Zdarza się nieraz, że kiedy mówimy o socjaldemokracji, o roli państwa w życiu społeczeństwa, nasi prawicowi rozmówcy wysyłają nas do Korei Północnej. Korea Północna, powszechnie uznana za ostatni bastion stalinizmu, ma być dowodem na kompromitację lewicowych idei, które rzekomo muszą zawsze prowadzić do tyranii.
Dlatego z nadzwyczajnym zainteresowaniem przeczytałem książkę Briana Reynoldsa Myersa: Najczystsza rasa. Propaganda Korei Północnej. Jest to książka, która otwiera oczy. Myers spędził wiele lat, czytając i analizując północnokoreańskie gazety, książki, filmy i podręczniki szkolne. Jego wnioski przewracają wszystko do góry nogami. Reżim północnokoreański, powszechnie uważany za skrajnie lewicowy, w rzeczywistości jest skrajnie prawicowy. Ja powiedziałbym „faszystowski”, chociaż Myers unika takiego określenia (pisze, że uważa je za nazbyt wieloznaczne).
Korea podczas II wojny światowej należała do Japonii i Koreańczycy byli przez Japończyków edukowani w duchu faszystowskim. Uczono ich, że razem z Japończykami należą do najlepszej, najczystszej rasy. Kiedy Japończycy przegrali i wycofali się z Japonii, w Korei Północnej władzę przejęli nominalnie komuniści. Ale niewielka grupka koreańskich komunistów wykształconych w stalinowskim Związku Radzieckim nie dała rady przekształcić faszystowskiej inteligencji. Stało się odwrotnie: to faszystowscy inteligenci zabarwili koreański komunizm na brunatno. Zresztą już w latach 60. ostatnich komunistów wyeliminowano (nieraz fizycznie).
Istotne jest to, że w Korei Północnej funkcjonują dwie ideologie. Pierwsza z nich jest fałszywa – została wyprodukowana tylko po to, żeby Kim Ir Sen mógł się chwalić przed całym światem, że jest największym myślicielem wszechczasów. To tak zwana ideologia Dżucze (co znaczy Podmiot). Składa się ona z nic nie znaczących wywodów i górnolotnych frazesów w rodzaju: „Człowiek jest panem wszechrzeczy”. Jeśli chce się wprawić Północnego Koreańczyka w zakłopotanie, trzeba go poprosić o wytłumaczenie Dżucze. Stworzenie takiej pseudoideologii to w pewnym sensie genialny chwyt: Dżucze jest tak myślowo puste, że aż tajemnicze, dlatego fascynuje wielu politologów i koreanistów, którzy próbują studiować tę ideologię, w nadziei, że odkryją wreszcie jej istotę. W ten sposób nie zwracają uwagi na prawdziwą północnokoreańską ideologię, którą żyją masy.
Ta ideologia, obecna w książkach, filmach, gazetach, podręcznikach szkolnych i umysłach, jest bardzo ciekawa. Jest to dawna ideologia japońskiego faszyzmu, z której usunięto Japończyków, a pewne aspekty dostosowano do obecnej koreańskiej rzeczywistości. Według tej ideologii, Koreańczycy są najczystszą rasą. Inne narody, zazdrosne o jej czystość, nieustannie próbują ją zniszczyć lub skazić. Niestety, Koreańczycy za sprawą swojej czystości są dobrzy, za dobrzy, żeby się obronić. Dlatego są wieczną ofiarą wrogów-sąsiadów (skąd my to znamy) i dlatego potrzebują wodza, który ich obroni, milionowej armii oraz broni atomowej. Koreańczycy są tak dobrzy, że nie potrzebują myśleć, myślenie jest im obce, oni idą zawsze za odruchem serca (skąd my to znamy – jakby Mickiewicza Księgi pielgrzymstwa czytać). Kim Ir Sen też nie myślał: najgenialniejsze pomysły przychodziły do niego we śnie.
Ten reżim uczy pogardy do wszystkich obcych narodów i ras. Nie zmienia tego gigantyczna pomoc żywnościowa, jaka płynie z całego świata do Korei. Ta pomoc traktowana jest jako wiernopoddańczy hołd, jaki rasy niższe składają najczystszej rasie. Hołd wymuszony atomową groźbą – reżim wcale nie kryje się z tym, że stosuje bandyckie szantaże, wręcz przeciwnie, chełpi się tym.
Czytając książkę Myersa, nie mogłem nie myśleć o Polsce. O zbieżnościach pomiędzy naszą polską a ich koreańską ideologią. O tym, co by się stało, gdybyśmy stali się sojusznikiem Hitlera, gdyby Polska uległa całkowitej faszyzacji i gdyby na tej faszystowskiej bazie Stalin wybudował później promoskiewski reżim. Gdyby zamiast Bieruta rządził Bolesław Piasecki. Albo gdyby w ’68 roku Moczar przejął władzę. Gdybyśmy mieli komuno-faszyzm.
Wychodzi na to, że mieliśmy szczęście.