Aborcja to nie kwestia światopoglądu. To walka o władzę i zasoby, których lekarze o świętych sumieniach będą przy akompaniamencie neonazistów i religijnych fundamentalistów bronić do ostatniej kropli krwi swoich pacjentek, aktywistek i nielicznie priorytetyzujących zdrowie i życie kobiet medyków.
Po czyjej stronie stanie Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników (PTGiP) oraz Naczelna Izba Lekarska (NIL), odpowiadając na rozkręconą przez prawicę nagonkę na drę Gizelę Jagielską i w znanym sobie stylu wchodząc do rzekomo oblężonej twierdzy? Po tej, co zawsze – w 1993, 2016 czy 2020 roku, gdy próbowano lub zaostrzano przepisy antyaborcyjne oraz we wszystkich tych momentach, kiedy kolejne pacjentki w ciążach zagrażających ich zdrowiu i życiu umierały w męczarniach za poglądy swoich lekarzy.
czytaj także
Każda z tych sytuacji działa się przy milczącej lub entuzjastycznej zgodzie medycznych autorytetów na przedmiotowe traktowanie kobiet i podmiotowe – uczuć religijnych. Dziś, gdy wytaczane są kolejne działa przeciwko pacjentkom i pojedynczym empatycznym lekarkom, znów ci, którzy dyktują zasady gry w polskiej medycynie – szpitalach, gabinetach i uczelniach kształcących nowe pokolenia ginekologów – ustawiają się w roli rzekomych ofiar systemu. Rzekomych, bo tak naprawdę chronią swojej uprzywilejowanej, niemal boskiej i intratnej ekonomicznie pozycji kontrolerów praw reprodukcyjnych i związanych z tymi ostatnimi usług. W końcu aborcja w prywatnym gabinecie opłaca się bardziej niż ta przeprowadzona w ramach NFZ.
Tragiczna historia Pani Anity, która doczekała się aborcji dopiero w dziewiątym miesiącu ciąży, pokazuje to jak na dłoni. Kobiecie najpierw przedstawiono multum sprzecznych ze sobą diagnoz na temat zdrowia płodu. Prof. Piotr Sieroszewski, kierownik I Katedry Ginekologii i Położnictwa, Kliniki Patologii Ciąży i Ginekologii w Uniwersytecie Medycznym w Łodzi oraz Kliniki Położniczo-Ginekologicznej w Centralnym Szpitalu Klinicznym UM w Łodzi odmówił Anicie legalnej aborcji, zalecając „urodzenie i oddanie dziecka do badań”, a następnie skierował ją na oddział psychiatryczny, gdzie doznała traumy w wyniku zamknięcia w izolatce.
czytaj także
Dopiero oleśnicka ginekolożka dra Gizela Jagielska przeprowadziła zabieg, co skończyło się dla niej piekłem. Na głowie medyczka ma teraz nękającą ją płodofilską prawicę, prokuraturę, a także kolegów po fachu, którzy domagają się sprawdzenia, czy przypadkiem nie przekroczyła uprawnień. W końcu ultrakonserwatywna strona krzyczy, że w Oleśnicy dokonano morderstwa, a nie udzielono zgodnej z prawem pomocy.
Dodatkowo – mimo, że w ustawie o planowaniu rodziny nie ma wzmianki o terminie, w którym można przerwać ciążę ze względu na przesłankę o ratowaniu zdrowia lub życia kobiety – medycy żądają od ustawodawcy dookreślenia przepisów. Po co? Najwyraźniej aby uzasadnić stanowisko swojego prezesa (Sieroszewski szefuje PTGiP), którego działania mogą nosić znamiona takich naruszeń, jak stosowanie przymusu psychiatrycznego i innych decyzji wbrew woli pacjentki, braku poszanowania jej godności osobistej i niedopiełnienie obowiązku informacyjnego.
Mentzen: Są ważniejsze sprawy niż aborcja, więc pomówmy o zaostrzeniu przepisów antyaborcyjnych
czytaj także
Sam lekarz po wybuchu dyskusji na ten temat zaapelował w iście paternalistycznym i pouczającym wszystkich myślących inaczej stylu o wstrzymanie emocji i merytoryczne, a nie światopoglądowe podejście do sprawy. Broniące dry Jagielskiej organizacje prokobiece zauważają jednak, że nie ma tu mowy o tak chętnie przypisywanej im histerii. Stoi za nimi nauka i prawo rekomendowane choćby przez Międzynarodową Federację Ginekologów i Położników czy Światową Organizację Zdrowia. Ale polscy lekarze wiedzą lepiej i zasłaniając się swoimi tytułami ekspertów, sami posługują się językiem ideologii i emocji podsycanych przez antyaborcjonistów. Nazywają na przykład – jak Sieroszewski – aborcję w dziewiątym miesiącu ciąży „porodem”, a płód „dzieckiem”.
Wiele wskazuje więc na to, że w 2025 roku groźba zmiany przepisów na jeszcze bardziej restrykcyjne jest więcej niż realna. Tym razem będziemy mogły za to podziękować lekarzom na najwyższych stanowiskach. Ale nie powiecie mi, że nie było znaków, skoro w tym samym czasie uaktywnia się dawno niesłyszane Ordo Iuris, o którym nie można mówić, że zrzesza opłacanych przez Kreml fundamentalistów, zaś organizacje antyaborcyjne i związane z narodowcami typu Robert Bąkiewicz bez cienia żenady używają w przestrzeni publicznej nazistowskich symboli – jak „Aborcja macht frei” – i terroryzują przychodnię Aborcyjnego Dream Teamu.
Mądrzy panowie w kitlach z pewnością zaprzeczą graniu do jednej drużyny z tak kontrowersyjnym składem. Ich działania, a także historia faszyzmu i praw reprodukcyjnych kobiet, pokazują jednak coś zupełnie innego. Być może znajdujemy się w gorszej sytuacji niż w 2020 roku, kiedy Trybunał Przyłębskiej wyprowadził tłumy na ulice. Wtedy było jasne, że reżyserem tej opresji jest antykobieca władza. Mogłyśmy uwierzyć w strach lekarzy przed PiS-em. Dziś widzimy, że to rządzący, skupieni na uwodzeniu wyborców skrajnej prawicy, zachowują się tak, jakby byli pod butem antykobiecych środowisk i lekarzy.
Na szczęście można dać temu opór, np. podpisując petycję o odwołanie prof. Sieroszewskiego z piastowanych przez niego funkcji. Zasługujemy na to, by dezycje o naszym życiu podejmowali lekarze i lekarki z prawdziwie ludzkim i wolnym od fanatyzmu religijnego sumieniem.