Czy można krzyczeć „Solidarność naszą bronią”, a potem tę solidarność zawiesić na kołku?
Nawet ci, którzy nie czytali wywiadu z Natalią Przybysz, wiedzą, że takowy się ukazał i że piosenkarka wyznała w nim, że miała aborcję. Powiedziała też, że czuje wielką ulgę i że poczuła się, jakby odzyskała swoje życie.
Powody podjęcia decyzji o aborcji są jej prywatną sprawą. Podzieliła się nimi z czytelnikami, za co wylano na nią wiadro pomyj.
Zostawmy na boku to, że gównem obrzuca Przybysz prawica. W sumie czego innego mogliśmy się spodziewać.
Gorzej, kiedy środowiska liberalne i lewicowe zaczynają dzielić się ze światem i z przyjaciółmi na fejsiku swoimi cennymi radami, jak to się Natalia Przybysz zachować powinna.
Nie będę tego cytować, bo nie przepadam za gatunkiem dziennikarskim typu reportaż z fejsa. Znajdziecie sporo cytatów w innych mediach. Tu będzie tylko czysty wkurw.
Ja rozumiem, że nie wszystkie chodzimy na czarne protesty dlatego, że chcemy liberalizacji prawa do aborcji, ale część tak. Ta część stoi z transparentami w ręku i krzyczy: „Mam dość” czy „To nie kompromis, to kompromitacja”. Czego dość? Tego „kompromisu” chyba (zapisywanego w cudzysłowie, bo to cytat jednak, a nie opis realnego stanu rzeczy)?
Miałam napisać o tym, że takie akty odwagi jak ten Natalii Przybysz mogą pomóc innym, bo właśnie powstała strona #mialamaborcję, ale zanim skończyłam pisać ten tekst, strona zniknęła. Kobiety miały podzielić się swoimi doświadczeniami. No i się nie podzielą. (od redakcji: strona znowu działa, polecamy odwiedziny na www.mialamaborcje.pl)
Miałam napisać, że Polki robią aborcje. W 2013 roku mediami wstrząsnął raport CBOS, który mówił, że ponad 1/4 Polek miała aborcję. Dokładnie liczby te brzmią „od 25 do 35%”. Każdy z nas spotkał w życiu kobietę, która usunęła ciążę. Jeśli zrobiła to w ostatnich dwudziestu kilku latach, to najczęściej nielegalnie, w podziemiu, za granicą, w niebezpiecznych warunkach, łykając szajs, który na pewno oryginalnie nie służył do usuwania ciąży, ale koleżanka koleżanki mówiła, że ma taki efekt uboczny.
Jeśli czytacie to na stronie Krytyki Politycznej, to niby to wiecie, bo pisaliśmy o tym sto razy.
I oto nadszedł dzień próby. Aborcyjnego coming outu dokonała osoba, której słuchałyśmy na koncertach np. przy okazji Obchodów Światowego Dnia AIDS, osoba, która wiele razy angażowała się w akcje, jakie prowadzimy. Wspierała nas. Solidarnie. No to świat mówi nam teraz: „Sprawdzam”. Schowajmy więc może na chwilę swoje cenne rady o tym, że to nie ten moment, nie ta forma, że antykoncepcja.
Czy można krzyczeć „Solidarność naszą bronią”, a potem tę solidarność zawiesić na kołku?
Nie mam żadnych wątpliwości, że wszystkie i wszyscy, którzy tak ładnie skandujemy na demo o solidarności i wolnym wyborze, o prawach kobiet do decydowania i o tym, że „moje ciało, mój wybór”, powinnyśmy stać za Natalią Przybysz. Kiedyś to wiadro pomyj wyleją na was, na wasze koleżanki, przyjaciółki, siostry i matki.
Natalia Przybysz dokonała świadomego wyboru. Przynajmniej dwa razy. Nie tylko decydując się na aborcję, ale też na to, żeby publicznie o tym powiedzieć. Należy jej się podziw i szacunek. #JesteśmyZNatalią
Przekaż Natalii Przybysz słowa solidarności i wsparcia – zbiera je Akcja Demokracja.