Agata Popęda

Świat po raporcie Muellera

Czujemy się tak, jakby dwa lata temu obiecano nam gwiazdkę z nieba, a potem skazano na kompletną ciemność.

Błogosławieni, którzy na nic nie czekają. Albowiem nie zaznają rozczarowania.

Pierwsze głosy donoszące, że nie ma się co ekscytować śledztwem Roberta Muellera, bo pełnego raportu możemy nigdy nie zobaczyć, pojawiły się już dwa lata temu, gdy specjalny prokurator zaczynał badać charakter powiązań między sztabem wyborczym prezydenta (wtedy kandydata) Donalda Trumpa a rosyjskim cyberatakiem wymierzonym w amerykańskie wybory prezydenckie 2016.

 

Ale ciężko nie drapać tam, gdzie swędzi, więc mimo wszystko te 22 miesiące z prokuratorem Muellerem trzymały nas przy życiu, a lincz na rozlicznych, choć w większości przypadkowych pachołkach Trumpa (Paul Manafort, Michael Cohen, George Papadopoulos, Roger Stone, Carter Page – kto tam jeszcze?) wpływał dodatnio na nasze samopoczucie. Zanim się nie obejrzeliśmy, Robert Mueller, CIA i FBI stały się nagle instytucjami wielce szanowanymi przez demokratów.

Tymczasem Mueller – umiarkowany republikanin – zachował się w tej sytuacji, no cóż, umiarkowanie. Co sam prokurator myśli o Trumpie, tego nadal nie wiemy. Znamy jedynie „główne konkluzje”, które z raportu wyciągnął prokurator generalny William Barr. Czyli takie, że Mueller nie stwierdził, że doszło do „koluzji” – czyli zmowy – między Rosjanami a ekipą Trumpa, ale także nie stwierdził, że do niej nie doszło. Problem w tym, że Mueller prowadził śledztwo pod kuratelą Departamentu Sprawiedliwości, który obecnie znajduje się pod rozkazami Barra, a ten już dawno temu określił się jako poplecznik Trumpa. Na podstawie raportu Barr ogłosił zakończenie śledztwa bez żadnych dalszych konsekwencji – choć oczywiście to po stronie administracji Trumpa pobożne życzenie.

Są pierwsze oskarżenia w Russia Gate. Co dalej?

Prezydent naturalnie odtrąbił zwycięstwo, a my czujemy się tak, jakby dwa lata temu obiecano nam gwiazdkę z nieba, a potem skazano na kompletną ciemność.

Raport „nie mógłby być lepszy”, powiedział Trump dziennikarzom, chociaż podobno on też raportu nie widział. Wszystko, co wiemy, to fakt, że dokument jest znaczących rozmiarów; obecnie mówi się o 300 stronach, choć pewnie stron jest więcej. I może właśnie dlatego zdumiewa, że deklaracja Barra miała zaledwie cztery strony.

Podejrzewam, że liczba tzw. subpoena, wezwań sądowych, też będzie imponująca. Demokraci w Izbie Reprezentantów nie odpuszczą. Na pewno będą przesłuchiwać Barra; pytanie, czy nie zdecydują się wezwać przed Kongres samego prokuratora specjalnego Roberta Muellera.

Być może, spodziewając się tego, Mueller przekazywał śledztwo, gdzie tylko mógł. Przede wszystkim do dystryktu południowego w Nowym Jorku, który jeszcze nie zakończył postępowania. Nadal aktywna jest też spora grupa dziennikarzy śledczych, która w pełni koncentruje się na Trumpie, jego rodzinie i finansach.

Tutaj widzę największą pomyłkę Trumpa, z której zdał sobie sprawę zbyt późno, nie dowierzając, że pozwolimy mu zostać prezydentem USA. Sposób, w jaki przyzwyczaił się załatwiać interesy, był wcześniej inny. Odbywało się to bez świateł reflektorów, bez śledztw popartych nową technologią. Koluzja koluzją, ale sądzę, że szczury z budynków Trumpa nadal mocno się zastanawiają, czy to nie ostatni dzwonek, by się ewakuować z imperium.

Warto podkreślić, że lewica, od Noama Chomsky’ego po Glenna Greenwalda, zawsze wypowiadała się o śledztwie Muellera bardzo negatywnie, bojąc się, że demokraci przejadą się na swojej „rosyjskiej strategii”. I faktycznie – jeśli pełny i opublikowany raport Muellera nie wskaże inaczej – dwa lata żartów na temat Putina i Trumpa odbiją się nam mocną czkawką. Będą postrzegane jako polityczna strata czasu i narażanie się na to, że Trump zaraz zacznie śledztwo w sprawie śledztwa Muellera.

Strach. Fragment książki Boba Woodwarda

czytaj także

Prawnicy i fanatycy tematu spierają się na temat tego, czy Rosjanie są niezbędni w detronizacji Trumpa. Tymczasem demokraci próbują wydostać z Departamentu Sprawiedliwości pełny tekst raportu Muellera. Nawet jeśli im się uda, prawdopodobnie będzie to kolejna okrojona wersja; jej przygotowanie zajmie tygodnie.

Przywódca republikańskiej większości w senacie Mitch McConnell już zdążył zablokować senatorską rezolucję domagającą się przekazania pełnego tekstu raportu Muellera do wglądu Kongresu.

Pięć powodów, dla których lewica powinna interesować się russiagate

Trudno przewidzieć, co wydarzy się teraz. Czy faktycznie ciemna chmura, która od samego początku ciążyła nad prezydenturą Donalda Trumpa, wreszcie się podniesie? Jeśli tak, co to będzie oznaczać? Najnowsze sygnały pokazują, że republikanie przymierzają się do kolejnego ataku na tzw. Obamacare, ustawę o opiece zdrowotnej, która stanowi najważniejsze legislacyjne dziedzictwo poprzedniego amerykańskiego prezydenta, Baracka Obamy.

Czy Trump ma szansę na kolejną turę? Co z nową energią i świeżą lewicą w Kongresie? Jak raport Muellera wpłynie na kształt kiełkujących demokratycznych kampanii prezydenckich? Czy skończyło się już przeciąganie na lewo? Czy teraz, gdy Trump ma szersze pole do autorytarnego popisu, bezpieczne demokratyczne centrum będzie jedyną opcją?

Nikt nie jest w stanie przewidzieć politycznego tonu następnych tygodni w Waszyngtonie.

Alexandria Ocasio-Cortez wzięła Amerykę szturmem

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agata Popęda
Agata Popęda
Korespondentka Krytyki Politycznej w USA
Dziennikarka i kulturoznawczyni, korespondentka Krytyki Politycznej w USA.
Zamknij