Agnieszka Wiśniewska

„Projekt Lady”, czyli gdzie są twoje perły?

Dworska etykieta i mundurek to dziś raczej kabaret niż droga do lepszego poruszania się po współczesnym świecie.

Nowa produkcja TVN Projekt Lady to taka pokraczna wersja programu wyrównywania szans społecznych – dziewczynom, które miały w życiu trudniej, trzy ekspertki pomogą otworzyć „drzwi do nowego, lepszego życia”. Tak mówi w pierwszym odcinku prowadząca Małgorzata Rozenek. W cywilizowanym świecie być może to edukacja wyrównywałaby im jakoś szanse, ale w świecie nadwiślańskich nierówności nie ma na to szans. TVN spieszy więc na pomoc. No dobrze, przesadzam. Chce nas zabawić i tyle.

Program ma dość prostą formułę. W pałacu (!) w Radziejowicach zamieszkało kilkanaście niegrzecznych dziewcząt, takich, co piją, palą, klną i imprezują. Pokazane są jak ekipa, która nie dostała się do Warsaw Shore, choć ma ku temu predyspozycje.

Niegrzeczne dziewczęta na damy przerabiają fachowcy. Wszystko pod okiem Małgorzaty Rozenek, pani ekspertki od savoir-vivre’u oraz pani coach. Portrety pań wiszą na pałacowych ścianach sypialni uczestniczek. W pałacu portret musi być, jasna sprawa. Uczestniczki mają się stać, jak mówią ich mentorki, „pełne klasy” i „pewne siebie”. Poznają w programie „zasady idealne do wprowadzenia do współczesnego życia”.

Po co przeklinające dziewczyny przerabiać na damy z pałacu? Idea programu jest chyba taka, że staną się wtedy po prostu lepsze. Będą ładnie mówić, elegancko wyglądać. Po obejrzeniu trailera miałam wrażenie, że to doskonały format skrojony pod widza, który ogląda przyuczanie do dworskiej etykiety – jakimi sztućcami i co jeść, jak trzymać między palcami serwetkę na przyjęciu, itp. – i z wyższością myśli o tych rozwydrzonych dziewuszyskach, co podstaw dobrych manier nie znają. Tylko czy widz zna? Najgenialniejszy w tym programie jest rozjazd między wyobrażonym „punktem dojścia” programu, czyli fabrykacją dam, a realem Polski roku 2016, gdzie przyjęć dworskich wydaje się jednak niedużo.

Chyba wbrew intencji autorów właśnie oglądanie tego rozjazdu najbardziej wciąga i bawi.

Zaczyna się więc od tego, że dziewczęta mają się przebrać w mundurki. Część z nich na co dzień chodzi w mini, różach, pełnym makijażu i obcasie przyprawiającym o lęk wysokości. Teraz zostają za mini i obcas zganione. „Prawdziwa dama, jeżeli odsłania swoje nagie ciało, to zakrywa osobowość” mówi pani od protokołu. I za chwilę w programie pojawia się Małgorzata Rozenek, która sama od mini i szpilek nie stroni. Czemu jej wypada, a im nie?

Dziewczyny są bardzo różne, raczej młode, od osiemnastu do dwudziestu kilku lat. Jedna jest szachistką, inna marynarzem, kolejna była w poprawczaku, następną przed domem dziecka uratowali dziadkowie, który ją wychowali. Wiele z tych dziewczyn sporo przeszło. Dziewczyna, która w wieku 24 lat wyjechała sama za granicę, nauczyła się języka, usamodzielniła, mogłaby być przykładem dla innych. W programie uczy się być z tego dumna, ale uczy się też, że do bycia damą jej daleko.

Żeby być lady dziewczyny muszą się „przyodziać” – to słowa jednej z mentorek – nie mogą żuć gumy, muszą ładnie siedzieć itp. Mało kto docenia ich poczucie humoru, choć często potrafią w punkt zareagować.

– Po czym poznać damę? – pyta jedna z mentorek.
– Po koronie – odpowiada kandydatka na lady.

Sztuczne perły sztucznych dam

Każda z uczestniczek dostała na początek programu perły. To znak przynależności do Projektu Lady. Odpadająca z programu musi oddać perły. Pereł nie można zgubić. Jak się ich zapomni, zaczyna się ruganie przez Rozenek: „Gdzie twoje perły?”. Poważna sprawa. Perły są sztuczne, jak zauważyła od razu jedna z uczestniczek, dodając, że pasują do niej, bo ona też jest trochę sztuczna. Perły pasują do sztuczności całego programu idealnie.

