Tak kończy się ideologiczne zaklinanie rzeczywistości.
Wyobraźmy sobie (chociaż ja nie muszę sobie tego wyobrażać), że pewien pan miał kolejno trzy żony, a teraz znów jest wolny i w sumie ma piątkę dzieci, które mieszkają ze swoimi matki. Jedna z nich ma nowego partnera, z którym jednak nie zawarła formalnego związku, za to mają jedno wspólne dziecko. Druga mieszka z nowym mężem, który ma dzieci z poprzedniego związku. Itede, komplikacje można mnożyć.
Może mniej pogmatwanych, ale podobnych sytuacji, jest w na pewno w Polsce trochę. I teraz zagadka, kto i na które dziecko dostanie słynne 500 zł? Pan na piątkę? Pani z jednym własnym dzieckiem, której aktualny partner ma dzieci z poprzedniego związku?
Ciekawe, jak rząd sobie z tym poradzi. Dopóki każde dziecko miało być beneficjentem, sprawa była dość prosta, ale chyba się skomplikowała. Czy chodzi o drugie dziecko kobiety? To da się zrobić. Ale co z mężczyznami, którzy mają dzieci z różnymi matkami? Dlaczego ich dzieci mają być dyskryminowane? Jeśli tatuś jest dzieciorobem, to pewno i z alimentami nie szaleje. A co z lesbijkami, które razem wychowują dwójkę dzieci z różnych biologicznie ojców?
Najprostszym rozwiązaniem byłoby założenie, że prawo to obejmie tylko nowo narodzone dzieci ze związków formalnych, a najlepiej sakramentalnych. A potem zakazanie rozwodów. Porządek, jak Pan Bóg przykazał.
Tak kończy się ideologiczne zaklinanie rzeczywistości.
Konserwatyści od lat powtarzają, że rodzina to jest mama, tata i dzieci z tego związku, myląc uznawaną przez siebie normę z rzeczywistością, która bywa jednak inna.
Rodziny bywają dzisiaj dosyć zróżnicowanymi tworami. Jeśli nawet rząd sobie jakoś z tym poradzi, zapewne pozbawiając nienormatywne rodziny świadczeń, to problem i tak pozostaje.
Czy lewica ma cieszyć się z każdej redystrybucji? Czy jednak należy też pytać o logikę, która z nią stoi?
Dziecko to koszt, chociaż także inwestycja – mówi Teresa Kapela w wywiadzie z Jakubem Dymkiem. To prawda. Ale bycie singlem to też koszt, nie ma z kim podzielić się czynszem czy opłatami za prąd, za to można więcej pracować i płacić większe podatki. No i w tym wszystkim – miłości, związkach, dzieciach, rodzinnej więzi – nie chodzi chyba tylko o pieniądze. Teresa Kapela mówi na koniec: podoba mi się raport Europejskiego Komitetu Społeczno-Ekonomicznego, który mówi, że w tej chwili dzieci mają ci, którym sprawia to radość. (Mnie też się podoba, tylko że niekoniecznie dotyczy to Polski, gdzie czasami kobiety mają dzieci, bo muszą. Prolajfy nie troszczą się o radość, tylko o życie poczęte bez prezerwatywy).
W każdym razie nie wszystko w życiu da się sprowadzić do kosztów i inwestycji. Może istnieje jeszcze coś, co nie podlega rynkowym kalkulacjom.
Ważne, żeby niedostatek nie uniemożliwiał posiadania dzieci tym, którzy tego pragną. W takich rodzinach, jakie udało im się stworzyć.
Wolałabym więc więcej inwestycji we wspólne dobra, przedszkola, szkoły, fajne place zbaw itp. Więcej równości w rodzinach. Więcej tatów na urlopach. I redystrybucję, która służy biedniejszym, bez względu na liczbę dzieci.
**Dziennik Opinii nr 363/2015 (1148)