Recepta, o której naukowcy mówią od lat, jest prosta: pozwólmy rzekom płynąć.

Recepta, o której naukowcy mówią od lat, jest prosta: pozwólmy rzekom płynąć.
Czy w dobie zbiorowej amnezji i fake newsów kształtujących masowe postrzeganie przyrody można skutecznie ją ochronić?
Na początku stycznia Wody Polskie ogłosiły konsultacje społeczne dotyczące planów utrzymania wód (PUW). Dzieje się to po raz pierwszy i jest efektem nacisku społecznego. Presja ma sens.
Zabudowywanie hektarami paneli unikatowego krajobrazu Mazur Garbatych może być kompletną wydmuszką i doprowadzić jedynie do gigantycznej dewastacji bez żadnych korzyści – ani dla właścicieli gruntów, ani dla klimatu.
Jeśli wydawało nam się, że po objęciu władzy przez koalicję 15 października zmieni się coś w kwestii ochrony polskiej przyrody, to mieliśmy rację. Wydawało nam się.
Trudno na razie przeprowadzić pełną analizę powodzi z 1997 roku i obecnej, ale można już nakreślić kilka kluczowych różnic.
Kiedy wysycha Wielka Rzeka, dzieje się to w błyskach fleszy i w jazgocie sensacyjnych nagłówków. Kiedy przez miesiące umierały jej mniejsze siostry, prawie nikt tego nie zauważał.
Wraz z rozwojem cywilizacyjnym i podporządkowywaniem świata człowiekowi, stopniowo zabijamy także noc. I to bardziej dosłownie, niż nam się wydaje.
Blisko nas zostały już tylko skrawki przyrody.
Mamy do czynienia z walcem postępu, który miażdży i zjada codziennie takie ostoje dzikości, które zsumowane mogłyby tworzyć mały park narodowy.
W piątek Związek Leśników Polskich zorganizował w Warszawie demonstrację i przemarsz spod kancelarii premiera do ministerstwa klimatu i środowiska. Wysłuchałem ich postulatów przed rozpoczęciem marszu.
Kubińskie Mokradła to nazwa świeża i nieoficjalna. Nadana przez grupę mieszkańców, którzy bronią tego terenu przed zabudową. Słowa kreują rzeczywistość, a to, co nazwane, trudniej zniszczyć.