 

– Jak dama zakłada buty? – pyta mentorka.
– Ma od tego ludzi – odpowiada jedna z dziewczyn.

Poczucie nieprzystawalności programu do rzeczywistości czasem wyłazi w takich drobiazgach.

Dziewczyny są ciągle szkolone. Mentorki mówią do nich hiperpoprawną polszczyzną, każą się „przyodziać”, więc dziewczyny próbują wejść w tę konwencje i spóźniona na śniadanie uczestniczka programu przeprasza i pyta całkiem naturalnie, „czy może spocząć”. Choćby nie wiem jak się starały, zazwyczaj dziewczyny popełniają błędy. Okazuje się na przykład, że nie mówi się przed posiłkiem „smacznego” – pani od protokołu tak twierdzi, więc chyba się zna i wie, że toast na proszonej kolacji wzniosły nie tak, jak trzeba. Choć wszyscy inni za toast pochwalili, dziewczyna się starała, denerwowała, zaimponowała koleżankom, ale nie mentorkom.

Chłopcy z dobrych domów

Jednym z zadań dziewczyn na drodze do zostania damami są spotkania z kawalerami „z dobrego domu” (cytat dosłowny). Dziewczyny się stresują. Wiedzą, że nie bardzo przystają do standardów dobrych domów. Mentorki raczej myślą o nich, jak o wieśniarach.

– Zapominasz, że jesteś pierwsza w całej wsi – mówi do jednej z uczestniczek mentorka.
– Ja jestem z Łodzi – odpowiada dziewczyna.

Z kawalerami dziewczęta spotykają się najpierw na koktajlu, a w kolejnym odcinku na kolacji. Pomiędzy odcinkami przechodzą przemianę fizyczną – ścięcie włosów, farbowanie i takie tam. Trochę się też już poduczyły etykiety. Dzięki temu, jak mówi jeden z kawalerów, były „bardziej niż przyjemne w recepcji dla jego osoby” (cytat dosłowny).

Chłopaki pasują do dworskiej konwencji. Na kolacji jeden z nich wznosi toast za… powstanie listopadowe. Dziewczyny szybko łapią zasady gry w damy i jedna z nich zapowiada, że poprosi mamę o Poczet Królów Polskich. Żeby sobie trochę przypomnieć. O czymś z tymi kawalerami trzeba gadać.

Powiedzmy sobie szczerze, Projekt Lady to program jakich dziesiątki w komercyjnych mediach. Widzowie lubią oglądać przemiany, w których uczestniczą zwykli ludzie. Bo przecież to mogliby być oni. Oczywiście każda z tych przemian sporo mówi o aspiracjach widzów. Siedzą we wziętym na kredyt albo wynajętym 50 metrowym mieszkaniu i patrzą, jak wulgarne dziewuchy stają się damami z pałacu w Radziejowicach. Oni też chcą być damami z pałacu. Ba, może nawet czują się już jakby byli damami z pałacu, bo przecież nie klną jak te dziewczyny i nie chleją tyle, co one, nawet jeśli część chleje dokładnie tyle samo.

Powiedzmy sobie też szczerze, że może warto znać trochę zasad, takich, że w czasie jedzenia w towarzystwie się nie beka itp., ale też dziewczyny są takie, w jakim świecie żyją. W świecie krótkich kiecek i kolczyków w nosie, w świecie, gdzie księżna Kate wyrwała księcia Williama na przezroczystą sukienkę nad kolano, a Rozenek została gwiazdą, kiedy założyła szpilki.

Nie znaczy to, że każda z nas ma łazić z gołą dupą i w szpilkach – po prostu dworska etykieta i mundurek to dziś raczej kabaret niż droga do lepszego poruszania się po współczesnym świecie.

Pomagały w życiu bardzo, jak się urodziło w dworze w Radziejowicach – sto pięćdziesiąt lat temu. Jak się urodziło gdzieś indziej i dużo później, są tylko zwierciadłem kompleksów i aspiracji polskiej klasy średniej.

**Dziennik Opinii nr 198/2016 (1398)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij