Odkrywamy dziś, że tania natura się kończy. Jeśli więc system kapitalistyczny ma się dalej rozwijać, musi zwiększyć intensywność wytwarzania innych tanich zasobów: pracy, troski, energii. Esej Edwina Bendyka.
Kryzys środowiskowy, którego wyrazem są zmiany klimatu i globalne ocieplenie, często traktowany jest jako wielkie wyzwanie cywilizacyjne. Znamy przyczyny, wiemy też co trzeba robić: należy zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych, przestawić wzory produkcji i konsumpcji, ergo: potrzebna jest zielona modernizacja, która cywilizacyjne zagrożenie przekształci w kolejną fazę rozwoju, tym razem w oparciu o nowe, „zielone” technologie. Po raz kolejny uwierzmy w innowacyjną energię kapitalizmu, wszak epoka kamienia nie skończyła się dlatego, że zabrakło kamieni.
Co jednak, jeśli kryzys środowiskowy i klimatyczny to symptomy kryzysu samego kapitalizmu, a przekonanie o możliwości zielonej modernizacji to wyraz fałszywej świadomości kryjącej to, co jest istotą kapitalistycznego sposobu organizacji rzeczywistości społeczno-gospodarczej: realnych procesów wytwarzania wartości dodatkowej niezbędnej dla akumulacji kapitału? Pytanie to kryje hipotezę, że nawet jeśli znajdziemy technologiczne, czy szerzej innowacyjne „fiksy” – rozwiązania dzisiejszych problemów, to ciągle nie zmieni się struktura rzeczywistości społeczno-gospodarczej. Nadal oparta będzie ona na dystrybucji niesprawiedliwości i wyzysku w wymiarze globalnym.
Pytanie o możliwość zielonej modernizacji głośno podnosi Jason W. Moore, marksista i geograf z Binghamton University. Swe argumenty w sposób systemowy wyłożył w klasycznej już książce Capitalism in the Web of Life: Ecology and the Accumulation of Capital z 2015 r. (omawiałem ją szerzej w książce Polski węgiel). Swą analizę Moore zaczyna od krytyki pojęcia antropocenu jako próby naukowej, neutralnej konceptualizacji współczesnej kondycji ludzkiej i ekologicznej. Jego zdaniem hipoteza antropocenu, czyli próba nazwania rzeczywistości, w której człowiek stał się dominującym czynnikiem kształtującym geoekosystem, oparta jest na fałszywym założeniu, że Człowiek… istnieje.
Człowiek jako refleksyjny podmiot historii to jednak abstrakcja mająca niewiele wspólnego z człowiekiem realnym, uwikłanym w sieci relacji, opresji i dominacji wynikające z różnorakich historycznych uwarunkowań. To nie Człowiek doprowadził do współczesnego kryzysu środowiskowego, tylko ludzie tworzący konkretny historyczny system społeczno-gospodarczy. W tym systemie sprawczość i odpowiedzialność nie rozkładają się po równo, co ma kluczowe znaczenie dla kształtowania relacji politycznych w wymiarze lokalnym i globalnym. Rzeczywiście, jeśli przyjrzeć się uważnie negocjacjom klimatycznym w schemacie Ramowej Konwencji ds. Zmian Klimatu ONZ, kwestia odpowiedzialności i tzw. długu historycznego, czyli odpowiedzialności dziejowej za dokonane zniszczenia przez kraje rozwinięte, jest jedną z głównych osi politycznego sporu między globalną Północą i Południem.
Jason W. Moore zwraca uwagę, że tym konkretnym systemem kształtującym nie tylko relacje społeczne, ale i te między ludźmi a naturą był i jest kapitalizm. Za początek konsolidacji tego systemu brytyjski geograf uznaje XIV w., czyli czas restrukturyzacji społeczno-gospodarczej w Europie po ówczesnym wielkim kryzysie systemowym zwieńczonym katastrofalną epidemią dżumy. Wyludnienie Starego Kontynentu wymusiło otwarcie na innowacje i nowe formy organizacji życia gospodarczego i społecznego, z rosnącym znaczeniem sektora finansowego i kapitału dla rozwojowej dynamiki. Moore proponuje, by epokę zapoczątkowaną na przełomie XIII i XIV w. nazwać kapitałocenem, kiedy kapitalizm jest nie tylko określeniem dla systemu gospodarczego, lecz także relacji między ludźmi i resztą świata natury.
Pierwszą analizę kapitałocenu Moore przedstawił we wspomnianej książce Capitalism in the Web of Life. Propozycję rozwinął i jednocześnie przedstawił w bardziej popularnej formie w książce A History of the World in Seven Cheap Things: A Guide to Capitalism, Nature, and the Future of the Planet ogłoszonej w 2017 r.
Badacz zwraca uwagę, że kapitalizm do swego funkcjonowania potrzebuje silnika w postaci procesu akumulacji kapitału. Ten z kolei żywi się energią różnic między wnętrzem a zewnętrzem systemu. Granice te, np. między kulturą (społeczeństwem) a środowiskiem, umożliwiają definiowane rachunku ekonomicznego. Natura przez długi czas (w istocie ciągle jeszcze tak jest) traktowana była jako nie-ludzki i pozaspołeczny „świat zewnętrzny” – tym samym pozbawiony wartości.
Natura nieuspołeczniona, oddzielona od społeczeństwa i jego ekonomicznej aktywności staje się tanim zasobem, źródłem surowców i miejscem ukrywania (choćby poprzez składowanie toksycznych odpadów, śmieci, gazów cieplarnianych) konsekwencji tej aktywności. Na dobrą sprawę dopiero w XX w. zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że koszty rozwoju gospodarczego nie mają charakteru kosztów zewnętrznych o zerowym znaczeniu, tylko należy je włączyć do rachunku ekonomicznego. To odkrycie jest wyrazem rewolucji intelektualnej, złamaniem głównej zasady nowoczesności polegającej na separacji świata ludzi (res cogitans) od świata rzeczy (res extensa). W tej separacji, czyli wytwarzaniu granicy, uczestniczyła nowoczesna nauka i filozofia tworząc intelektualną legitymację dla kapitalistycznej eksploatacji.
Kapitalizm mógł się rozwijać, bo natura została zdefiniowana i powszechnie uznana za „tani zasób”. Moore zwraca uwagę, że system kapitalistyczny wykracza jednak w swej strategii eksploatacji poza naturę i generalnie polega na aktywnym wytwarzaniu tanich zasobów (cheap things). Brytyjski badacz analizując historię kapitalizmu dolicza się siedmiu takich zasobów, oprócz wspomnianej już natury wskazując tanią pracę, tanią energię, tanią żywność, tani pieniądz, tanią troskę i tanie życie.
Najbardziej oczywista w tym katalogu, obok taniej natury jawi się tania praca. Rzecz nie tylko w „klasycznym” wyzysku wynikającym z utowarowieniu pracy i poddaniu jej wycenie przez rynek – o niekorzystnej dla pracowników asymetrii sił pisał już Adam Smith, na długo wcześniej zanim krytyczną analizą relacji pracy i kapitału zajął się Karol Marks. Moore przypomina jednak znacznie bardziej złożony i rozległy kontekst wytwarzania taniej pracy poza rynkiem, przez działania polityczne, kulturowe i poznawcze. Kim byli Indianie w podbitych przez Europejczyków Amerykach? Ludźmi, czy też „naturales” – istotami przynależnymi do sfery natury, a więc z definicji „tanimi”?
W zależności od werdyktu osoba – czarnoskóry, pierwotny mieszkaniec Ameryki, kobieta – stawała się albo pełnoprawnym podmiotem, albo istotą przynależną do res extensa, jednocześnie więc będąc źródłem taniej pracy. Niewolnicy na plantacjach bawełny w USA, chłopi pańszczyźniani w Rzeczpospolitej, kobiety wypychane z rynku pracy, by świadczyć nieodpłatną pracę domową, uchodźcy i imigranci pozbawiani legalnego statusu, co czyni z nich prekariuszy gotowych do podjęcia każdego (a więc za niewielkie wynagrodzenie) zajęcia.
