Powiedzmy to sobie wreszcie jasno – dialog, otwarta debata prowadząca do rozsądnej zgody, to mit.
Powiedzmy to sobie wreszcie jasno – dialog, otwarta debata prowadząca do rozsądnej zgody, to mit. Wywodzi się on z oświeconego racjonalizmu, przekonania, że rozum jest jeden, że po wymianie argumentów da się ustalić „jak jest” i w związku z tym podjąć właściwe decyzje, i że wszyscy są gotowi poddać się władzy rozumu. Oraz że z publicznej debaty, dotyczącej spraw wspólnych, można usunąć kwestie nierozstrzygalne: np. czy bóg istnieje? Albo czy istnieje prawo moralne, które domaga się czegoś od wszystkich, a nie tylko od wyznawców. Podobnie niedowodliwy jest dogmat, że blastula jest człowiekiem.
Dlaczego blastula nie śpiewa, i to o żadnej porze? Widocznie z woli nieba blastula śpiewać nie może.
Niektórym wydaje się to oczywiste, ale istnieje świat równoległy (poszukajcie na You Tube), w którym zarodki śpiewają. I nie chodzi o jakieś pojedyncze przekonanie, ale o prawie wszystko, o całokształt. I tu przyjdzie mi się zgodzić z prawicowym dziennikarzem z prawicowego portalu (nie będziemy tutaj robić nikomu niepotrzebnej reklamy), który pisze, że „panie spod domu Kaczyńskiego to obca cywilizacja. Nie tylko z powodu transparentów, ale z powodu całokształtu”. Nie byłam tam, ale i tak zgadzam się, jestem z jakiejś zupełnie innej cywilizacji. Patrząc na czarny protest, nie mam wrażenia, że widzę zdeformowane postpłody w gestapowskich mundurach i trzodę chlewną.. Przekonanie, że od tysięcy lat istnieje patriarchat i dyskryminacja kobiet, zdaniem panów, którym śpiewają blastule, powinno być przymusowo leczone w zakładach psychiatrycznych – ja tak nie sądzę. I nie jest to „fałsz, kłamstwo, bzdura i idiotyzm, sprzeczny z logiką, wiedzą historyczną i zdrowym rozsądkiem”.
Czy z kimś, kto tak uważa da się w ogóle rozmawiać? Z kimś, kto to publikuje? Z kimś, kto to czyta i komentuje tak, że nie da się tego powtórzyć na naszym grzecznym portalu?
Podobno do tej obcej cywilizacji należy tylko lewacki trzon protestów, a reszta kobiet dała się oszukać i zapewne nie zrozumiała słów Prezesa, czyli chodzi o to, by podzielić, w tym wypadku kobiety, na te do odstrzału i te do reedukacji. Ja od dawna czuję się w Polsce jakbym przyleciała z innej planety, z wielu powodów, ten akurat jest na tapecie, czyli do odstrzału. Nie mam więc ochoty z tymi dziwacznymi formami życia dialogować. I trochę nudzą, trochę wzruszają, a trochę drażnią mnie te powtarzające się od ćwierć wieku liberalne wezwania do dialogu. Np. w felietonie Maksa Cegielskiego. Najpierw opisuje on, jak to w metrze spotkał pewnego prawicowego ordynusa, więc powstał z kolan, tzn. z siedzenia i odbył grzeczną pogawędkę. Prowadzi go to do pouczeń księdza Bonieckiego, że z „innym” trzeba rozmawiać, trzeba rozmawiać nawet z faszystami. Może takie zobowiązanie moralne w ramach personalizmu, czy jak to się tam nazywa, istnieje, ale na Boginię, trochę realizmu!
Musiałyby najpierw zostać spełnione pewne warunki.
Musiałyby istnieć powszechnie uznawane reguły, których się nie przekracza. I jakieś wspólne pole. Kiedyś wydawało mi się, że takim polem może być rozum i pewien pragmatyzm, ale już się wyzbyłam tych złudzeń.
Przede wszystkim jednak potrzebna jest wola, żeby rozmawiać. Po co jednak rozmawiać, skoro ma się władzę? Wtedy rozmawia się tylko z tymi, którzy mają siłę, albo się trochę ustępuje. Po co rozmawiać z inną cywilizacją, jeśli buduje się swoją pozycję i ideologię na nienawiści do obcego i do tej właśnie „obcej cywilizacji”? To nielogiczne.
Tam, gdzie nie ma równie silnych podmiotów, chcących i potrafiących rozmawiać, nie będzie dialogu. Chyba, że dialog dupy z kijem. I żadne świętoszkowate wezwania tego nie zmienią.
Inną sprawą jest, czy zawsze wezwania te były szczere. Jak ci, którzy przez lata pieprzyli o dialogu, stosowali się do nich w praktyce? Kogo do niego zapraszali, a kogo wykluczali i lekceważyli? Ile razy był to dialog jedynie symulowany? Nie chcę teraz stawać w roli obrończyni dialogu. Może od początku trzeba było jasno zakreślić granice i powiedzieć, że nie ze wszystkimi da się rozmawiać? I nie zawsze warto.
A wracając do własnego ogródka. Jeśli już mamy z kimś rozmawiać, to może nie zaczynajmy od faszystów, tylko od kolegów z lewicy. I gdyby – tu pobożne życzenie – ta rozmowa mogła wyjść poza ustalanie, kto jest kryptoneoliberałem…
**Dziennik Opinii nr 294/2016 (1494)