Wraz z kolejną falą protestów w obronie sądownictwa wróciły rytualne narzekania na „młodych”. Na roszczeniowych młodych, którzy nie chodzą na demonstracje, bo nie pamiętają octu na półkach, ale kiedy ocet na półki wróci, gorzko pożałują.
Od dojścia PiS-u do władzy minęły prawie trzy lata. Od tamtej pory mądre głowy odbyły tysiące dyskusji spod znaku „dlaczego ludzie nie lubią PO”, wydrukowały setki wywiadów, że „byliśmy głupi”, wygłosiły setki referatów o tym, że kapitalizm w swojej późnej, pokryzysowej formie wyrządza Polsce i nie tylko wiele szkód i kiepsko się kończy.
Wszystko na nic. Jest 4 lipca 2018, a serca antypisowskiego internetu (łącznie z oficjalnym pejdżem KOD) zdobywa to:
Do polskiej młodzieży, licealistów, studentów, już pracującychFajnie wam się żyje w tym kraju? Nieźle, co? Skromna…
Posted by Theo Nawrocki on Wednesday, July 4, 2018
No to zacznijmy od początku. Przeczytajmy powyższy apel razem, fragment po fragmencie i bez śmieszkowania.
1.
Fajnie wam się żyje w tym kraju? Nieźle, co? Skromna „furka”, „klamoty” z butiku, nierzadko własna „kawalerka”, a w niej sprzęt audio-wizualny ful, zimą snowboard w Sölden, latem adventure-club w Nowej Zelandii.
No, niezbyt fajnie. Przytłaczająca większość z nas nie może sobie pozwolić na żaden z wymienionych luksusów. Jeśli mamy auta, to zwykle są to śmierdzące graty, a jeśli nie mieszkamy w wielkich miastach, to po prostu musimy je mieć, chociażbyśmy musieli się zapożyczyć, bo zaniedbywana przez ostatnie trzy dekady komunikacja publiczna nie funkcjonuje.
Przy Kawie o Sprawie: Niebezpieczeństwa transportu publicznego
czytaj także
Na mieszkania nas nie stać, czasem nawet na wynajem, więc często mieszkamy z rodzicami lub wynajmujemy pokój. Jak się uda, bierzemy kredyt, ale nie spłacimy go do emerytury, której, notabene, raczej nie dostaniemy. Zresztą z kredytem też ciężko, bo od kryzysu euro pracujemy na śmieciówkach. Zwykle na najniższych stanowiskach o dziwnych angielskich nazwach i poniżej swoich kwalifikacji, bo – co przynajmniej dotyczy starszych z nas – załapaliśmy się jeszcze na ciśnienie „każdy musi mieć studia” ze strony rodziców. Nawet jeśli szpanujemy jakimś drogim elektronicznym gadżetem, nie świadczy to w żaden sposób o naszym kapitale. iPhone to dziś globalny symbol statusu w krajach peryferyjnych, po który na zasadzie „zastaw się, a postaw się” sięgają najbiedniejsi. A jeśli już jeździmy za granicę, to albo na zmywak, albo dzięki tanim liniom, flixbusowi i couchsurfingom, ale na tygodniowy skipass z hotelem stać niewielu. Na „adventure-club w Nowej Zelandii”, który, jak sprawdziłam, kosztuje niemal 12 000 PLN, stać promil.
2.
To się nie wzięło znikąd. Komuś to zawdzięczacie. Swoim rodzicom bądź innym współrodakom w ich wieku. Ludziom, którzy nie obarczeni luksusami, które dla was stały się niczym niezwykłym, wychodząc 30 lat temu na ulice walczyli przeciw „komunie” o wolną Polskę, o kraj, w którym żyjecie. Jeszcze. Komuna… komuna… Coś tam było. Niewielu z was wie dokładnie, co to było. Że nie żyło się wtedy tak jak dzisiaj? To jasne! Przecież nie było wtedy wszystkich tych HD-TVs, Play Stations, aut-hybryd i smart-phones. Tak, ale były inne rzeczy, których też u nas nie było, a znało się je tylko z filmów zachodnich.
Żeby było jasne: choć związane z nią kody kulturowe nie są dla nas atrakcyjne, to mamy dla Solidarności wiele szacunku. Zarówno ci z nas, którzy mają lewicowe, jak i prawicowe poglądy. Polemizowałabym z twierdzeniem, że Blok Wschodni i zimnowojenny porządek upadły w pierwszej kolejności dzięki ludziom na polskich ulicach, ale zostawmy to. Zgodzę się, że wielu z nas nie zna współczesnej historii świata, ponieważ uniemożliwiła to reforma Buzka i późniejsze jej korekty za rządów PO. Historii uczyliśmy się wyrywkowo, w kościółkowo-martyrologicznym duchu, a ten okazał się świetnym podglebiem dla taniego nacjonalizmu, który zdobył dzisiaj serca wielu z nas.
czytaj także
O Europie z kolei, na której wartości dziś tak chętnie się powołujecie, słyszeliśmy co najwyżej hasłowo. W szkole graliśmy na fletach IX Symfonię, a w domu słyszeliśmy, że mamy się dobrze uczyć, to będziemy mieli jak w Europie, tj. drogi samochód i nowe autostrady. O wartościach, takich czy innych, gadki nie było. Bo tak w ogóle, jeśli chodzi o bezkrytyczne zachłystywanie się zachodnimi gadżetami, to raczej sprawka waszego, nie naszego pokolenia. Odsyłam do świetnego tekstu Tomasza Platy w Niezbędniku Współczesnym „Polityki”. A za Platą – do klasycznego, napisanego jeszcze w latach 80. eseju Kim jest japiszon Pawła Śpiewaka. Ciężko mi się również zgodzić z tezą, że luksusy stały się dla nas czymś powszechnym, choć oczywiście ostatnie trzydzieści lat to czas wielu pozytywnych zmian. Niemniej czas szybkich karier transformacji już dawno się skończył. Nam pozostało tworzenie szeregów taniej siły roboczej, często w prekarnych, niestabilnych warunkach albo emigracja. Wiele lat słuchaliśmy o tym, że nie powinniśmy narzekać, bo gonimy Europę, a średnia pensja wynosi w Polsce już prawie pięć tysięcy. Mniej jednak o tym, że dominanta – czyli najczęściej wypłacana w Polsce pensja – to ponad dwa razy mniej, niewiele ponad dwójkę. Wiemy, że Szwecji nie da się zbudować w jeden dzień. Ale minęło już trzydzieści lat, my mamy jedno życie, a polityka socjalna, która miała być niemożliwa, okazała się nagle – za znienawidzonego przez was PiS-u – możliwa.
czytaj także
3.
O Sölden czy Nowej Zelandii słyszało się tylko na lekcjach geografii, a na urlopy jeździło się do zakładowych „domów wypoczynkowych” w Karpaczu, Ustce czy „pod gruszą” w dwutygodniowych turnusach. A zagranica? Owszem, nad Balaton na Węgrzech, do Złotych Piasków w Bułgarii, czy do NRD, ale tam jeździło się tylko na zakupy, firanki, bielizna, takie tam… Co to było NRD?
Umowy śmieciowe, na których pracuje ogromna część z nas, rzadko pozwalają nam na dwutygodniowy urlop. A nawet jeśli się jakoś udaje, rzadko jest to urlop płatny. Pracodawcy często wymagają od nas dyspozycyjności nawet wtedy, kiedy uda nam się gdzieś wyjechać. Nie, żeby to świadczyło o wyższości PRL – just saying, bo najwyraźniej nie jest to wiedza powszechna.
czytaj także
4.
Nie czas teraz na wykłady z historii, nie czas na uświadamiające rozmowy. Krótko: Nie chcielibyście stracić tego, co macie. Więc czas na czyny.
Jeśli pod „to, co macie” kryje się „HD-TVs, Play Stations, aut-hybryd i smart-phones”, uprzejmie donoszę, że niczego nie stracimy. Autorytarne reżimy ery późnego kapitalizmu poza nielicznymi wyjątkami (jak np. Korea Północna) nie opierają się globalizacji. Wręcz przeciwnie – starają się zaspokajać konsumpcyjne potrzeby aspirującej średniej klasy, by zmniejszyć szanse na jej bunt. Świetnym przykładem takiego działania jest Rosja Putina. Na rosyjskich półkach jest więcej niż ocet, a i kanałów telewizyjnych mają tam więcej niż te dwa, którymi tak uwielbiacie nas straszyć (tak jakbyśmy jakoś szczególnie chętnie oglądali telewizję).
Jeśli z kolei „to, co macie” oznacza państwo prawa, muszę z przykrością zauważyć, że nie byliśmy jego działaniem usatysfakcjonowani. Kiedy upominaliśmy się o prawa pracownicze, słyszeliśmy, że uzyskana wolność rzekomo nie pozwala na ich przestrzeganie. A kiedy ci lewicowi z nas upominali się o prawa człowieka – prawa kobiet czy wszelakiej maści mniejszości – słyszeliśmy, że nie jesteśmy na to gotowi i że musimy się układać z Kościołem. Co do sądów i w ogóle instytucji państwowych, wielu z nas ma o nich kiepskie zdanie. Szczególnie ci, którzy pochodzą z uboższych domów – wtedy jest spora szansa, że mamy w swojej rodzinie historię niesprawiedliwego potraktowania przez instytucje. Niezbyt jesteśmy więc zainteresowani ich obroną w kształcie, w jakim się znajdowały przed wyborami. Nie żebyśmy jakoś szczególnie popierali PiS – bo często błędnie nam to przypisujecie, nie zerkając do badań. Ale dla wielu z nas, szczególnie tych gorzej wykształconych, złe doświadczenia przemawiają bardziej niż idea trójpodziału władzy.
5.
Jeżeli wasi rodzice, ich znajomi i wielu innych w ich wieku znów wychodzą jak za czasów swej młodości na ulice, to coś to znaczy. To znaczy, że jest ktoś, kto próbuje zmienić Polskę, z takiej jaką znacie, na taką jaką oni znają z przeszłości. Trzeba się temu przeciwstawić. Jesteście w wieku, w którym wasi rodzice po raz pierwszy powiedzieli ówczesnej władzy NIE! Więc czas teraz na was. Czas najwyższy. Powyłączajcie „compy” i ruszcie dupy. Na ulice!
I tu znów wracamy do pytania, czy chcemy Polski takiej, jaką znamy. Polska, jaką znamy, była dla Polaków tak frustrująca, że doprowadziła do zwycięstwa, a następnie umocnienia się „rewolucyjnego” PiS-u. Który został wybrany w wolnych wyborach. Obrażając „mohery”, „beneficjentów 500+”, a teraz jeszcze nas, z pewnością nie zapewnicie sobie sukcesu wyborczego w kolejnych.
Co do ruszania dupy, ten ton u wielu z nas wywołuje uśmiech pełen politowania. Oczywiście jest wśród nas wielu obojętnych na politykę, ale są też tacy, którzy od lat się w nią angażują. Kiedy wy sugerowaliście nam, by „nie tracić czasu na głupoty”, pytaliście, „co będziemy z tego mieli” i kazaliście myśleć o zakładaniu firmy, nasze i nieco starsze pokolenie budowało zręby społeczeństwa obywatelskiego w skrajnie trudnych, neoliberalnych warunkach. Zakładało NGO-sy, organizowało protesty, angażowało się we wszelakiej maści inicjatywy. Nie dziwcie się młodej lewicy, że patrzy na was podejrzliwie, kiedy oburzacie się naziolami na ulicach, bo jeszcze parę lat temu nazywaliście nasze z nimi starcia „walkami subkultur”. Oczywiście, młoda lewica to mniejszość z nas. Większość (choć nie przygniatająca) – to młoda prawica. Najmniej wśród nas jest takich jak wy – bezideowych i wierzących w niewidzialną rękę rynku. Bo czasy bezideowości i niewidzialnej ręki rynku się już skończyły, czemu czoła musimy stawić wszyscy i bynajmniej nie tylko w Polsce.
Mam nadzieję, że chociaż trochę rozjaśniłam. Jeśli nie, to może trzeba jednak trochę ostrzej.
PS. Na protesty chodzę.
PPS. Jakby ktoś jednak wolał pośmieszkować, służę linkami: WychowanynaTRÓJCE, pozytywistyczna, RozumIGodnoscNerda.