Co jeszcze może zrobić PiS, żeby pozbyć się Tuska?
Kiedy w jednej bańce informacyjnej Donald Tusk zalicza tryumfalny przyjazd do kraju, wielki wiec poparcia oraz rozpoczyna kampanię prezydencką, w tej drugiej z podkulonym ogonem zgłasza się do prokuratury – prokuratura niewinnymi się nie zajmuje, nawet kiedy nazywa ich świadkami – a na peronie oczekuje na niego garstka świrów prowadzonych przez alimenciarza i agenta, a zagrzewanych do boju przez handlarza kobietami. I oczywiście grupa słusznie protestujących przeciwko temu cyrkowi.
czytaj także
Przez chwile mogę poudawać, że z równym dystansem obserwuję te bańki. Widzę więc Tuska, zza którego pleców wygląda mecenas Giertych z opalenizną wprost z Bali albo innej Tajlandii, bo przecież nie podejrzewamy go o Egipt. Taki wybór przedstawiciela prawnego nigdy nie był niewinny, bo poza kompetencjami mecenasa, które nie są mi znane, jest on też symbolem jakiegoś światopoglądu, a obecnie postacią medialną. A także kimś, kto może chcieć powrócić do polityki. Ocieranie się o Tuska reklamuje Giertycha, a Tusk chyba też uznał, że z Giertychem jest mu do twarzy. Oczywiście to drobiazg, ale jak to szło? Kto za młodu nie był socjalistą, na starość zostanie świnią. Kto za młodu nie był faszystą, na starość nie zostanie ulubieńcem Moniki Olejnik?
Ocieranie się o Tuska reklamuje Giertycha, a Tusk chyba też uznał, że z Giertychem jest mu do twarzy.
Pamiętliwość nie jest jednak dobrym doradcą politycznym, a nawet wręcz przeciwnie. Polityka to sztuka zapominania. Wicepremier Piotr Gliński na pytanie, dlaczego na tablicy w kancelarii premiera upamiętniającej rządowe ofiary katastrofy smoleńskiej znaleźli się tylko przedstawiciele PIS, a nie ma na niej Izabeli Jarugi-Nowackiej, odpowiada, że nie wie i że zapomniał, że była wicepremierem. No cóż, my raczej o niej nie zapomnimy, może jednak uda nam się zapomnieć, że wicepremierem był Gliński. Tak jak zapomniano Giertychowi Młodzież Wszechpolską. Liczy się to, co jest dzisiaj.
Oczywiście do wyborów prezydenckich mogą się różne rzeczy wydarzyć, ale na dzisiaj Tusk jest jedynym poważnym kontrkandydatem. I ma przynajmniej kilka zalet. Po pierwsze nie jest Kaczyńskim. Po drugie może wygrać z Dudą. Po trzecie jest eleganckim Europejczykiem, który nie mówi «wziąść» albo «włanczać».
Czy ma coś na sumieniu, co da się udowodnić w prokuraturze i sądzie? Przypuszczam, że nie, chociaż lista spraw, w związku z którymi może pojawiać się w Polsce, jest dłuższa niż tylko współpraca w FBS. A bez formalnego skazania, które uniemożliwiłoby start w wyborach, Tuskowi w jego bańce już niczym nie można zaszkodzić. Przy takim natężeniu podziału na swoich i obcych swoim nic nie może zaszkodzić.
Oczywiście jako wieloletni premier rządu Tusk ponosi polityczną odpowiedzialność za wszystko, co ten rząd zrobił, czego nie zrobił, albo zrobił za późno lub nie tak. Nie było to ani pasmo sukcesów, ani pasmo afer, jak starają się nas zaprogramować konkurencyjne bańki. Wydaje się jednak, że nie przekraczało marginesu dopuszczalnych w polityce błędów.
A może jednak przekraczało?
Jeśli sąd nie znajdzie znamion przestępstwa w działaniach byłego premiera, można go jeszcze postawić przed Trybunałem Stanu za naruszenie Konstytucji lub ustawy. Jakiej ustawy? Coś się znajdzie. Żeby to przegłosować, wystarczy zwykła większość, jakiej zabrakło PO, kiedy chciała postawić Ziobrę przed Trybunałem.
Nie, to nie jest moja propozycja – Tusk przed Trybunał! Ja będę na Tuska głosowała. To tylko pewne przypuszczenie, co może jeszcze zrobić PiS, żeby się go pozbyć. I wtedy przypomnimy sobie, że poza Trybunałem Konstytucyjnym istnieje także Trybunał Stanu. Czy Trybunał będzie posłuszny? Gdyby PiS wygrał kolejne wybory, przed wyborami prezydenckimi może zmienić skład Trybunału, a jak się uprze to i wcześniej.
Ale to są takie felietonowe spekulacje. Cha cha.
Sutowski rozmawia z Dunin, czyli «Lewicę można utopić w wannie»