Mam nadzieje, że w SLD zwycięży pragmatyzm i rzeczywiście przed wyborami do europarlamentu Sojusz przystąpi do KO. Będziemy mieli porządny antypisowski obóz, wypatrujący Tuska na białym koniu.
Ojej, ojej, poseł PO, Jan Grabiec, powiedział, że należy odebrać 500+ bezrobotnym. Potem odwołał – nie bezrobotnym, tylko tym, którzy nie chcą pracować. I nawet użalił się nad rodzinami, które przekraczają minimum i tracą przez to świadczenie. Nie przyszło mu jednak do głowy, żeby oznajmić, że należałoby tę sprawę załatwić – to się nazywa „złotówka za złotówkę”, czyli wyrównanie różnicy, o ile rodzina na tym straciła. Nie powiedział też, po czym poznaje się, czy ktoś chce pracować. Albo co zrobić z tymi, którzy chcą, ale nie na każdych warunkach. Albo mężczyzna nie chce pracować, a jego żona może i chciałaby, ale mają gromadkę dzieci… i tak dalej. Wiadomo, to uniwersalne świadczenie ma poprawić sytuację dzieci, które nie wybierają, w jakiej rodzinie się urodziły. To jednak tylko przykład, zaraz przejdę do rzeczy.
czytaj także
Ta wypowiedź, a nawet kuriozalne wykręty, w najmniejszym stopniu mnie nie bulwersują. Kiedy przedstawiciele PO zachowują się w ten sposób, czuję raczej ulgę, bo wtedy przynajmniej mamy jasność. Czego można było się spodziewać po PO? No chyba właśnie tego. Od tego Platforma jest Platformą, żeby głosić takie poglądy – dlatego jest przeciwnikiem politycznym, a nie naszą wymarzoną partią.
Teraz jednak PO występuje w szatach KO i nie jest już sama, tylko z ważnymi koalicjantami. Anty-PiS dla wszystkich. Nowoczesna próbuje udawać, że istnieje, chociaż nawet jej jedyny przyczółek samorządowy przeszedł na stronę PiS, ale w końcu Nowoczesna to też nie nasza bajka. Barbara Nowacka nawet nie udaje, że istnieje jakaś Inicjatywa Polska, a sama stanowi ładne tło dla występów Schetyny. Mogłaby się w takich sytuacjach odzywać, żeby zaznaczyć, że w KO istnieją też inne podmioty, o innych poglądach, ale może nawet nikt jej nie stwarza takiej okazji. Zresztą, kiedy odezwała się w sprawie aborcji, szybko została usadzona.
czytaj także
A następna przystawka już przebiera nogami. Warszawski SLD domaga się usunięcia Czarzastego z funkcji przewodniczącego partii. Nieważne, to tylko Warszawa, a poza tym trudno mnie ruszyć – uspokaja Czarzasty. Jak jednak widać, wielu jego kolegów marzy o zmianie kursu: przystąpmy do KO! Tam jest fajnie. Na eurowybory, biorąc pod uwagę nową ordynację, to może nawet niezły pomysł, ktoś się przynajmniej dostanie. Może Leszek Miller z Łodzi? Tylko co z Adrianem Zandbergiem, z którym tak miło się rozmawia? „Znajdzie się cela dla Leszka Millera”, czy to nie było hasło Razem? Po klęsce w wyborach samorządowych Razem już chce lewicowej koalicji. Tyle lat nawoływania, żeby lewica się dogadała – i proszę, okazało się, że Zandberg może rozmawiać z Czarzastym. Niestety – za późno. Porozumienie SLD i Razem nie zelektryzuje lewicowego elektoratu, który albo już nie istnieje, albo czeka na coś nowego. I co teraz?
Patrzę jednak w przyszłość z pewnym nieśmiałym optymizmem, chociaż nie dlatego, że Razem rozmawia z SLD. Mam nadzieje, że w SLD, jak zawsze, zwycięży pragmatyzm i rzeczywiście przed wyborami do europarlamentu Sojusz zawrze sojusz z KO. Będziemy mieli porządny antypisowski obóz, wypatrujący Tuska na białym koniu. To od dawna podobno główna oś podziału, więc niech się dopełni nasze przeznaczenie. No dobrze, a gdzie tu powód do optymizmu?
czytaj także
Z miejsca, gdzie może powstać lewica, zniknie SLD, które zawsze było problemem. I wtedy okaże się, czy naprawdę to miejsce dla lewicy albo raczej nieprawicy, czegoś nowego, w ogóle istnieje. Gdybym była Biedroniem, to modliłabym się: boziu, niechże to SLD przystąpi do KO. Może gdzie dwóch się bije, tam trzeci skorzysta? Zobaczymy.