Piotr Kuczyński

Ktoś zrobił na nagraniach majątek?

Być może nie trzeba szukać działań zagranicznego wywiadu czy konkurencji politycznej – może afera taśmowa to po prostu biznes?

Warto spojrzeć na ostatnie wydarzenia przez pryzmat reakcji rynków finansowych. Nie tylko dlatego, że działam na tym polu, ale również dlatego, ze reakcja rynków dużo nam mówi o ocenie skutków „afery nagraniowej” dla polskiej gospodarki. Z góry więc powiem, że ocena nie była surowa.

Nawiasem mówiąc jak do tej pory największa była reakcja rynku walutowego. Można powiedzieć, że GPW nie zareagowała. Od początku kryzysu, czyli od tygodnia kończącego się 13 czerwca, złoty stracił w stosunku do euro około dwóch procent. Niewiele? Owszem, niewiele, chociaż na rynku walutowym dwa procent w ciągu tygodnia to nie jest mało. Jeszcze więcej jest to wtedy, kiedy ktoś jest na tym rynku aktywnym graczem. Dwa procent wzrostu kursu EUR/PLN przy dźwigni 1:500 (bardzo często stosowana na rynku walutowym) sprawia, że wkładając jeden milion złotych, wyjmuje się 10 milionów.

Gra warta świeczki. Oczywiście szczególnie wtedy warta świeczki, jeśli ktoś ma pewność, że kurs pójdzie w określonym kierunku. A ktoś, kto przesłał materiały mediom i wiedział, że zostały przyjęte, przecież zdawał sobie sprawę, że złoty osłabnąć musi (choćby chwilowo, co ja zakładam).

Być może nie trzeba więc szukać działań zagranicznego wywiadu, czy konkurencji politycznej – może jest to po prostu biznes?

Można powiedzieć, że Giełda Papierów Wartościowych nie zareagowała na zawirowania polityczne, ale niedokładnie tak było. Przecież indeksy w USA i w Europie w okresie środa – czwartek (18-19.06) wzrosły, a u nas w okresie 18-20.06 nie wzrosły. Wygasanie czerwcowej linii kontraktów mogło ograniczyć normalne rynkowe reakcje na politykę. Dopiero poniedziałkowa sesja była tą normalną. Jej początek sygnalizował, że inwestorzy lekceważą (na razie) zawirowania polityczne.

Dziś „Wprost” opublikował kolejne nagrania. Jak widać skoro jedne nagrania nie wystarczyły do dymisji rządu, pojawiają się kolejne. I to jest najbardziej groźne, bo narastające napięcie może w końcu znaleźć przełożenia na rynki finansowe (gracze działają często według zasady „jeśli masz wątpliwości, to sprzedawaj”). To, że na razie wpływ jest niewielki, nie znaczy, że z kolejnymi taśmami nie będzie większy. Wszystko zależy od ich zawartości.

Poza tym nagrania szkodzą przez to, że mają wpływ na opinie zewnętrzne – na przykład tę z agencji Bloomberg, w której autor Mark Gilbert zachęca rząd do zdymisjonowania Marka Belki, prezesa NBP. Jak widać, autor nie wie, że rząd nie ma takiego prawa. Interesująca jest ta jego opinia, bo wyraźnie w niej widać wpływy jednego z odłamów polskiej opinii publiczno-politycznej. Wątpić należy, że pan Gilbert sam z siebie zdobył taką wiedzę o nagraniu Belka – Sienkiewicz, która umożliwiałaby mu wydawanie tak ostrych sądów. Agencja Bloomberg ma duży wpływ na opinie inwestorów – takie publikacje mogą szkodzić Polsce.

Najgorsze jest to, czego większość polityków nie widzi. Na szczęście widzi to coraz większa liczba dziennikarzy (choćby Paweł Wroński w „Gazecie Wyborczej” z 23 czerwca). Chodzi o to, że jeśli Grupa Nagrywająca (GN) nagrywała polityków i biznesmenów, to powinna była nagrywać wszystkie opcje polityczne. Jeśli tak było, to jaki sens ma przeprowadzanie wcześniejszych wyborów? Przeprowadzimy je, rząd się zmieni, ale kto zagwarantuje, że nie wypłyną kolejne nagrania? Na członków nowego rządu?

Dlatego też politycy powinni zewrzeć szyki i domagać się wykrycia sprawców. Dopiero po ich znalezieniu i poznaniu zasobów nagrań przeprowadzanie wyborów ma sens. Wiem jednak, że podjęcie takich, rozsądnych, jak mi się wydaje, decyzji jest mało prawdopodobne.

Zastanówmy się więc, jak zachowają się rynki w obecnej sytuacji, czyli takiej, w której coraz bardziej prawdopodobne są wcześniejsze wybory i być może rezygnacja szefa NBP. To najgorszy możliwy scenariusz, bo przecież końca Polski nie będzie.

A skoro tak, to oczywiście część graczy może (jeśli narastać będzie medialna groza) sprzedawać złotego i być może zacznie sprzedawać akcje. Piszę „być może”, bo uważam, że profesjonalni inwestorzy są zdecydowanie mniej podatni na tego typu zawirowania polityczne.

Podsumowując – według mnie rząd ma jeszcze szansę na przekucie tej wizerunkowej klęski w swoją wygraną. Jeśli rząd ocaleje, to nic się złego w gospodarce nie stanie. Jeśli dojdzie do wcześniejszych wyborów (bardziej prawdopodobne), a Marek Belka odejdzie (nie ma ludzi niezastąpionych), to inwestorzy szybko przypomną sobie koalicję PiS-LPR-Samoobrona, spojrzą na wykresy z okresu 2005-2007, pomyślą o gospodarce, która przecież w olbrzymim stopniu nie jest zależna od polityki, i zaczną akcje i złotego kupować.

Czytaj także:

Andrzej Halicki: Czekamy na pełną polityczną odpowiedź premiera

Maciej Gdula, Valar Morghulis

Jakub Majmurek, Wolność prasy w dzikim kraju

Janusz Palikot: Z jakiego powodu mam bronić Tuska?

Józef Pinior: Groteskowa akcja ABW to dowód bezwładu państwa

Kinga Dunin, Nadchodzi zima

Cezary Michalski, Alienacja

Jacek Żakowski: Poza histerią dziennikarską jest też histeria służb

Agata Bielik-Robson, Olimp w ogniu

Edwin Bendyk, Cała władza w ręce prasy

Józef Pinior: Nowy rząd albo orbanizacja

Maciej Gdula, Tuskowi lekko nie będzie

Cezary Michalski, Wunderwaffe Tuska albo jego koniec

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij