Proszę Państwa, niniejszym powołuję ROK, czyli Ruch Obrony Krzesła. Już za długo trwa męka krzeseł i ich Zagłada. Zmuszone do dźwigania nas na grzbiecie, ciągle w jednej i tej samej niewygodnej pozycji, sprowadzone na czworaki… A potem, po długiej i bolesnej służbie trafiają na śmietnik, nieraz połamane, gdzie próchnieją i gniją. Bywa też i gorzej: w licznych okolicach naszego kraju, w których nadal ogrzewa się mieszkania opałem, bezbronne krzesła są łamane, rąbane, a potem palone w piecach… Czy nic to Państwu nie przypomina?
Jak to możliwe, że w czasach, w których głosi się współczucie i wrażliwość, w których wegetarianie i weganie walczą o prawa zwierząt, a frutarianie nawet o prawa roślin, akceptowana jest gehenna krzeseł (często zresztą pochodzenia roślinnego, bo drzewnego). Przypomnijmy też, że tak jak spożywanie mięsa często jest niekorzystne dla człowieka (obstrukcje, szkody w uzębieniu, wzrost poziomu agresji, tłuszcze zwierzęce, cholesterol, nadciśnienie), tak samo siedzenie szkodzi ludzkiemu kręgosłupowi. Optymalne dla organizmu ludzkiego jest stanie, chodzenie i leżenie, bo ten organizm nie został stworzony do siedzenia, natura nie zaprogramowała go dla krzesła.
Dlatego wzywam: ratujmy parówkę! To jest, przepraszam, chciałem powiedzieć: ratujmy krzesło! Protestujmy. Wysyłajmy pisma i maile (i pisma, e-maile – jak mawiał Paweł Sito) do mediów i do reprezentujących nas posłów. Blokujmy sklepy meblowe! Manifestujmy przed Sejmem! Pomóżmy krzesłu osiągnąć pozycję wyprostowaną! Krzesło też człowiek!
Jeżeli ktoś z Państwa pomyślał, że nabijam się z ruchów obrony zwierząt, przyrody etc., to jest w błędzie. Nabijam się z Szymona Hołowni, który po raz kolejny – tym razem w „Rzepie” napisał tak: „…jeżeli mam wątpliwości, czy na statku znajduje się człowiek (wystarczą wątpliwości, nie mówimy o przekonaniach), zatopienie tego statku byłoby pogwałceniem norm ogólnoludzkich, czyż nie? Nie musicie podzielać mojego poglądu na to, czy zarodek jest człowiekiem, ale jeśli nie umiecie udowodnić, że nim nie jest – musicie go traktować, jakby nim był. To proste”.
Jak widać, katolicki dziennikarz Hołownia jest jak katolicki detektyw ksiądz Brown: ma szczególne pojęcie o znaczeniu słowa „proste” („Mówiąc po prostu, pan X jest zbrodniarzem, który nie popełnił zbrodni” – mawiał ten śledczy ojczulek, którego przygodami zachwycają ludzie z „Frondy”, marzący o powołaniu całej organizacji śledczych ojczulków). Co tu jest proste? Prosty jest chyba tylko taki wniosek: Hołownia nie nadaje się na chłopca okrętowego (tego, co siedzi w tak zwanym bocianim gnieździe). Widzi statki tam, gdzie ich nie widać – a nawet widzi ludzi na tych statkach.
Hołownia arbitralnie zakłada, że zarodek jest człowiekiem. Zaraz potem łaskawie dopuszcza, że możemy mieć w tej sprawie wątpliwości. Nie dopuszcza możliwości, że ktoś nie ma wątpliwości. Wszystko to nie wiadomo na jakiej podstawie.
To prawda, że żadne argumenty naukowe nigdy nie dadzą nam stuprocentowej pewności, że zarodek nie jest człowiekiem. Ale za tym, że zarodek jest człowiekiem, argumentów naukowych po prostu nie ma. Nie ma też żadnych argumentów naukowych za wątpliwościami – bo tego rodzaju wątpliwości nie są kwestią nauki, tylko serca, pewnej emocjonalnej ostrożności. I jako takie je rozumiem, ale nie poczuwam się do narzucania ich innym ludziom i mówienia: „To proste”.
