Jak mówi stare żydowskie przekleństwo – oby ci się spełniły twoje marzenia.
Nie wiem, czy dzieci nadal biegają po podwórkach, krzycząc: Jurek, ogórek, kiełbasa i sznurek. Ja mam ochotę pobiegać i pokrzyczeć, ale z drobną korektą, tym razem nie Jurek. To Leszek Miller postanowił wszystkich zaskoczyć, proponując na prezydentkę Magdalenę Ogórek i skręcając tym samym sznurek na szyję i SLD, i lewicy. A na sznurku powiesił kiełbasę wyborczą, tylko nie bardzo wiadomo, kto się na nią połakomi.
Tym ruchem Miller zadziwił konkurencję, choć raczej nie przestraszył, jednocześnie przedrzeźniając pomysły pozaparlamentarnej lewicy.
SLD to zapewne nie pomoże, a lewicy może zaszkodzić. O ile w ogóle możliwość zaszkodzenia, przynajmniej w wyborach parlamentarnych, istnieje. Nie ma co ukrywać, że dla nas wymarzonym kandydatem byłaby w miarę niezużyta kobieta o zdecydowanie lewicowym światopoglądzie. W tym kontekście padało nazwisko Barbary Nowackiej, która jednak nie spieszyła się do podjęcia rękawicy, blokowana przez Janusza Palikota. (Gdyby chodziło mu o coś więcej niż prywatna ambicja, zrezygnowałby z kandydowania). Żadnych zdecydowanych działań, innych od dawania dobrych rad i debatowania – warto, nie warto, jak, kto i po co – nie podjęły też środowiska lewicowe.
Jak mówi stare żydowskie przekleństwo – oby ci się spełniły twoje marzenia. No to się spełniły. Kobieta, młoda, wykształcona, z jakimś politycznym doświadczeniem, żadna wredna feministka z negatywnym elektoratem. I nawet nie należy do SLD. Tak jak chcieliśmy. A lewicowy światopogląd z całą pewnością wkrótce nam zaprezentuje.
Chcieliście kogoś takiego, to macie. Nie podoba się? A gdzie konsekwencja? Jedyna wasza szansa to poprzeć kandydaturę zgłoszoną przez nas i wzmocnić SLD, bo i tak nic innego już nie możecie zrobić. Ostatecznie możecie zagłosować na nią jako na mniejsze zło niż kolejny wybór między PO i PiS. Na Komorowskiego zagłosujecie sobie w drugiej turze.
Łatwo całą tę demagogię możemy sobie wyobrazić. Dlaczego nazywam to demagogią? Bo kandydatka SLD, właśnie dlatego, że jest kandydatką SLD, nie może stać się symbolem, który podniesie z kolan lewicę, a w przyszłości stworzy wokół siebie ośrodek, wokół którego ukonstytuuje się jakaś nowa siła na lewicy. W końcu o to naprawdę chodziło, nikomu przecież nie marzyła się wygrana.
Obietnica, że dzięki temu odnowi się oblicze SLD i partia ta będzie mogła naprawdę reprezentować lewicę, to nie tyle kiełbasa, ile marchewka dla osiołka dyndająca mu zawsze przed nosem. Póki jeszcze są jakieś stanowiska, fotele, działają dotychczasowe układy, nic tego betonu nie skruszy.
Zapowiedź kandydatki, że będzie szukała poparcia w środowiskach lewicowych zapewne się sprawdzi, bo to oczywisty kierunek działania.
Ponieważ nie wierzę w pojawienie się innego kandydata lewicowego, mam dla Magdaleny Ogórek pewną radę.
Jeśli naprawdę ma ambicje polityczne sięgające dalej niż wysługiwanie się SLD, jeśli naprawdę jest lewicowa, jeśli ma ogromną energię do działania – jest tylko jedna droga. Mord rytualny. Musiałaby wystawić SLD do wiatru.
Powiedzieć, czym jest ta formacja i zadeklarować budowę nowej siły politycznej. (Ach, chciałabym wtedy zobaczyć minę Millera). Prawdziwy polityk musi być bezwzględny. Potem jeszcze musiałaby umieć się z nami wszystkimi dogadać, rzecz prawie niemożliwa. Poza tym SLD ma kasę i struktury, więc ryzyko byłoby ogromne.
Wiem, że to scenariusz rodem z political fiction, chociaż pewnie równie mało prawdopodobne jest wyłonienie lewicowego kandydata środowisk niezależnych. I potem będziemy się wili – głosować, nie głosować… Może polska lewica to już tylko tematy na felieton?