Świat

Po szczycie w Wilnie. Czy Zełenski okazał dość wdzięczności? NATO każe mu „ochłonąć”

Mimo że Ukraina może czuć się rozczarowana szczytem, to wspólne decyzje państw członkowskich, które tam zapadły, takie jak przyjęcie do sojuszu Szwecji i wspólna strategia obrony przed potencjalną napaścią Rosji, po raz kolejny przypieczętowują strategiczną porażkę Kremla.

Wołodymyr Zełenski nie ukrywał, że od odbywającego się w tym tygodniu szczytu NATO w Wilnie oczekuje zaproszenia Ukrainy do sojuszu. Podobno jego bezkompromisowa postawa i gniewne tweety zirytowały amerykańskich dyplomatów – zwłaszcza stwierdzenie, że brak ram czasowych dla członkostwa Ukrainy to absurd.

W ten sposób strategia komunikacyjna Zełenskiego zaszkodziła planom waszyngtońskiej delegacji, która chciała wykorzystać szczyt w Wilnie, by pokazać prezydenta Bidena jako silnego i nieprzejednanego lidera, gotowego dalej stawiać czoło Rosji. Według Bloomberga, podczas kolacji 11 lipca liderzy państw sojuszu mieli prosić Zełenskiego, by ochłonął i realnie spojrzał na skalę wsparcia NATO dla Ukrainy.

Zdobycie Kijowa w trzy dni się nie udało, Moskwa w dwa była realna!

Ale w Kijowie wyniki szczytu i brak jednoznacznych deklaracji w sprawie członkostwa wywołały ambiwalentne reakcje. Redaktor Europejskiej Prawdy Serhij Sydorenko uważa, że szczyt NATO w Wilnie pokazał, że sojusz nie ma długofalowego planu działania wobec Ukrainy.

W swoim komentarzu Sydorenko wprost pisze o porażce, straconych szansach i strategicznej niepewności. Ukraińcy i Ukrainki liczyli, że NATO zrozumiało swój błąd ze szczytu w Bukareszcie w 2008 roku, kiedy pod presją ze strony Rosji zdecydowano, by nie oferować Planu Działań na rzecz Członkostwa Ukrainie i Gruzji. W Ukrainie, podobnie zresztą jak w Polsce czy Litwie, uważa się, że efektem tamtego niezdecydowania była się rosyjska agresja na oba państwa.

Z drugiej strony, co również podkreśla Sydorenko, wileński szczyt nie zmienił nic na gorsze w sytuacji Ukrainy i w jej perspektywach przyłączenia się do NATO. Żadne drzwi nie zostały przed nią zatrzaśnięte. Prezydent Zełenski został zapewniony o dalszym wsparciu militarnym, liderzy państw G7 wystosowali wspólne oświadczenie, w którym bezpieczeństwo Ukrainy określają jako „niezbywalny element bezpieczeństwa regionu euroatlantyckiego” i deklarują dostawy broni konieczne, by Ukraina mogła się obronić przed rosyjską agresją – tą obecną, ale także w przyszłości.

Jednocześnie zobowiązują się do polityki sankcji wobec Rosji, jeśli ta będzie prowadzić agresywne działania wobec Ukrainy, dodają też finansowe i polityczne wsparcie dla Kijowa. Na podstawie tej deklaracji ukraińskie władzy chciałyby zawrzeć umowy dwustronne z państwami grupy G7, które będą stanowić gwarancje bezpieczeństwa dla kraju.

Mimo że Ukraina może czuć się rozczarowana szczytem w Wilnie, to wspólne decyzje państw członkowskich, które tam zapadły, takie jak przyjęcie do sojuszu Szwecji i wspólna strategia obrony przed potencjalną napaścią Rosji, po raz kolejny przypieczętowują strategiczną porażkę Kremla, który sądził, że wojna przeciwko Ukrainie osłabi i podzieli NATO, a nawet zmusi Zachód do rewizji polityki rozszerzania sojuszu.

Listy o demokracji: Hostomel, Czernihów, Niżyn. Twierdze na granicy Europy

Skutki są odwrotne: Zachód się jednoczy, NATO jako sojusz obronny zyskało na atrakcyjności i ma nowych członków w strategicznym dla Rosji obszarze Morza Bałtyckiego i Arktyki, a wsparcie dla Ukrainy nie podlega dyskusji.