Dobrą współczesną ilustracją znaczenia taniej pracy jest lament brytyjskich gazet piszących o kryzysie w brytyjskim rolnictwie ekologicznym, kiedy po Brexicie rozpoczął się Brexodus, czyli wyjazdy imigrantów z Europy Wschodniej. Zielona modernizacja łańcucha żywnościowego w globalnym centrum zachwiała się na skutek deficytu taniej pracy, której źródłem była wcześniejsza globalizacja w ramach integracji Unii Europejskiej. W podobny sposób można rozważać inne tanie zasoby: tani pieniądz produkowany w systemie kapitalizmu finansowego, tania troska jako konieczna odpowiedź na demontaż państwa opiekuńczego i przerzucanie zadań opiekuńczych na nieodpłatną pracę domową (kobiet i emerytów).
Analiza kategorii tanich zasobów zidentyfikowanych przez Moore’a jest niezwykle ciekawa, badacz ilustruje ją konkretnymi przykładami. To jednak nie ta lista jest najważniejsza, lecz stojące za nią systemowe uwarunkowania i mechanizmy. Jeśli bowiem argumenty Moore’a są poprawne, to wynikają z nich ważne konsekwencje. Oto niewątpliwie odkrywamy dziś, że tania natura się kończy, podobnie kończą się możliwości wytwarzania taniej żywności. Jeśli więc system kapitalistyczny ma się dalej rozwijać, musi zwiększyć intensywność wytwarzania innych tanich zasobów: pracy, troski, energii.
Ta konstatacja prowadzi do kilku scenariuszy. Pierwszy, pesymistyczny – zielona modernizacja i włączanie do rachunku ekonomicznego rosnących kosztów środowiskowych oznaczać będzie presję na obniżanie kosztów innych zasobów, zwłaszcza pracy i troski. Zapowiedzią tego procesu mogą być nasilające się już dziś ruchy migracyjne i zarządzanie przez chaos na obszarach coraz bliższych światowego centrum (destabilizacja Ukrainy dobrze pasuje do tego schematu).
Scenariusz drugi, optymistyczny, wyraża fantazja o transformacji energetycznej i uzyskaniu dostępu do nieograniczonych źródeł taniej, czystej energii na skutek zielonej rewolucji technologicznej.
Scenariusz trzeci oznacza wyjście z kapitałocenu i odrzucenie modelu zarządzania światem poprzez wytwarzanie granic i różnic służących eksploatacji tanich zasobów. System ekskluzywny miałby zastąpić system inkluzywny, kwestionujący pojęcie granicy (jedną z propozycji jest koncepcja tianxia, „jednego świata pod wspólnym niebem”, rozwijana przez chińskiego filozofa Zhao Tingyanga).
Te schematycznie naszkicowane scenariusze otwierają pole możliwości dla polityki, bo to od niej właśnie zależeć będzie wypracowanie rozwiązań dla obecnego kryzysu. Innowacje techniczne, organizacyjne, kulturowe, epistemologiczne będą jedynie środkiem do politycznych celów.
Koniec świata, jaki znamy, czyli cztery przyszłości po kapitalizmie
czytaj także
**
Esej Edwina Bendyka będzie punktem wyjścia do kolejnego spotkania w ramach seminarium „Geo-polityka nad Wisłą i nie tylko – jak odzyskać Ziemię i przyszłość w czasach kryzysu ekologicznego” prowadzonego przez Edwina Bendyka i dra Adama Ostolskiego w Instytucie Studiów Zaawansowanych. Seminarium odbywa się przy wsparciu Fundacji im. Heinricha Boella.
Ekonomia i ekologia polityczna antropocenu (kapitałocenu)
Debatę o zmianach klimatycznych trzeba osadzić w ramach pojęciowych i symbolicznych. Jedną z najsilniejszych propozycji jest uznanie, że wkroczyliśmy w epokę antropocenu, w której człowiek jest głównym i dominującym czynnikiem kształtowanie geoekosystemu. Uznanie antropocenu oznacza uznanie nowej perspektywy metafizycznej (skończoności i ograniczoności Ziemi) ale także otwiera nowe pola krytyki systemu społeczno-polityczno-gospodarczego (dyskurs krytyczny kapitałocenu).Czy możliwy jest zielony kapitalizm? Czy zagrożenie katastrofą ekologiczną i poziom rozwoju środków wytwórczych oraz poziom uspołecznienia wiedzy i kultury nie otwiera perspektywy post-kapitalistycznej jako sposoby wyjścia z kryzysu, którego symptomem jest kryzys środowiskowy?
Więcej szczegółów tu.