Kraj

Piraci drogowi stosują przemoc psychiczną z wykorzystaniem dźwięku [rozmowa]

Wyobraźmy sobie, że pirat drogowy codziennie warczy pod oknami chirurga, który ma zoperować jego babcię. Kto będzie miał pretensje do niewyspanego lekarza, gdy ten popełni błąd? To kwestie na co dzień niewidzialne, dlatego mówimy o hałasie jako o cichym zabójcy – mówi Alan Grinde z Instytutu Ekologii Akustycznej

Koalicja Polski Alarm Hałasu, zrzeszająca przedstawicieli środowiska akademickiego, organizacji pozarządowych i oddolnych inicjatyw, domaga się walki ze smogiem akustycznym. Zanieczyszczenie hałasem, dotykające zwłaszcza miasta, rujnuje – podobnie jak smog w powietrzu – gospodarkę i zdrowie publiczne, a przede wszystkim powoduje przedwczesne zgony.

Koalicja apeluje, by politycy w pierwszej kolejności zmienili normy dotyczące hałasu komunikacyjnego na bardziej restrykcyjne. Domagają się także realizacji kampanii edukacyjnej w tym zakresie oraz rozpoczęcia badań nad wpływem zanieczyszczenia na zdrowie publiczne w Polsce.

Ostatni postulat dotyczy podjęcia przez rząd współpracy ze stroną społeczną i akademicką w celu wypracowania rozwiązań redukujących smog akustyczny. O szczegółach, przyczynach i możliwych konsekwencjach tego wyzwania rozmawiam z Alanem Grinde ze wchodzącego w skład koalicji Instytutu Ekologii Akustycznej, który od kilku lat broni naszego prawa do ciszy i komfortu akustycznego.

Spada znaczy rośnie. Jak władze Zielonki próbują zadowolić dewelopera

Paulina Januszewska: Paradoksalnie i mimo badań naukowych, działań organizacji pozarządowych i doświadczenia mieszkańców miast, hałas pozostaje cichym zabójcą. Komu właściwie zależy na tym, by nie było o nim głośno?

Alan Grinde: Tym samym osobom, które nie chcą zauważać lub po prostu nie dostrzegają nierówności społecznych, a właśnie z powodu niezgody na niesprawiedliwości powstała nasza organizacja. W problematyce hałasu skupiają się kwestie praw człowieka, ekologii, przeciwdziałania przemocy czy zdrowia publicznego, które nie cieszą się popularnością, bo wymagają podjęcia wysiłku i dalekowzrocznych działań, a przede wszystkim wiedzy. Jednym z czynników wpływających na to, dlaczego władze centralne i samorządowe milczą na temat hałasu, jest głównie brak kompetencji i edukacji w tym zakresie.

Nie ma żadnych organów zajmujących się hałasem?

Nawet jeśli istnieją na przykład samorządowe komórki środowiskowe, są one dostępne głównie w największych aglomeracjach i zatrudniają osoby, które nie zawsze mają pojęcie, na czym właściwie polega drugie – według Światowej Organizacji Zdrowia – największe po zanieczyszczeniu powietrza zagrożenie środowiskowe dla zdrowia publicznego. W związku z tym trzymają się ogólnych wytycznych Zarządu Dróg Miejskich czy Biura Ochrony Środowiska, które nie są ani ambitne, ani skuteczne w kwestii walki ze smogiem akustycznym. Do tego dochodzi aspekt ekonomiczny.

Oszczędzamy na ochronie przed hałasem?

Tak nam się tylko wydaje. Ignorowanie smogu akustycznego i oszczędności na dźwiękoszczelnych ekranach czy innych rozwiązaniach – jak pokazują liczna badania z zagranicy, np. ze Szwajcarii, gdzie hałas kosztuje rocznie 2,6 miliarda franków, z czego ponad 1,5 miliarda idzie na leczenie – generuje pokrywane z budżetu publicznego wydatki, m.in. na leczenie chorób spowodowanych przez hałas i zwolnienia lekarskie. Zanieczyszczenie hałasem obniża efektywność w pracy, wyrządza szkody ekosystemom i powoduje trwałe deficyty poznawcze i emocjonalne już u dzieci. Czysto biznesowo powoduje także obniżenie cen nieruchomości. Jeśli nie myśleliśmy o tym w trakcie projektowania miast i realizacji inwestycji, naprawa wszystkich zaniechań i wyizolowanie czy przerobienie wielu budynków czy dróg na raz może wydawać się bardzo drogie. Nie mielibyśmy jednak tego problemu, gdyby w Polsce istniał obowiązek wykonywania operatu akustycznego, czyli analizy warunków akustycznych powstającej nieruchomości, instalacji i tak dalej.

