Nowoczesna zaproponowała ustawę, która pozwala jej ustawić się pomiędzy Platformą Obywatelską a komitetem Ratujmy Kobiety.
We wtorek Nowoczesna zaprezentowała założenia projektu ustawy, która zakłada liberalizację prawa do aborcji. Obok istniejących dziś w prawie trzech przesłanek zezwalających na legalną aborcję (w teorii oczywiście, bo w praktyce wiemy, że z dostępem do realizacji tego prawa jest słabo) pojawia się czwarta. Ciążę można by więc terminować nie tylko wtedy, kiedy stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, kiedy jest duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu lub gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego, ale też wtedy, gdy nie minął 12. tydzień ciąży i kobieta odbędzie konsultację z psychologiem.
Ciążę można przerwać najwcześniej 3 dni po uzyskaniu zaświadczenia od psychologa. Jak więc mówi posłanka Joanna Schmidt: „Być może psycholog będzie jedyną osobą, która odwiedzie kobietę od tej decyzji”.
Projekt Nowoczesnej jest szerszy. Reguluje przepisy o pochówku obumarłego płodu, zakłada dofinansowanie antykoncepcji i rzetelną edukację seksualną od pierwszych lat szkoły podstawowej.
Nowoczesna zaproponowała więc ustawę, która pozwala jej ustawić się pomiędzy Platformą Obywatelską a komitetem Ratujmy Kobiety.
Bardziej liberalni niż PO
W sobotę podczas konwencji PO Grzegorz Schetyna odniósł się do kwestii aborcji. Mówił, że PO nie uważa aborcji za kolejny środek antykoncepcyjny, „podobnie jak większość Polek i Polaków”. Dobrze, że to zaznaczył, bo dowiódł tym samym, że jednoczesne wymienianie rzeczowników w rodzaju żeńskim i męskim wcale nie wystarczy, żeby być wrażliwym na kwestie równościowe, że o byciu feministą nie wspomnę.
– Nigdy nie opowiadaliśmy się za aborcją na życzenie – mówił Schetyna. – Ale nie zgadzamy się na likwidację chroniących godność kobiety wyjątków w obecnej ustawie antyaborcyjnej. Nie zgadzamy się na decydowanie o życiu polskich kobiet przez fanatyków, którym chrześcijaństwo, będące przecież religią miłości, pomyliło się z zamordyzmem. Dlatego będziemy bronić kompromisu aborcyjnego. A zwolennicy liberalizacji ustawy antyaborcyjnej nie powinni nas atakować, ale wspólnie z nami bronić praw i wolności polskich kobiet przed cynizmem rządzących.
Jeśli jeszcze ktoś miał nadzieję, że PO stanie po stronie kobiet, a nie tzw. kompromisu, to po pierwsze podziwiam optymizm, po drugie Schetyna jasno powiedział, że nic z tego.
W niedzielę Adam Szłapka z Nowoczesnej w Faktach po faktach mówił, że nie zgadza się z Grzegorzem Schetyną, że „to co robi Strajk kobiet i koalicja Ratujmy kobiety jest zbyt radykalne”.
I oto mamy projekt, który narusza „kompromis”. Nowoczesna może więc jasno pokazać, gdzie się od PO różni. W tym miejscu, które wydaje się najbardziej oczywiste – jest bardziej progresywna i nowoczesna.
Mniej radykalni niż Ratujmy kobiety
Co ciekawe, posłanki Nowoczesnej, m.in. Ewa Lieder czy Joanna Scheuring-Wielgus, wsparły publicznie projekt Ratujmy Kobiety 2017.
Henryka Krzywonos-Strycharska i posłanki @EwaLieder i @JoankaSW popierają nasz projekt ustawy – to zobowiązanie do poparcia później w Sejmie pic.twitter.com/h8E3WAR4Zv
— Ratujmy_Kobiety (@RatujmyKobiety) September 10, 2017
Komitet Ratujmy Kobiety swój projekt liberalizacji ustawy aborcyjnej złożył w sejmie w poniedziałek. Przez ostatnie tygodnie, kiedy widziałam poparcie posłanek Nowoczesnej dla obywatelskiego projektu ustawy, zastanawiało mnie, dlaczego partia sama nie decyduje się złożyć tego projektu w sejmie – jeśli część posłanek go popiera i swoim publicznym poparciem legitymizuje ten projekt, to po co zbierać sto tysięcy podpisów (ostatecznie zebrano ponad 400 tys.). Partia, która jest w parlamencie, ma tę przewagę nad ruchem społecznym, że ma prostsze narzędzia składania projektów ustawę niż zbieranie setek tysięcy podpisów na ulicach.
Co ciekawe, posłanki Nowoczesnej, m.in. Ewa Lieder czy Joanna Scheuring-Wielgus, wsparły publicznie projekt Ratujmy Kobiety 2017.
Nowoczesna poczekała jednak i tuż po tym, jak do sejmu wpłynął projekt Ratujmy kobiety, pokazała swój. Dzięki temu nie można jej zarzucić, że milczy, ale też może się w ten sposób pokazać jako siła bardziej umiarkowana niż feministki z Ratujmy kobiety.
Joanna Schmidt wyjaśnia, że różnica między oboma projektami polega na tym, że w myśl propozycji komitetu Ratujmy kobiety aborcja w Polsce byłaby legalna, tymczasem projekt Nowoczesnej przewiduje, że zabieg ten pozostawałby nielegalny, a jedynie w wyjątkowych przypadkach można by go legalnie przeprowadzić.
Projekt Nowoczesnej trafi teraz do konsultacji wewnątrzpartyjnych, będzie też konsultowany z organizacjami kobiecymi. Wymóg konsultacji z psychologiem już skrytykowała m.in. Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Tak czy inaczej w obecnym sejmie uchwalenie tej ustawy wydaje się niemożliwe, ale samo podjęcie przez Nowoczesną próby liberalizacji przepisów na pewno jest ważne, bo przyczynia się do zmiany klimat dyskusji. Choć oczywiście można mieć wątpliwości, czy wychodzenie nagle z własnym projektem, który w jakiś sposób stoi w kontrze do wspieranego przez niektóre posłanki Nowoczesnej projekt Ratujmy kobiety, na pewno jest potrzebne. Nowoczesna będzie mogła grać na „nowy kompromis” między Ratujmy kobiety a projektem „Zatrzymaj aborcję”. Tylko czy to „nowego kompromisu” potrzebujemy?
Bezdzietni i bezżenni faceci zdecydowali: Kościół zbierze podpisy i zakaże w Polsce aborcji
czytaj także