Jeżeli próbujemy spojrzeć na sprawę naukowo, to DNA nie jest organizmem, tylko planem jego struktury. Scenariusz to nie film, trasa podróży na mapie to nie podróż, DNA to nie człowiek. Jeśli uważamy inaczej, to niech Straż Leśna zaaresztuje mnie za nielegalny wyrąb, kiedy rozdepczę żołędzia. A widzowie w kinie niech czytają scenariusze z ekranu. Zarodek ma potencjał rozwojowy, może stać się człowiekiem, ale potencjał nie jest tym samym co realizacja tego potencjału. Co więcej, podobny potencjał ma skórka przy paznokciu, skoro można z niej wyklonować człowieka. Dobrze, mógłby powiedzieć Hołownia, ale w przypadku skórki przy paznokciu trzeba uruchomić sztuczny proces klonowania, podczas gdy zarodek samoistnie może stać się człowiekiem. No nie, odpowiedziałbym na to, niezupełnie samoistnie, skoro potrzebuje do tego organizmu kobiety. Dobrze, powiedziałby w takim razie Hołownia, ale w organizmie kobiety odbywa się to w sposób naturalny, a klonowanie jest sztuczne. Odpowiedziałbym: fajnie, Szymon, wreszcie znamy katolickie kryterium człowieczeństwa. Jak wyklonuję człowieka, to ty mu człowieczeństwa odmówisz, bo uznasz, że jest „sztuczny”. I kto tu uprawia antyludzką dyskryminację?
Na powyższym przykładzie sami Państwo widzą, co się dzieje z dyskusjami o zarodkach, gdy angażuje się w nie „naukowy punkt widzenia”. Wskazują raczej na to, że zarodek nie jest człowiekiem. Ale stuprocentowej pewności nie dają – i ciągną nas w jakieś obłędne rejony.
Oczywiście, Hołownia powołuje się też na religię. Ale tutaj przegrywa najbardziej spektakularnie, skoro w Biblii, w Księdze Wyjścia, napisane jest: „Kto zabije człowieka, śmiercią zginie”, a kawałek dalej, na tej samej stronie jest napisane, że kto wywoła poronienie (i to tylko wtedy gdy jest to akt przemocy skierowany przeciw kobiecie – nie ma tu mowy o poronieniu dobrowolnym) płaci grzywnę. Sprawca płaci grzywnę jako odszkodowanie za przemoc i za pozbawienie ewentualnego przyszłego potomka – a nie za zabójstwo człowieka, skoro karą za zabójstwo jest śmierć, nie odszkodowanie! Grzywna to nie kara śmierci, a zatem sztuczne poronienie nie jest zabójstwem. W świetle Księgi Wyjścia zarodek, a nawet embrion, nie jest człowiekiem.
Jedyne, co pozostaje Hołowni, to jego gorąca (aczkolwiek niebiblijna, a zatem niechrześcijańska) wiara w człowieczeństwo zarodka. No cóż, w takim razie ja mogę mieć równie gorącą wiarę w człowieczeństwo krzesła. Oczywiście, wiara Hołowni poparta jest autorytetem papieży i innych katolickich szamanów. Ale założę się, że po opublikowaniu tego manifestu znajdę wiele równie szacownych i równie samozwańczych (choć zapewne bardziej sympatycznych i zabawnych) autorytetów, które poprą wiarę w krzesło. Zapewne, można też przywołać tysiąc naukowych argumentów za tym, że krzesło nie jest człowiekiem. Ale nauka – jak można się domyślać chociażby ze sporu o zarodki – jest czymś takim, że można za jej pomocą dowodzić dowolnych tez (szczególnie w naszych czasach). Jeśli ktoś powie, że człowiek jest istotą żywą, a krzesło nie, przywołam w odpowiedzi słynną tezę, zgodnie z którą przedmioty martwe to też istoty żywe – ale takie, w których procesy życiowe zachodzą o wiele powolniej.
Ale zresztą te wszystkie wygibasy intelektualne są niepotrzebne. Najważniejsze jest to, że – przypomnę znowu powiedzenie Sorena Kierkegaarda – wiara uważa dowód za swego osobistego wroga. Wiara dowodów nie potrzebuje, wierze nic udowodnić nie można. Ile bym w tym tekście nie przytaczał dowodów, Hołownia się nie nawróci. Więc tak samo wiara w człowieczeństwo krzesła nie potrzebuje dowodów i jest na dowody odporna.
Zatem, tak samo jak Hołownia, mogę powiedzieć: „Nie musicie podzielać mojego poglądu na to, czy krzesło jest człowiekiem, ale jeśli nie umiecie udowodnić, że nim nie jest – musicie je traktować, jakby nim było. To proste”. Proszę bardzo, drogi Szymonie. Wykorzystuję ten sam kruczek, co ty, żeby bronić czegoś, czego się nie da obronić.
Drodzy Pastafarianie! Subgeniusze! Wyznawcy Niewidzialnego Jednorożca! I wszyscy inni ludzie dobrej woli! Nawołuję do was: zjednoczmy się w obronie krzesła! Niech to będzie płaszczyzna, która nas połączy. Oblewajmy czerwoną farbą fabryki mebli! Demonstrujmy w imię naszej niezachwianej wiary! Żądajmy prawnej ochrony krzesła w imię naszych polskich mebli i naszych słowiańskich włosów płowych, oczu niebieskich!
A jakby ktoś się bał o swój tyłek, to ja drogą mailową wydaję specjalne dyspensy na siedzenie, sześć złotych dziewięćdziesiąt dziewięć groszy miesięcznie, bez dodatkowych opłat.