Wkurza mnie, że zamiast budować elementarny szacunek do ludzi, których społeczeństwo uznaje za gorszych, bo pracują w usługach i którzy, jak ja, starają się być mili dla klientów, odchodząc przy tym od zasady „klient nasz pan”, serial „Aniela” pokazuje nie od razu dającą się lubić, arogancką typiarę – mówi Viola Kowalska, znana jako żabiara, twórczyni konta frogszoposting.
„Można odnieść wrażenie, że napisana przez Pawła Demirskiego Aniela, wyreżyserowana przez Jakuba Piątka i Kubę Czekaja, została stworzona w redakcji Krytyki Politycznej, przy stoliku lewicy rzadko wychodzącej poza swoją artystyczno-awangardową banieczkę” – napisała „Rzeczpospolita”. Dementujemy – pod tym scenariuszem nie podpisałaby się żadna osoba z naszej redakcji, choćby dlatego, że jego wydźwięk jest wybitnie klasistowski.
Okazuje się przy tym, że co najmniej jedna z serialowych postaci może bazować wizerunku prawdziwej osoby, która zamierza w związku z tym dochodzić swoich spraw. Chodzi o kasjerkę-influencerkę, która scenarzyście Pawłowi Demirskiemu miała posłużyć za wzór do stworzenia bohaterki imieniem Oliwka.
czytaj także
Viola Kowalska, znana w sieci jako żabiara, twierdzi, że po raz kolejny wykorzystano jej pomysł na siebie do robienia wielkiej kasy i że Demirski miał rozmawiać z nią o potencjalnej współpracy. Sam twórca – jak podała „Gazeta Wyborcza” – nie chce komentować sprawy, zasłaniając się umową z Netfliksem. O rozmowę poprosiliśmy Kowalską, próbując rozwikłać to, gdzie kończy się inspiracja, a zaczyna kradzież.
Paulina Januszewska: Obejrzałaś Anielę?
Viola Kowalska: Tak, ale nie wpadłam na to sama. O tym, że znów ktoś wykorzystuje mój wizerunek, dowiedziałam się od swoich obserwatorów w mediach społecznościowych. Jedni pisali: „wow, nie wiedziałam, że pracowałaś przy tej produkcji i że Netflix zrobił postać, która jest tobą, gratulacje!”, a drudzy: „ej, stara, wiesz, że ktoś cię gra w serialu?”. Nie wiedziałam.
Wyjaśnijmy wszystko po kolei. Od czego zaczęła się twoja popularność w internecie i czy powstanie profilu frogszoposting, który prowadzisz od kilku lat, zmieniło twoje życie?
Niestety, to nie jest opowieść typu „od pucybuta do milionera” ani nawet kariera, tylko niespodziewana i niewyreżyserowana przygoda. Dość ironicznie dzwoni mi teraz w głowie zdanie, że „życie pisze najlepsze scenariusze”. Tyle że potem kradną je twórcy seriali.
Żadnych obniżek stóp. Niech jedzą chwilówki (i karty do Żabki)
czytaj także
Gdy pracowałam jako kasjerka w Żabce i przylgnęła już do mnie zielona polówka, zaczęłam robić shitposting dla znajomych o tym, co dzieje się w sklepie. Trochę z nudów, trochę z frustracji, bo to ciężka i monotonna praca. Chciałam sobie ją jakoś urozmaicić. Treści było coraz więcej, więc założyłam osobne konto na Instagramie. W pół roku urosło do 30 tysięcy obserwujących. Zebrałam ich sama, organicznie, bez żadnego sponsoringu czy wsparcia wielkich kont, które by udostępniały moje wpisy.
O czym właściwie opowiadasz na Instagramie?
O pracy w usługach. Chciałam pokazać, że bycie ekspedientką – ale też sprzątaczką czy kelnerką – to nic uwłaczającego, że nie trzeba ze wstydu przed oceną innych kitrać zielonych polarów z Żabki, oraz że bycie miłym dla sprzedawczyni naprawdę nie boli. Pokazując realia swojego „zwykłego” życia, często dowiadywałam się z komentarzy, że nie powinnam tego robić, bo „co kasjerka może mieć do powiedzenia?”. Uważam jednak, że pogardliwe sprowadzanie kogoś do kategorii zawodowej czy w ogóle zarobkowej to oznaka niedojrzałości i braku empatii, z czym na swój sposób próbuję walczyć – tak, jak umiem, czyli poprzez bekę.
