Ciałopozytywność u mężczyzn jest martwa

Nie ćwiczysz bicepsa, wyglądasz na plebsa, czyli o wojnie naszej, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem.
Fot. Sajad Radey/ Unsplash

Powiedz mi chadzający na siłkę czytelniku, czy choć raz, patrząc na zwalistych ziomków, cisnących leciutko na klatę ciężary way poza twoim zasięgiem, nie przyszło ci do głowy, żeby wejść na bombę, być choć raz na cyklu i wyjść w końcu na miasto spasionym jak dorodny brojler? Czy nie chciałeś przeskoczyć z kategorii „chudy szczur” do „wielki chłop”?

Kto pamięta kobiety walczące o niegolenie pach, może już powoli myśleć o pierwszej kolonoskopii. Główny nurt tego trendu nie kupił, do tego zaczęli golić je mężczyźni. To był jednak dla panów dopiero początek ponowoczesnych perypetii z ciałem. Dziś mężczyźni orzą już jak woły w reżimach, delikatnie ujmując, dość ekstensywnych.

Oczywiście nie wszyscy. Procesowi towarzyszy bowiem coraz większe rozwarstwienie. Większość panów o wygląd i higienę oczywiście nie dba. Jednak dla coraz wyraźniej widocznej mniejszości cielesność zaczyna odgrywać kluczową rolę. I tak epidemii otyłości zaczyna towarzyszyć grupa kilku procent mężczyzn, która toczy nierówny bój o ciało idealne. A to nigdy nie obywa się bez kosztów.

Polityczne MMA: soft power budowane pięściami

Nie od razu Ciało zbudowano, jednak to ono zaczęło grać w kulturze liberalnego Zachodu rolę kluczową, zajmując miejsce wcześniej okupowane przez Boga i ideologie. Pozbawiony w życiu celu politycznego i wiecznego, zabezpieczony przed chwalebną śmiercią na wojnie, nasączony ideologią liberalnego sukcesizmu i kowalstwa swego losu, zachodni mężczyzna zaczął coraz więcej czasu poświęcać na samodoskonalenie. A że w większości nie miał kapitału na hulaszczy tryb życia, inwestycje w akcje i obligacje oraz niezwykłej klasy życie seksualne, skupił się na tym, co jakoś tam kontrolował – swoim ciele. Po wykluczeniu z większych wspólnotowych porządków stało się ono całością jego egzystencji. Mógł tyć albo je szlifować. I mimo że dominuje grupa, która oddała się w tej materii rezygnacji, to jednak coraz szybciej rośnie grupa wyznawców nowej religii.

Siłownię. zdaje się, odkryli już wszyscy – od gangsterów po prezydenta (choć to może nie tak odległe od siebie bieguny). Dawno mięły czasy, kiedy na siłowniach można było spotkać tylko ziomków typu Siwy czy Misiek. Ćwiczą faszyści i anarchiści, korposzczury i profesorowie z uczelni. Coraz lepiej wyposażone kaplice – sieciowe siłownie – wyrastają jak grzyby po deszczu. Powstają też wersje premium, gdzie cena karnetu przekracza już 1000 zł, ale za to klient nie jest tam narażony na obecność siłowniowego plebsu. Może z elitą elit oddawać się tej żmudnej modlitwie, jaką jest rzeźbienie swojej tkanki.

Klata, plecy, barki, od tego są ciężarki

Symboliczna jest tu klatka piersiowa. Mięśnie te nie są w życiu jakoś specjalnie potrzebne, o ile bowiem nogami chodzimy, a ramionami podnosimy rzeczy, to klatka pozostaje raczej pawim ogonem – częścią ciała rozwijaną po to, by była i wyglądała, nie w celu jakiejś konkretnej aktywności. Klatka to status. Żeby ja mieć rozwiniętą, trzeba spędzać czas, wyciskając sztangę. Nie zrobi się ona przypadkiem, od niechcenia, przy innej czynności typu rower czy jogging; to pokaz naszej wytrwałości, licznik zużytych wolnego czasu i nadmiaru energii, które możemy wpakować w cierpliwe wypychanie ciężaru dwa, trzy razy w tygodniu, dedykowane temu jednemu podwójnemu mięśniowi.

Chłopaki nie płaczą: ukryta prawda o przemocy seksualnej wobec żołnierzy

Brzuch z kolei pokazuje wytrwałość, samokontrolę i umiejętność wyrzeczenia. Robi się go bowiem przede wszystkim przy stole, zdecydowanie mniej na siłowni. Żeby bowiem mięśnie te ujrzały światło dzienne, konieczne jest odmawianie sobie rozpusty w kuchni, precyzyjne liczenie kalorii i różne mniej lub bardziej bezsensowne aktywności typu cardio.

Sześciopak (a u niektórych to i nawet ośmiopak) staje się widoczny dopiero wtedy, kiedy skłonimy się do okazania tych jakże cenionych protestanckich cnót – samodyscypliny i ascetyzmu, umiarkowania i prostoty i korony w postaci odpowiedzialności indywidualnej. Bez widocznego ABS każdy jest więc nie tylko nędznym spaślakiem, ale i duchowym przerywem. Codzienne, rzetelne wykonywanie obowiązków jest przecież formą religijnej służby.

Koń na wojnie, czyli Mroczna Męska Tajemnica [o „Nullu” Szczepana Twardocha]

Nie, żeby oba te fragmenty ciała rozwinięte jakoś poważnie w życiu szkodziły, przeciwnie, jednak Instagram podbija stawkę. Kiedyś Brad Pitt z Fight Clubu budził podziw swoją rzeźbą. Dziś zdaje się mi, przetrawionemu przez godzinny fitnessowych rolek i fotek, chudym szczurem, jak by to określił Trener Paweł.

Poprzeczka się podniosła i podnosi ciągle – jesteś bowiem za chudy, za mały, za otłuszczony, za wąski – a na dowód możesz zobaczyć w internecie tysiące mężczyzn, którzy poświęciwszy wysiłek, czas, a często i wątrobę, pokazują, jak wyglądać powinien aktualnie wzorcowy obiekt męski. Paradoksalnie więc im dłużej i częściej chodzisz na treningi, im bardziej studiujesz temat, tym gorzej o sobie myślisz, mimo że obiektywnie wyglądasz zdecydowanie lepiej niż na początku przygody z siłką.

„Substancja” pokazuje, jak być pięknym i młodym pępkiem patriarchalnego świata

To trochę jak z bogaceniem się – nie ma tu górnej granicy. Zawsze masz za mało tu czy tam i trwa wieczna walka o summer body. A to, co wystarcza dziś, za rok jest już słabym, małym, otłuszczonym, żałosnym. Nie łudź się też, że starość wyzwoli cię w końcu z tej spirali. Zaraz pojawi się siedemdziesięcioletni crossfitowiec, osiemdziesięcioletni powerlifter i dziewięćdziesięcioletni kulturysta. Bardzo mi przykro, starość umarła – ta podróż nie ma końca.

Do tego jeszcze dochodzi czas. Przecież każdą partię (klata, plecy, nogi, barki, brzuch) trzeba ćwiczyć minimum dwa razy w tygodniu, żeby efekty zaczęły być w końcu widoczne. Po pracy, przed pracą, tak z godzinę dwadzieścia, i jeszcze cardio. No i dieta, nie ma lekko. Jednak przede wszystkim liczy się czas – na trening, regenerację, sen. Jeśli więc są efekty, to znaczy, że masz wystarczająco przestrzeni na te wszystkie zabiegi, a jak nie masz, to jesteś przegrywem. Jesteś słaby. Nie masz woli walki. To przecież proste. Praca, dzieci, alko, gierki – wszystko to ciągnie cię do piekła.

Gdy zawodzi ławka, wjeżdża strzykawka

Jak więc sobie poradzić z tymi oczekiwaniami, jakie stawiają sosziale? Oczywiście nie ma tego, czego by nie rozwiązała stara dobra chemia. „Omka” (Omnadren), „mietek” (metanabol), „teściu” (testosteron), „tren” (trenbolon), „wino” (winstrol), „deka” (nandrolon), insulina, oksandrolon, metandrostenolon, stanazolol, boldenon, somatropina – nie wiesz, nie znasz? Pochodzisz na siłownię, to się dowiesz. U kulturystów wiadomo, na bombie są wszyscy, a jak dodatkowo mają fantazję, to lecą też inne rzeczy.

Legendarny Mike Mentzer tak dogrzewał terningi fetą, że biedak biegał goły po ulicy, wieszczył koniec świata, czekał na lądowanie obcych i zszedł z tego łez padołu przed pięćdziesiątką. Podobnie Rich Piana – oprócz tego, że trenować potrafił i po osiem godzin, to zarzucał cały koktajl substancji – od dopingu wszelakiego po rozrywkowo psychoaktywne. Legendarny Ronnie Coleman aktualnie generalnie porusza się na wózku inwalidzkim. Ale czego się można było spodziewać, jak kto robił tonę na leg pressie w seriach?

To oni uczą, „jak poderwać dziewczynę”

Andreas Münzer, Mohammed Benaziza, Dallas McCarver, Nasser El Sonbaty, Jo Lindner, Zyzz, Greg Kovacs – wszyscy martwi w przykrych i przedwczesnych okolicznościach. Śmiertelność w tym sporcie jest jedną z najwyższych ze wszystkich uprawianych konkurencji, a sporo zawodników nie dożywa nawet sześćdziesiątki. Zabijają ich efekty uboczne stosownych środków – niewydolność wielonarządowa, zatrzymanie akcji serca, zator płucny, ekstremalne odwodnienie, zatrucie diuretykami, hipertermia, niewydolność nerek, nadciśnienie tętnicze, powikłania sercowo-naczyniowe, arytmia, powiększone serce (kardiomegalia), udar mózgu, zakrzepica, toksyczność wątroby, zaburzenia elektrolitowe, zawał, a wahania nastroju, agresja, depresja, problemy z płodnością i libido co poniektórych doprowadzają do samobójstwa.

Teraz jednak ich „witaminy” staja się coraz bardziej rozpowszechnione, a dobry lekarz, który dobierze osłonówki, jest na wagę złota. Jak kto bowiem chce lecieć na cyklu, nie dostać zawału, marskości wątroby albo wyrastających nagle piersi (bo mózg lubi homeostazę i przy grubym dorzucaniu teścia do pieca podbija estrogen – i takie są tego efekty), to pomoc wykwalifikowanego medyka jest konieczna.

Musk, Trump i buhaj Ilon, czyli powrót hordy pierwotnej

W 2022 roku już 6 proc. mężczyzn używało sterydów. W najmłodszej kohorcie będzie zaś tego już ze dwa razy więcej. Sterydy są także powszechnie stosowane przez sportowców amatorów i półzawodowców – w dyscyplinach takich jak MMA, trójbój siłowy czy crossfit. Tam często używa się ich, by zwiększyć wydolność i przyspieszyć regenerację, a brak kontroli antydopingowej pozwala na niejawne stosowanie, często przy zupełnym przyzwoleniu tego środowiska. Wreszcie, sterydy są stosowane także w służbach mundurowych – wojsku, policji czy ochronie – gdzie ich użycie ma na celu poprawę siły, wytrzymałości i pewności siebie.

Powiedz mi więc czytelniku, chadzający na siłkę, czy choć raz do głowy nie przyszło ci, patrząc na zwalistych ziomków, cisnących leciutko na klatę ciężary way poza twoim zasięgiem, żeby wejść na bombę, być choć raz na cyklu i wyjść w końcu na miasto spasiony jak dorodny brojler? Czy nie chciałeś przeskoczyć z kategorii „chudy szczur” do „wielki chłop”? Jak często pojawiały się takie myśli? Jak blisko byłeś wklepania którejś z tych magicznych nazw w Google i poszukania sobie źródełka?

Dlaczego młodzi mężczyźni są samotni? [wyjaśniamy]

czytaj także

Skończyły się bowiem czasy wąsatych dziadów z brzuszkiem, kurzych klatek piersiowych, beztroskiej młodości, starzenia się z godnością. Ciałopozytywność u mężczyzn jest martwa. Kochani, witajcie w jeszcze późniejszej nowoczesności.

A oto epilog tej historii. Bardzo polski.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Przemysław Witkowski
Przemysław Witkowski
Historyk idei, badacz ekstremizmów politycznych
Badacz ekstremizmów politycznych; adiunkt w Collegium Civitas; współpracownik think tanków Counter Extremism Project oraz International Centre for Counter-Terrorism; autor książek: „Chwała Supermanom. Ideologia a popkultura” (2017), „Laboratorium Przemocy. Polityczna historia Romów” (2020), „Faszyzm, który nadchodzi” (2023) oraz „Partia Rosyjska” (2023); zastępca dyrektora Instytutu Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza.
Zamknij