Jarosław Kaczyński po raz kolejny podaje opozycji rękę i wybierając Piotrowicza i Pawłowicz wadliwie, na złotej tacy daje powód, by się z nimi za kilka lat pożegnać.
Mimo pewnego niesmaku, żeby nie napisać ostrzej, związanego z wybraniem przez Sejm do Trybunału Konstytucyjnego Stanisława Piotrowicza i Krystyny Pawłowicz, trudno mi się nie uśmiechnąć. Nie tylko dlatego, że kandydaci ci są politycznie skompromitowani i autentycznie nikt, poza żelaznym prawicowym elektoratem, nie popiera tej hucpy. Nie tylko dlatego, że to kolejna wrzutka do lokajskiego koszyczka prezydenta Dudy, która będzie podkreślana przed wyborami prezydenckimi non stop.
Przede wszystkim warto się uśmiechnąć, ponieważ kandydaci ci zostali wybrani wadliwie. Chodzi o ich wiek, oboje ukończyli 67. rok życia, a jak stanowi ustawa, aby zostać sędzią Trybunału Konstytucyjnego, trzeba spełniać wymóg przewidziany dla sędziów Sądu Najwyższego, a ci w wieku 65 lat, jak to uchwalił PiS, przechodzą na emeryturę.
I właśnie owa wadliwość jest swoistym prezentem, nawet jeśli wśród prawników panuje spór, na ile rzeczywiście Piotrowicz i Pawłowicz wymóg formalny wieku spełniać powinni. Dlaczego owa wadliwość jest prezentem? Ano dlatego, że Pawłowicz i Piotrowicz bynajmniej nie wchodzą na miejsce sędziów-dublerów, sędziów wybranych wadliwie. Wchodzą na miejsce sędziów wybranych jak najbardziej lege artis, jeszcze za czasów poprzedników. To z kolei oznacza, że o ile sędziów dublerów będzie można w przyszłości zdjąć z zaszczytnej funkcji sędziego Trybunału Konstytucyjnego, to sędziów niedublerów już niekoniecznie. Na szczęście Jarosław Kaczyński po raz kolejny podaje opozycji rękę i wybierając Piotrowicza i Pawłowicz wadliwie, na złotej tacy daje powód, by się z nimi za kilka lat pożegnać.
I tu wkraczamy w najtrudniejszy moment dla opozycji, a więc plan reformy Trybunału. Wbrew głośnym żalom, histeriom i rozpaczy, jak to Lewica nie interesuje się wolnymi sądami, to właśnie Lewica w czasie kampanii wyborczej przedstawiała krok po kroku, jak chce uporządkować sprawę praworządności w Polsce i sprawę Trybunału Konstytucyjnego. Możliwość pozbycia się już nie tylko wadliwie wybranych dublerów, ale także wadliwe wybranych Piotrowicza i Pawłowicz daje pokaźną pulę sędziów do mianowania po przejęciu władzy.
W lewicowej bańce euforia, w liberalnej strach przed radykałami
czytaj także
Lewica powinna w tym wyborze być jak najbardziej obecna. Dziś bowiem już chyba nikt nie wierzy w liberalne bajanie o tym, jak to byli, obecni i przyszli sędziowie, zwłaszcza sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, są aksjologicznie przezroczyści i nie wyznają żadnych ideowych poglądów. Dziś już wiadomo, że w analizie art. 2 Konstytucji, wedle którego „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”, dla jednych sędziów ważne jest tylko „demokratyczne państwo prawne”, a dla innych ważne są jeszcze „zasady sprawiedliwości społecznej”. Owych „zasad sprawiedliwości społecznej” jakoś nie uświadczymy w liberalnych rozpaczach o podwyżce składki ZUS, wysokich podatkach, nie mówiąc już o polityce mieszkaniowej. Warto, aby w przyszłym Trybunale zasiedli tacy sędziowie, którzy potrafią czytać art. 2 Konstytucji bardzo dokładnie i zauważyć także tę zapomnianą część po przecinku.
Dzięki Kaczyńskiemu i jego wadliwym powołaniom taka szansa na nowe awanse rośnie, nie tylko w przyszłej kadencji, ale być może i w tej, gdy Kaczyński znowu będzie szantażowany przez Gowina.