Hanna Gill-Piątek

Motywacja aż do śmierci

W czwartek w Gdańsku umarł

W czwartek w Gdańsku umarł 64-letni człowiek, którego władze miasta wyrzuciły z domu na bruk. Harry Dąbrowski chory na cukrzycę. To przewlekła i kosztowna choroba, w ciężkiej formie uniemożliwiająca jakąkolwiek pracę. Z tego, co obecnie dla śmiechu nazywamy w Polsce rentą można kupić najwyżej podstawowe leki i może trochę jedzenia. Harry Dąbrowski z żoną od czterech lat nie mieli z czego opłacać czynszu za swoje mieszkanie komunalne. Więc nie płacili. Aż miasto ich eksmitowało. Po prostu.

Dąbrowski rozbił namiot pod gdańskim ratuszem i rozpoczął głodówkę. Nie muszę mówić, co to znaczy dla cukrzyka. Wtedy władze Gdańska zaczęły proponować mu różne wyjścia z sytuacji. Na przykład trening umiejętności społecznych w specjalnym centrum. Lub mediacje z naprawdę dyplomowanym psychologiem. Ale protestujący miał złą wolę, bo nie chciał trenować ani mediować, chciał mieć gdzie mieszkać. Umarł u znajomych, po kilkudniowym pobycie w szpitalu na początku października.

Tymczasem Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej właśnie podesłało rządowi do akceptacji projekt noweli ustawy o ochronie praw lokatorów, która po zatwierdzeniu powinna zyskać nową nazwę „o ochronie bezprawia wobec lokatorów”. Przyjemność głębszego znęcania się nad jej treścią pozostawię Joannie Erbel, sobie rezerwując prawo krótkiego skomentowania najważniejszych zapisów.

Powszechnie wiadomo, że Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej tak zna się na delikatnych kwestiach społecznych, jak Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej na połowach bałtyckiego dorsza. W związku z tym nowelizacja za najważniejszą w ochronie praw lokatorów uznaje wielkość zysku, który gminy uzyskają z gospodarowania zasobem lokalowym. Mieszkańcy są dla ministerstwa jak ryby – są zasobem do szybkiego wyzyskania i nie mają w nowym prawie wiele do gadania.

Mieszkania komunalne wynajmowane na krótkie umowy czasowe będą od teraz właściwie formą pomocy społecznej. Ich wynajem zostanie ograniczony do ludzi chorych, bezrobotnych, o niskich dochodach. Za to czynsze mają skoczyć nawet dwukrotnie, co ma zrekompensować lepszy system dodatków mieszkaniowych. Tyle, że dodatek nie przysługuje w przypadku zbyt dużego metrażu, a zwykle lokale z starych centrach miast, którymi dysponują gminy, nie są szczególnie małe. Praktycznie w większości miast nie działa system wymiany mieszkań kwaterunkowych, nie mówiąc już o tym, że koszty przeprowadzek obciążają lokatorów.

„Ministerstwo tłumaczy, że utrzymywanie dotychczasowej ochrony przed eksmisją działa demoralizująco na część lokatorów” – informuje „Gazeta Wyborcza”. Dlatego więcej osób wyląduje na bruku od razu lub po przepisowych 6 miesiącach w pomieszczeniu tymczasowym, bo o przyznanie lokalu socjalnego będzie teraz uzależnione od decyzji sądu. Jak wiadomo, w Polsce sądy nie mają, co robić, i trzeba im jeszcze dołożyć pracy. Nie trzeba być wróżką, żeby przewidzieć, jak sprawnie będzie działał ten system.

Demontaż praw lokatorskich to następny krok do tego, żebyśmy żyli bez żadnej pewności jutra. Do sumy naszych lęków, które zafundowała nam polska transformacja, dochodzi jeszcze jeden: ryzyko, że za chwilę znajdziemy się na ulicy. Jakbyśmy dziś mieli jeszcze jakiekolwiek punkty oparcia – stałą pracę, gwarancję pomocy w chorobie, bezpieczną starość. Jesteśmy już tak cholernie zmotywowani pomysłami kolejnych ministerstw, które po kolei chroniły nas przed demoralizacją, że ze społeczeństwa staliśmy się stadem zagonionych i przerażonych zwierząt wyzbytych zainteresowania czymkolwiek, co nie dotyczy przetrwania do jutra. A teraz kolejny kawałek rzeczywistości, ważny dla nas wszystkich, zostaje podporządkowany kryteriom rynku, zysku i ewentualnie jałmużny, którą przeznacza się dla stygmatyzowanych tym zaszczytem najbiedniejszych.

Nawet te kilkanaście procent, które stać było na kupno własnego mieszkania, uwięzione jest w tej chwili w rosnących kosztach kredytów hipotecznych. Reszta, która zarabia jako-tako i nie zmieści się we wprowadzonych przez nowelizację kryteriach, stanie przed koniecznością najmu komercyjnego, którego rynek w tej chwili jest niewielki, drogi i często podlega spekulacjom. Ci, którzy załapią się na mieszkaniowe okruchy z miejskiego stołu, będą musieli spełnić masę warunków, aby nie stracić nagle lokalu. Na część z tych wymagań, jak wielkość mieszkania, od której zależy otrzymanie dodatku, nie zawsze sami będą mieli wpływ.

Historia Harry’ego Dąbrowskiego jest doskonałą ilustracją kierunku, w którym zmierza nasza polityka mieszkaniowa. Był chory i nie stać go było ani na zakup, ani na wynajem na rynku komercyjnym. Miał zbyt duży metraż, żeby otrzymać dodatek mieszkaniowy. Wpadł w spiralę zadłużenia, którego nie byłby w stanie spłacić, nawet gdyby w Gdańsku funkcjonował podobny system, jak w Aleksandrowie Łódzkim, gdzie istnieje możliwość odpracowania zaległości czynszowych. Eksmisja rzeczywiście podziałała na niego motywująco, jednak niezupełnie w tym zakresie, o które chodzi ministerstwu. Rozpoczął walkę o własną godność i podstawowe ludzkie prawo, którym jest dach nad głową. Zapłacił za to najwyższą cenę.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij