[…] porusza ta Matura mimochodem zagadnienie granicy działalności pedagogicznej szkoły. Uczennicę przyłapano na pisaniu listu miłosnego do niewiadomego adresata. Jak ma postąpić szkoła? Czy ukarać winną za prowadzenie korespondencji w miejscu niewłaściwym, czy także za treść listu? Czy szkoła nie jest aparatem zbyt sztywnym, aby ingerować w życie uczuciowe 19-letniej dziewczyny poza oczywiście rygorami porządkowymi? Czy to raczej nie sprawa rodziców? Wyjście, które proponuje Fodor, wydaje się conajmniej sporne. Szkoła zapewnia dyskrecję uczennicy wobec rodziców, ale pod warunkiem, że ujawni, do kogo list był pisany. Ten szczegół mógłby wiele powiedzieć rodzicom (w danym wypadku rzecz byłaby wyjaśniona, chodzi bowiem poprostu o legalnego narzeczonego), ale dla dyrektora szkoły nie ma żadnego istotnego znaczenia, poza zaspokojeniem jego grubiańskiej ciekawości. I dlatego, choć dziewczyna jest nam mocno niesympatyczna, cieszymy się, że zadrwiła sobie z niezdrowej chętki niewyżytego lowelasa.
Wacław Syruczek – krytyk teatralny.
Fragment recenzji spektaklu Matura wystawionego przez warszawski Teatr Kameralny, „Tygodnik Ilustrowany”, marzec 1936.