W Polsce mamy tendencję do traktowania Rosji jako osobnego przypadku, tłumacząc tamtejszą politykę wyjątkową imperialną mentalnością Rosjan. Co przesłania uniwersalny mechanizm zwijania demokracji, widoczny dziś także w USA.

W Polsce mamy tendencję do traktowania Rosji jako osobnego przypadku, tłumacząc tamtejszą politykę wyjątkową imperialną mentalnością Rosjan. Co przesłania uniwersalny mechanizm zwijania demokracji, widoczny dziś także w USA.
Formalnie w Ukrainie obowiązuje stan wojenny, który ogranicza możliwość organizowania protestów. Ale dziś, po ograniczeniu autonomii organów antykorupcyjnych, zagrożona jest nie tylko demokracja czy poparcie Zachodu, ale same wartości, o które toczy się wojna.
Polskie prawo karze za łamanie cielesnych granic kobiet i za namawianie do tego. Ale jak dotąd rosyjski „guru podrywu” Alex Lesley działa w Warszawie bez przeszkód.
Polska będzie miała problemy z migrantami. Ale winny temu będzie nie polityczny islam, hojna pomoc socjalna czy otwarte granice w strefie Schengen – tylko sami Polacy.
Państwo polskie mówi migrantom: macie pracować, płacić podatki i ZUS, inwestować u nas wasze oszczędności, ale my wam nic nie jesteśmy winni.
Zgadnijcie, na kogo podczas lockdownu spadła „przyjemność” pucowania chaty i wyżywienia niewychodzących do zakładów pracy domowników?
W Rosji karierę zrobił termin „gejropa” na określenie zdegradowanego Zachodu, który chce zniszczyć rosyjską duchowość. Pewnie wkrótce doczekamy się polskiego odpowiednika.
Polacy, którzy dziś przylecą z Ukrainy, mogą spokojnie iść w miasto spotykać się z przyjaciółmi. W tym samym czasie Ukraińcy będą musieli odbyć kwarantannę w domu.
Rozmowa z Hołownią czy Zełenskim przypomina rozmowę z Siri: nie tyle czekasz na konkretną odpowiedź, ile uspokaja cię to, że na pewno zostaniesz zauważony.
Przez lockdown sprowadzenie ciała migranta jest skomplikowane i prawie dwa razy droższe.
Koronakryzys zmienia podejście do migracji nawet wśród konserwatywnych rządów: migranci z „tolerowanych gości” stają się „niezastąpionymi pracownikami”.
Czy zbliżający się kryzys gospodarczy stanie się szansą dla polskich i węgierskich samorządów, by wzmocnić swoją niezależność?