Biedroń idzie drogą polityka, choć niełatwo w to uwierzyć w czasach, kiedy większość polityków faktycznie zdążyła już pójść drogą celebrytów i więcej czasu spędza w studiach telewizyjnych niż na rozmowie z ludźmi, których rzekomo chcą reprezentować.
Galopujący Major słusznie prawi, że Robert Biedroń ma szansę na sukces. Nie ma jednak racji pisząc, że idzie on drogą, która wcześniej wybrali Palikot i Kukiz, czyli drogą „celebrytów z interioru”.
czytaj także
Biedroń idzie drogą polityka, choć niełatwo w to uwierzyć w czasach, kiedy większość polityków faktycznie zdążyła już pójść drogą celebrytów i więcej czasu spędza w studiach telewizyjnych niż na rozmowie z ludźmi, których rzekomo chcą reprezentować. Biedroń wszedł do polityki parlamentarnej nie jako celebryta, lecz działacz społeczny. W Sejmie stał się gwiazdą medialną i celebryctwo byłoby dla niego najprostszym wyborem, zdecydował się jednak na start w Słupsku. A z całym szacunkiem dla tej perły Pomorza Środkowego, Biedroń nie objął tam stanowiska, które byłoby trampoliną na Pudelka. Ostatnio zaś zdecydował się na budowanie partii ogólnopolskiej, w czym rozpoznawalność mu pomaga, ale z jakiegoś powodu nie skupia się na jej podgrzewaniu, ale wykorzystuje gwiazdorski objazd po Polsce do rozmawiania z ludźmi.
Czy na spotkania przyciąga ich nazwisko i wizerunek Biedronia? Tak. Czy zatem sale na spotkaniach z Biedroniem są pełne, bo to medialny celebryta, a nie „zwykły polityk”? Ani to, ani to. Są pełne, bo to polityk, jakiego ludzie chcieliby widzieć w polityce.
czytaj także
Nie celebryta, a polityk
Jeśli prześledzimy w sieci zdjęcia czy nagrania ze spotkań z Biedroniem, widać na nich nie tylko tłumy na sali, ale też udane i miłe interakcje ludzi z ludźmi. Biedroń wciela się w rolę moderatora, co jest ciekawym, ale i bardzo trudnym zadaniem. Wie to każdy, kto kiedyś spróbował prowadzić dyskusje między kilkudziesięcioma czy nawet kilkuset osobami: zawsze trafi się pieniacz, inny opowiada całe swoje życie z wycieczkami do dawnych pokoleń, a jeszcze ktoś chciałby zabrać głos, ale się wstydzi, względnie mówi nieporadnie: sala się z niego śmieje i trzeba zręcznie taką osobę wesprzeć. W ostatnich tygodniach Biedroń pokazuje, że ma do tego talent. Ktoś powie, że to talent jak z filmików o coachach – lewacka bańka celuje w szyderstwach tego rodzaju – niemniej jest to talent.
Podczas #BurzaMózgów z @RobertBiedron najmłodsi równie mają głos ;-). #Warszawa pic.twitter.com/6h2cUHLKWN
— Marcin Wroński (@mk_wronski) November 29, 2018
Spotkania w całej Polsce w cyklu „Burza mózgów” to pomysł z pozoru banalny, ale jakoś nikt dotąd na niego nie wpadł. Ustawienie krzeseł w sali tak, żeby ludzie siedzieli naprzeciwko siebie, albo siedzieli też na scenie, to rozwiązania znane z kręgów działaczy społecznych, ale w polityce wyborczej dopiero Biedroń zaczął ludzi usadzać tak, żeby nie mówić do widowni ex cathedra i to na dużych eventach dla setek osób. Biedroń nie staje na scenie, żeby objaśnić maluczkim świat. Moderuje i tak prowadzi spotkanie, żeby zgromadzeni sami zgłaszali pomysły, swoje bolączki i propozycje rozwiązań, rozmawiali o nich, głosowali nad nimi. Znowu, nic nowego, ale w tej skali to nowość – politycy głównego nurtu, nawet jak spotykają się z wyborcami bezpośrednio, zazwyczaj przemawiają. A dyskutują przede wszystkim w gronie swoich. Biedroń swoją rozpoznawalność zręcznie wykorzystuje, to fakt. Tylko że w świecie, jaki jest, trudno stworzyć cokolwiek politycznego będąc anonimowym – inteligentne granie rozpoznawalnością i bezpośredni kontakt z wyborcą to lepsza opcja niż narzekanie na niemożność przebicia się przez bańkę wrogich mediów.
Nie showman, a polityk
Często przywoływany w kontekście Biedronia Palikot był showmanem, podobnie jak Kukiz. Do tego zestawienia można by dodać zapewne Ryszarda Petru, choć on zaistniał głównie poprzez gafy i wakacyjne podróże. Wyszło im wszystkim różnie. Palikot był już w samym sercu polityki parlamentarnej, kiedy zdecydował się na budowanie swojego ruchu. Zgromadził wokół siebie kilkoro ciekawych ludzi, obok Biedronia m.in. Wandę Nowicką i Annę Grodzką, ale nie udało mu się z nich zbudować zespołu. Kukiz z kolei wszedł do świata polityki z zewnątrz: podobnie jak szef Twojego Ruchu zebrał sprawnie ekipę na wybory, ale jej przetrwanie stoi dziś pod wielkim znakiem zapytania. Petru swą partię stracił, ona sama się wyraźnie sypie.
Dlaczego liberałowie muszą zniszczyć Biedronia (i w jaki sposób będą próbować)
czytaj także
Wszyscy trzej panowie wykorzystali swoje celebryckie zaplecze (a przynajmniej medialną rozpoznawalność), żeby wejść do Sejmu. Ale, jak słusznie zauważa Major, „strategia celebryty z interioru wnoszącego do polityki «nową jakość» ma też ogromne wady”. Nowemu ze starymi gadać nie wypada, ludzie, którzy dołączyli do projektu mają poglądy od Sasa do Lasa, podobnie zresztą jak wyborcy, których część będzie z każdej decyzji nowej partii niezadowolona.
Tylko że Biedroń kombinuje inaczej. Nową twarzą to on był, jak pierwszy raz wszedł do Sejmu. A potem znowu, kiedy się okazało, że jednak da się w Polsce geja na prezydenta miasta wybrać i to nie w wielkiej metropolii. Trzeci raz zagrać nowością tak łatwo się nie da. Podobnie jak samą tylko pojedynczą osobowością, która daje miejsce w sondażach prezydenckich i zaufania, ale nie gwarantuje przetrwania opartej na nazwisku struktury. Może dlatego Biedroń postanowił nie być właśnie „celebrytą z interioru”. Aby nie było problemu, że jako nowa, świeża i nieuwikłana partia „ze starymi gada”, wziął na pokład Krzysztofa Gawkowskiego (metrykalnie młody, ale jednak z SLD) i Paulinę Piechnę-Więckiewicz (też kiedyś w SLD, potem blisko Barbary Nowackiej). Wokół Biedronia sporo jest osób dotąd nieznanych z polityki parlamentarnej, wyrastających z kręgów eksperckich, działackich, a nawet biznesowych, ale też nie jest to polityk, który będzie się brzydził podać rękę komuś, kto trzymał w niej kiedyś legitymację partyjną. Żeby nie było z kolei problemu, że nowa partia Biedronia ma poglądy i wyborców od Sasa do Lasa, zbiera Biedroń te pomysły z „Burz mózgów” i będzie mógł się nimi podeprzeć pokazując program. Będzie też mógł go w czasie spotkań testować, bo choćby lektura książki Nowy rozdział wskazuje, jakiś jego szkic już istnieje.
czytaj także
Nie lewak, tylko polityk
Szczegółowy program partii Biedronia dopiero poznamy, podobnie jak samą tę partię (względnie ruch polityczny). Jeśli poczytać relacje ze spotkań z ludźmi w całej Polsce, to łatwo zauważyć, że największy poklask zyskują kwestie prawoczłowiecze i wolnościowe, nie widziałam za to, żeby gdzieś przegłosowano 15-godzinny tydzień pracy (pomysł znany np. z książki Utopia dla realistów) czy 75-procentowego podatku dla najbogatszych.
czytaj także
Wygląda więc na to, że Biedronia popierają przede wszystkim „postępowi liberałowie” i to pewnie ich głownie będzie reprezentować. Dla lewicy oczywiście jest tam masę miejsca – szczególnie w dzisiejszej sytuacji politycznej – ale Biedroń to nie partia Razem. W ogóle na naszej scenie politycznej jest sporo miejsca na lewicę, liberalną lewicę, nawet na sensownych liberałów – dotąd nikt tej przestrzeni nie okupuje. Postanowił zawalczyć o nią Biedroń. Właśnie jako polityk w znaczeniu, w którym polityk to ktoś, kto reprezentuje ludzi, inspiruje ich, przychodzi z pomysłami, przekonuje do nich, pracuje nad nimi. A czy to „pisanie programu wspólnie z Polakami”, to spojrzenie w przyszłość, to wyjście poza lewicę i prawicę, rozwiązywanie problemów zamiast stawiania pomników – to aby nie czysta postpolityka? To już osobny temat – ale nie na artykuł o Biedroniu, lecz o tym, czy cokolwiek innego w Polsce po ponad dekadzie duopolu PO-PiS jest jeszcze możliwe.