Więc właściwie czemu Waszyngton i Berlin zabuksowały w sprawie terminu członkostwa Ukrainy? Najprostsze wytłumaczenie jest takie, że przyjęcie Ukrainy, która jest w stanie wojny, stawiałoby cały Sojusz Północnoatlantycki w stan wojny z Rosją. Ogólny warunek, który postawiono, sprowadza się do tego, że Ukraina musi najpierw wygrać wojnę z Rosją i ustabilizować granice.

Ale pojawił się też inny wątek, który skomentował Wołodymyr Zełenski podczas swojej konferencji prasowej w Wilnie. Zachodni sojusznicy Ukrainy mieliby się wstrzymywać przed zaproszeniem jej do NATO, by w razie negocjacji z Rosją zachować tę kwestię jako przedmiot targu. Prezydent Ukrainy podkreślił, że jest pewien, że ani Biden, ani Scholz nie zdradzą interesów Ukrainy, ale jedno musi być jasne: „Nigdy nie dokonamy wymiany naszych terytoriów na nasz status. Nawet jeśli to będzie jedna wioska, w której będzie mieszkać jeden dziadek. Nigdy nie oddamy naszego terytorium. Partnerzy znają moje stanowisko”.

Dla Ukrainy definicja wygranej wojny jest prosta i oznacza odzyskanie wszystkich okupowanych przez Rosję terytoriów.

12 lipca na konferencji prasowej w Wilnie, już po zakończeniu wspólnych obrad, Zełenski na temat rezultatów szczytu wypowiadał się w bardziej wyważony sposób niż dzień wcześniej. Ale ukraiński prezydent wciąż wymyka się dyplomatycznym konwenansom. Zełenski nie omieszkał dodać, że wciąż uważa brak zdecydowanego zaproszenia do sojuszu dla Ukrainy za absurd.

Ale pewnie dłużej zostanie w pamięci jego reakcja na słowa brytyjskiego ministra obrony Bena Wallace’a, który stwierdził w Wilnie, że Ukraina mogłaby okazywać więcej wdzięczności za wsparcie, jakie otrzymuje. Zełenski na pytanie dziennikarzy o te uwagi Wallace’a odparł, że Ukraina jest cały czas niezmiernie wdzięczna i premierowi, i ministrowi obrony Wielkiej Brytanii i on nie wie, jak jeszcze ma dziękować. „Możemy co rano, zaraz po przebudzeniu dziękować ministrowi osobiście” – stwierdził z przekąsem, po czym zwrócił się do obecnego na sali ministra obrony Ukrainy Ołeksija Reznikowa i poprosił go, by jeszcze tego samego dnia zadzwonił do Wallace’a z podziękowaniami.

Zwykła Rosja teraźniejszości: ekobójstwo i śmiertelny cydr [przegląd prasy wschodniej]

Styl komunikacji Zełenskiego, za którym stoi doświadczenie półtora roku wojny i niepozbawione podstaw przekonanie, że Ukraina chroni Europę przed rosyjską agresją, więc nikt jej nie robi łaski, że ją wspiera, odstaje od przyjętych na zachodnich salonach norm. Burzenie betonowej ściany konwenansów jest fajne, zniecierpliwienie Zełenskiego zrozumiałe, a dosadne komentarze pod adresem zachodnich kolegów i ich niezbyt mądrych wypowiedzi mogą liczyć na poklask szerokiej publiczności, zwłaszcza w naszym regionie. Ale dyplomacja pozostaje sztuką – ważne, by Wołodymyr Zełenski nie przeszarżował, gdy zwraca się do najbliższych sojuszników, bez których Ukraina nie mogłaby się skutecznie bronić przed Rosją.

Przeczytałaś fragment krytycznego newslettera wschodniego Pauliny Siegień, który po zapisaniu się TUTAJ znajdziesz w całości w każdy piątek w swojej skrzynce mailowej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Siegień
Paulina Siegień
Dziennikarka i reporterka
Dziennikarka i reporterka związana z Trójmiastem, Podlasiem i Kaliningradem. Pisze o Rosji i innych sprawach, które uzna za istotne, regularnie współpracuje także z New Eastern Europe. Absolwentka Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego i filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Autorka książki „Miasto bajka. Wiele historii Kaliningradu” (2021), za którą otrzymała Nagrodę Conrada.
Zamknij