoszczędzić te kilkaset złotych, które pod koniec miesiąca mogą zrobić różnicę. Niemała część czarnopiątkowych promocji to zwykłe naciąganie, ale każdy wierzy w siebie i jest przekonany, że nie da się oszukać – może inni, ale nie ja.
Tym bardziej że alternatywą jest przegapienie okazji. A to może być dla klasy ludowej bardzo bolesne. Przyzwyczajone do gromadzenia dóbr na czarną godzinę postchłopskie społeczeństwo ma zakorzenione przeświadczenie, że zawsze warto kupić na zapas, a nuż się przyda. Potomkowie chłopów nie nawykli do gromadzenia pieniędzy, za to przydatnych narzędzi czy odzienia – jak najbardziej. Te zgromadzone rzeczy dają nam poczucie bezpieczeństwa i stabilności, natomiast pieniądze wciąż są dosyć abstrakcyjne i służą głównie do wymiany handlowej. Skoro dzisiaj mnie stać, to lepiej skorzystać z promocji, bo gdy za kilka miesięcy okaże się, że jest mi to potrzebne, to akurat portfel będzie świecił pustkami.
Paradoksalnie więc niepewność finansowego jutra może skłaniać do zakupów, szczególnie w okresie wyprzedaży. Przegapienie okazji może oznaczać ból głowy i wyrzuty sumienia. Zamożny klasośredniak może odłożyć większe zakupy na później, bo nie ryzykuje, że w przyszłości braknie mu na nie funduszy. Nawet jeśli prześpi okazję i finalnie zapłaci kilkaset złotych więcej, to nie zwróci na tę stratę uwagi.
Tu warto dodać, że w 2019 roku Unia Europejska przyjęła dyrektywę Omnibus, której celem jest ograniczenie oszustw podczas promocji i wyprzedaży. Według dyrektywy sprzedawcy, stosując obniżkę ceny, mają obowiązek poinformować też o cenie towaru sprzed 30 dni. Dzięki temu nie mogą podnosić ceny na kilka dni przed promocją, żeby danego dnia obniżyć ją z powrotem do regularnej, gdyż ich szachrajstwo wyjdzie na jaw.
czytaj także
Państwa członkowskie miały czas do listopada 2021 roku, by zaimplementować te stosunkowo proste przepisy. Niestety, akurat Polska – cóż za zaskoczenie – wciąż jeszcze nie dała rady wypełnić tego obowiązku i podczas tegorocznego Black Friday nadal sprzedawcy będą mogli grać kupującym na nosie. Jeśli ktoś w tym roku da się oszukać, będzie mógł mieć pretensje do koalicji rządzącej, która najwyraźniej ma teraz inne rzeczy na głowie niż dbanie o takie błahostki jak ochrona konsumentów. Przecież straszenie Niemcami samo się nie zrobi.
Przywilej niekupowania
W kupowaniu w Black Friday ważne jest także poczucie uczestnictwa w ogólnonarodowym, a nawet globalnym wydarzeniu. W późnym kapitalizmie jednym ze sposobów uczestniczenia w życiu społecznym jest przyjmowanie powszechnych wzorców konsumpcji. Nie chodzi tu tylko o nabywanie dóbr uznawanych za prestiżowe, ale też o konsumowanie wtedy, gdy robią to inni. Dzięki temu ludzie nie czują się wykluczeni, nawet jeśli wymaga to od nich niemałego wysiłku finansowego.
Trzeba pamiętać, że w Polsce niemal każdy uważa się za średniaka. W badaniu CBOS z 2020 roku aż 77 proc. pytanych zadeklarowało, że czuje się klasą średnią. W innym badaniu hierarchicznie podzielono społeczeństwo na siedem grup, od najwyższej do najniższej, i zapytano, w której z nich dany ankietowany się widzi. Połowa pytanych przydzieliła się do grupy czwartej, czyli środkowej. Zamożni nie potrzebują dowodzić samym sobie, że nie znaleźli się na ekonomicznym marginesie. Dolna połowa społeczeństwa takich namacalnych oznak potrzebuje.
czytaj także
Zaledwie rok temu napisałem tekst Nie kupuj w Black Friday. Krytyka samego wydarzenia oraz ewidentnych szachrajstw stosowanych przez wielu sprzedawców nie musi jednak oznaczać krytyki samych kupujących. Dobrze jest mieć przywilej nieuczestniczenia w tej orgii zakupów, a świat byłby trochę lepszy, gdyby do niej nie dochodziło. Niestety, nie każdy może sobie na tę absencję pozwolić.
Nie każdego stać na niekupowanie w Black Friday. Przyczyny są różne i nie tylko czysto ekonomiczne, chociaż to one odgrywają zasadniczą rolę. Dlatego też dysponujący wysokim statusem materialnym powinni zakupy w Black Friday odpuścić. Żeby zrobić więcej przestrzeni tym, dla których te kilkaset złotych oszczędności na cenie laptopa to istotna różnica.