Z jakim skutkiem?
Sporo osób pisze mi, że zmieniłam ich podejście, że do tej pory nie zwracali uwagi na to, by być uprzejmymi w sklepie czy w knajpie, że mieli wywalone na ludzi, którzy są im przecież potrzebni do codziennego funkcjonowania. Tymczasem wyjęcie słuchawek z uszu, gdy stoisz przy kasie, albo miłe słowo, mogą komuś uratować dzień, natomiast chamska odzywka – dokumentnie go popsuć. Niestety, w naszej kulturze około gastronomicznej i usługowej króluje przekonanie, że kasjerka przy skanowaniu batonika powinna ci jeszcze wyczyścić buty.
Ile zarabiałaś jako kasjerka?
Od 13 do 15 zł za godzinę w 2021 roku. Nie miałam umowy o pracę, robiłam darmowe nadgodziny, a części należnych mi pieniędzy do dziś nie zobaczyłam. Ale prawda jest taka, że Żabka Żabce nierówna. Firma właściwie umywa ręce od kwestii pracowniczych, bo ustalanie tych relacji leży w gestii ajentów. Ci oczywiście też bywają stawiani w trudnych sytuacjach, o czym słyszymy czasem w mediach, ale wielu wykorzystuje swoich kasjerów, których perspektywę media rzadko uwzględniają.
Na czym polegała twoja drama z Żabką?
Była podobna do tej, która trwa obecnie w związku z premierą serialu Aniela, wystarczy zamienić nazwę korporacji. Sama nie dowierzam, że po raz drugi wylądowałam w tej absurdalnej sytuacji. Pierwszy dzień świstaka zaczął się od lawiny wiadomości, z których jasno wynikało, że marketingowcy Żabki kopiują moje pomysły. Miałam już wtedy dość dobrze prosperujące konto. Raczej nie oznaczałam tam firmy, bo wydawało mi się, że tak duży gracz może mnie łatwo stłamsić i niekoniecznie chcieć się reklamować kimś takim, jak ja, zwłaszcza że działalność w internecie była dla mnie formą autoterapii.
Handel w niedzielę, czyli wolny rynek (ale tylko dla biednych)
czytaj także
Co to znaczy?
Miałam wtedy bardzo ciężki okres w życiu. Trwała pandemia, musiałam przerwać studia i zacząć pracę, która mnie wyniszczała. Potrzebowałam jakiejś formy eskapizmu. Padło na robienie sobie jaj w internecie, na co Żabka zareagowała pozytywnie i włos mi z głowy nie spadł. Ale gdy obserwatorzy zaczęli mi pisać, że z jednej strony zostałam zauważona, a z drugiej wykorzystana, bo w materiałach marketingowych Żabki, ewidentnie inspirowanych moją działalnością, nikt mnie nie oznaczał ani nie podpisywał, zwyczajnie się wkurzyłam.
Skąd wiesz, że to nie była po prostu inspiracja tym, co w ogóle dzieje się w sieci?
Wystarczy przeanalizować wcześniejsze publikacje Żabki. Polegały głównie na tym, że wybierano jakiś produkt i wrzucano na pastelowe tło z żartem słownym w stylu dawno minionych, najświetniejszych czasów Lidla na Facebooku. To było wtórne i sztampowe, w związku z czym Żabka nie mogła liczyć na duży ruch na swoim instagramowym profilu. Pewnie dlatego sięgnięto po dość nisko wiszący owoc, czyli moją fanbazę. Zaczęły powstawać odjechane posty pisane comic sansem i tak dalej – wszystko to, co ja robiłam od miesięcy. Zresztą, to nie ja zaczęłam awanturę o autorstwo. Podobieństwa zaczęli masowo wytykać marketingowcom internauci, oburzeni, że znów jakiś korporacyjny gigant przywłaszcza sobie pracę małego twórcy i udaje, że sam na wszystko wpadł.
czytaj także
Jak na te oskarżenia w sieci zareagowała Żabka?
Najgorzej, jak się dało, przez co cała akcja była opisywana w mediach jako jaskrawy przykład nieradzenia sobie z kryzysem wizerunkowym. Ewidentnie działano pod wpływem emocji, a nie chłodnej kalkulacji. Wystosowano tzw. non-apology, pseudoprzeprosiny, napisane comic sansem na zielonym tle, za to, że poczułam się pominięta. Najpierw mnie w tym wpisie nie oznaczono, potem oznaczono nieprawidłowe konto. Śmiechu warte. Żabka i zatrudniona przez nią firma marketingowa przyznali wprawdzie, że – tu dosłowny cytat – „zjebali”, ale przecież „chcieli dobrze”, jednocześnie broniąc się tym, że twórców takich jak ja jest więcej i że to memiczny świat internetu był dla nich inspiracją.
Przypomnę tylko, że cała sprawa miała miejsce w 2021 roku, kiedy takie konta, jak moje, nie były jeszcze popularne. Nie mogli też powoływać się na to, że nie znali wcześniej mojej twórczości, bo wcześniej pisali do mnie bezpośrednio. Nigdy jednak nie proponowali współpracy. Dopiero gdy zaczęło im się palić pod tyłkami, zaproponowali, bym napisała do nich maila, bo planują utworzyć Radę Programową Żabki.
I co z tego wyszło?
Nic, bo to był pomysł pisany na kolanie, a nie profesjonalne zarządzanie kryzysem. Dostałam telefon od rzeczniczki prasowej biura Żabki, która chciała zaprosić mnie na spotkanie. Jego organizacja była pokazem kombinatorstwa i niezdecydowania. Nie wiedziano, w jakim mieście się ze mną umówić, skoro nie mieszkam w Warszawie. Kilkakrotnie przekładano termin. Zrozumiałam, że nawet gdyby zaproponowali mi współpracę, to nie chcę być częścią środowiska, które nie traktuje mnie poważnie i jeśli zrobi jakikolwiek ukłon w moją stronę, to tylko dlatego, że mleko się wylało.
czytaj także
Nie po to samodzielnie i w sposób autentyczny budowałam społeczność w sieci, by godzić się na jakieś ochłapy. Dla wielkiej korporacji byłam nikim, więc odmówiłam dalszych kontaktów. Szybko też zdałam sobie sprawę, że nawet burza w sieci nie zaszkodzi takiemu Goliatowi, który dziś właściwie dominuje na polskim rynku. Nie czułam żadnej sprawczości. Miałam tylko 21 lat, niewiele wiedziałam o życiu i odpuściłam. Moją wygraną byli przyjaciele poznani w trakcie tej inby.
Co sprawiło, że w przypadku innego, już międzynarodowego Goliata – Netfliksa – postanowiłaś zawalczyć o swoje prawa?
Fakt, że zdarzyło mi się to drugi raz. Doświadczona poprzednią sytuacją, świadoma ogromnego wsparcia obserwujących i bliskich mi osób, silniejsza niż wcześniej i bardziej wkurzona na niesprawiedliwość, jestem gotowa na to starcie.
Serial został opisany jako satyra z jednej strony na bogaczy, a z drugiej na klasę pracującą. Oliwka jest przedstawicielką tej drugiej. Pracuje w sklepie i wrzuca śmieszne filmiki do sieci. Jest łudząco podobna do ciebie – ma nawet kolorowe włosy. Ale czy rzeczywiście jest taka jak ty? Kasjerek z różowymi włosami w sieci można znaleźć wiele.
Łatwo tak powiedzieć i pomyśleć, że robię skok na popularność, bezczelnie twierdząc, że w Anieli ktokolwiek mówi o mnie. Te podobieństwa nie ograniczają się jednak do warstwy wizualnej. Oliwka jest do mnie podobna pod wieloma względami – jest jednocześnie quirky [dziwaczna – przyp. aut] i zawsze hop, do przodu. Sam serial chce się trochę odkleić od rzeczywistości, a jednocześnie być jej kalką, tworzy więc karykatury portretowanych postaci, podkręcając cechy bohaterów do poziomu absurdu, w sposób zdecydowanie odmienny od tego, co ja prezentuję w swoich treściach. Wkurza mnie, że zamiast budować elementarny szacunek do ludzi, których społeczeństwo uznaje za gorszych, bo pracują w usługach i którzy, jak ja, starają się być mili dla klientów, odchodząc przy tym od zasady „klient nasz pan”, serial pokazuje nie od razu dającą się lubić, arogancką typiarę.
czytaj także
To może być ochrona przed oskarżeniami o kopiowanie.
Zdaję sobie z tego sprawę i sam pastisz mi nie przeszkadza, choć miejscami operuje dość topornymi wyobrażeniami elit na temat zwykłych ludzi. Może gdyby twórcy skonsultowali się z kimś spoza własnej bańki, wyszłoby inaczej. Tym, co uwiera mnie najbardziej, jest fakt, że do takiego spotkania doszło, ale nic z niego nie wynikło. W listopadzie 2021 roku scenarzysta Paweł Demirski zaproponował mi współpracę przy tworzeniu postaci wzorowanej na mnie. Serial miał opowiadać o warszawskim blokowisku. Wymieniliśmy maile i nawet widzieliśmy się na żywo. Specjalnie po to przyjechałam do Warszawy. Byłam podekscytowana, zgodziłam się, ale kontakt się urwał. Choćby stąd wiem, że Oliwka jest wzorowana na mnie, a nie na innych kasjerkach.
Dlaczego więc do innych kasjerek nie masz pretensji o kopiowanie, a do Netfliksa – tak?
Wykorzystanie konwencji do robienia własnego kontentu, w którym jesteś sobą, to coś zupełnie innego niż przyznanie, że chcesz stworzyć postać inspirowaną konkretną osobą. Demirski przyznał, że zna moją sprawę z siecią i pod jej wpływem zdecydował się do mnie napisać, by poprosić o współpracę koncepcyjną. Później dowiedziałam się też, że jego dziewczyna, Monika Strzępka, startuje w konkursie na dyrektorkę Teatru Dramatycznego w Warszawie i chciałaby wpisać mnie do swojego programu jako potencjalną współpracowniczkę przy musicalu o żabiarze. Nie odniosłam się do tego, ale wiem, że tekst do spektaklu powstał bez mojego udziału. Wtedy nie miałam pojęcia, że Demirski i Strzępka są znani w środowisku filmowo-teatralnym. Nie jestem z tego świata, dopiero niedawno zaczęłam studia kulturoznawcze i skojarzyłam fakty.
Książka „Fanfik” to moje dziecko, a film Netflixa to wnuk [rozmowa z Natalią Osińską]
czytaj także
Czy zaproponowano ci jakieś honorarium, umowę?
Demirski powiedział, że chce, bym miała wpływ na kreowanie postaci kasjerki i żebym mogła zamoczyć palce przy tworzeniu warstwy scenopisarskiej. Mówił, że się dogadamy, że dostanę umowę i pieniądze. Tu cytat z wiadomości otrzymanej od niego 14 grudnia 2021 roku: „Wolałbym żebyśmy mgli sobie pracować już z umowami za pieniądze, pewnie uda się podpisać tuż po świętach. więc rzeczy się dzieją” [pisownia oryginalna – przyp. red.]. Potwierdził to potem mailowo, ale nie wskazał konkretnych stawek ani warunków kontraktu. Niestety, więcej się nie odezwał. Zdaję sobie sprawę, że wiele mogło się zmienić w trakcie powstawania produkcji, ale gdyby ktoś mi powiedział: „słuchaj, nie mamy dla siebie siana, ale może zrobimy coś innego albo chociaż wrzucimy cię do napisów”, to dziś nie byłoby naszej rozmowy.
Zebrałaś w ramach zrzutki pieniądze na prawnika. Co planujesz i czego oczekujesz od Netfliksa i Demirskiego?
Zależy mi na sprawiedliwości i na tym, żeby z mojej sprawy wynikał jasny komunikat dla twórców i korporacji dotyczący etyki pracy, szacunku dla praw autorskich i praw do wizerunku. Mam już wsparcie prawnika. Chcę to załatwić na tyle polubownie, na ile się da, ale trzymam głowę wysoko. Dziś już znam swoją wartość i chcę zrobić to, na co nie miałam odwagi w przypadku Żabki. Kojarzysz serial Próba generalna?
Mężczyźni na piedestale i w kryzysie bohaterami nowych produkcji Netflixa
czytaj także
Tak! Niedawno o nim pisałam.
Znasz zatem koncept komika Nathana Fieldera, który testuje różne scenariusze życiowe, tworząc jak najbardziej prawdopodobne imitacje zdarzeń z przyszłości. Ja czuję się tak, jak bym była w tym serialu, tylko odtwarzam sytuację z przeszłości, ale z nowymi statystami. Chcę zobaczyć, dokąd mnie to zaprowadzi, wiedząc, że tę rolę piszę sobie sama i że tym razem nikt mi jej nie ukradnie.
[Zwróciliśmy się z prośbą o komentarz do Oskara Tułodzieckiego, który – jak wskazała nam rozmówczyni – ma reprezentować Pawła Demirskiego. Odmówił komentarza – przyp. aut.]