Prawo do samochodu, prawo do życia: dlaczego potrzebujemy szkolnych ulic?

Operat nie jest wymagany, ale ocena oddziaływania na środowisko – już tak.

Niestety podczas interwencji obywatelskich, które prowadzimy w całej Polsce, zauważyliśmy, że większość tych dokumentów nie odzwierciedla rzeczywistości. Urzędy przyjmują to, co dostarcza inwestor, a więc kopiują zamiast weryfikować dane i dają zezwolenia na budowę takich obiektów, które w ogóle nie biorą pod uwagę akustyki. W efekcie zdarza się na przykład, że ludzie kupują mieszkania na nowo powstających osiedlach, myśląc, że będą mieć tam ciszę i spokój. Deweloper ani myśli jednak o wstawieniu choćby odpowiednich, chroniących przed dźwiękiem okien, bo to wychodzi mu za drogo. Za jakiś czas buduje obok kolejne bloki, więc robi się znacznie głośniej – powstają tzw. kaniony i studnie akustyczne, które potęgują odgłosy osiedla, imprez sąsiedzkich, samochodów, itp. i potem nic już z tym się nie da zrobić.

W takiej sytuacji można walczyć o odszkodowania.

Tak, ale polskie prawo powinno zabezpieczać obywateli przed podobnymi ryzykami. Do tego konieczne są zmiany legislacyjne, wymagające zaangażowania różnych resortów: sprawiedliwości, zdrowia, środowiska, i infrastruktury, a także lokalnych samorządów, które wypracują modele pozwalające zarówno przeciwdziałać trudnym sytuacjom, jak i skutecznie oraz szybko na nie reagować. Na pewno istotnym krokiem na poziomie prawnym byłoby także obniżenie norm hałasu, które 13 lat temu podniesiono na okres tymczasowy. Niestety, obowiązują do dziś i są jednymi z najwyższych w Unii Europejskiej. W miastach z populacją powyżej 100 tys. mieszkańców, uśredniony według polskich przepisów poziom hałasu wynosi 68 dB. Sugestia WHO wskazuje, że najwyższą dopuszczalną normą powinno być 55 dB. Skala decybelowa jest skalą logarytmiczną, więc dwa razy głośniej niż 50 decybeli to nie jest 100 – jak podpowiadałaby prosta arytmetyka, tylko 60 decybeli. Słowem, każde kolejne 10 decybeli to dla naszego ucha dwukrotnie większy hałas.

Dlaczego rząd Donalda Tuska zdecydował się na obniżenie norm w 2012 roku?

Nowe przepisy wprowadzono wbrew sugestiom instytutów naukowych i badawczych. Nadrzędnym argumentem był ten ekonomiczny – obniżenie norm pozwalało zrezygnować na przykład z budowania ekranów przy drogach. Dzięki temu można było szybciej i taniej zrealizować inwestycje kluczowe w kontekście współorganizowania przez Polskę Euro 2012. Ówczesny minister sprawiedliwości zgodził się na to rozwiązanie, zapewniając, że jest tymczasowe.

Ostatnie Pokolenie kontra kult Świętej Przepustowości

Do dziś nikt w polityce nie wrócił do tematu?

Pojawiają się raczej sugestie deregulacji. Minister Sławomir Nitras powiedział w RMF FM, że chciałby w ustawie dotyczącej budowania boisk poluzować normy dotyczące hałasu, nie bacząc na potencjalne szkody akustyczne i zdrowotne dla osób mieszkających w pobliżu. Nie mam nic przeciwko boiskom obok budynków mieszkalnych. To świetna inicjatywa, ale niech będą one zabezpieczone ekranami czy stworzone z podłoża pochłaniającego dźwięk. W Wielkiej Brytanii, a nawet w USA, przepisy mówią jasno, że boisko w przestrzeni publicznej musi znajdować się minimum 120 metrów od najbliższego domu czy bloku lub być wykonane z odpowiednich materiałów akustycznych. W Polsce natomiast dochodzi do sytuacji takich, jak w Puławach.

Wyjaśnijmy, że chodzi o walkę o przyszkolny orlik w Puławach, który przeszkadzał małżeństwu mieszkającemu w sąsiedztwie. Parze udało się uzyskać sądowy zakaz korzystania z boiska po lekcjach przez wszystkich, którzy nie są uczniami szkoły. Samorząd w czasie obowiązywania tego postanowienia i mimo braku jego uchylenia wybudował ekrany akustyczne i zezwolił na użytkowanie boiska. W efekcie na miasto nałożono karę grzywny, ale prezydent, nie zamierzając płacić, postanowił odbyć pięciodniową karę więzienia. Można było tego wszystkiego uniknąć?

Na pewno można tego uniknąć w przyszłości, zobowiązując inwestorów do odpowiedniego analizowania źródeł dźwięku i projektowania zabezpieczeń. Chcemy przecież, żeby dzieci i młodzież mogły spędzać aktywnie czas na świeżym powietrzu, a inni mieszkańcy nie musieli z tego powodu cierpieć. Śledziłem jednak interwencje z wielu miejsc, gdzie niedostosowane akustycznie do otoczenia boisko albo skatepark stały się tak uciążliwe, że musiały zostać zdemontowane. Taka rozbiórka też generuje koszty, na których chciano przyoszczędzić przy powstawaniu inwestycji.

Boiska nie są głównymi źródłami hałasu. Jest nim transport drogowy, z którym kraje Europy radzą sobie chyba nieźle. Co robią?

Szwajcaria zaczęła od walki z bezsensownie generowanym hałasem, czyli np. z wystrzałami z tłumików, zakłócaniem ciszy nocnej, nadużywaniem klaksonu. Za to grozi mandat w wysokości 10 tysięcy franków, które potem są przeznaczane na pokrywanie kosztów związanych z hałasem. Źródła hałasu wyłapują kamery dźwiękowe czy fotopułapki, które działają też w Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii jako stały element infrastruktury monitorowania bezpieczeństwa na drogach. We wszystkich krajach rozwiązania te poprzedziły programy pilotażowe.

Trammer: Zmienne koleje Szymona Hołowni

czytaj także

W Polsce nie ma takich planów?

Ministerstwo infrastruktury rozważa taką opcję, ale nie podaje konkretów. Póki co rekomendujemy, by kary za generowanie hałasu były wysokie, a przynajmniej analogiczne do przekraczania prędkości w mieście. Dwukrotnie szybsza niż nakazują przepisy jazda autem skutkuje 1000 zł mandatu i kilkoma punktami karnymi. W przypadku przekroczenia głośności naszego samochodu o 10 decybeli płacimy tylko 510 zł i nie dostajemy punktów. Mamy tutaj ogromną dysproporcję, mimo że hałas, tak jak i nadmierna prędkość, stanowią poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa drogowego. Modyfikowane tłumiki i układy wydechowe wydają dźwięki tak intensywne, że mogą spowodować utratę równowagi i orientacji osób znajdujących się blisko jezdni lub innych kierowców. Nagły hałas zmusza nasz umysł do szukania jego źródła i może powodować mimowolne ruchy i reakcje, jak nagły skręt kierownicy. Niestety, wobec piratów drogowych władze miast i policji pozostają bierne, zwłaszcza w Warszawie, która nocami zmienia się w jeden wielki i bardzo głośny tor wyścigowy.

Czy jednak chęć wprowadzenia zmian w przepisach dotyczących ruchu drogowego nie spotka się z ogromnym oporem kierowców, których żaden rząd nie lubi drażnić? Jak ocenia pan pod tym względem społeczny i polityczny klimat na zmiany?

Instytut Ekologii Akustycznej i inne organizacje, z którymi współpracujemy, a także buntująca się przeciwko życiu w hałasie część społeczeństwa nie chcą polaryzacji i nie uznają każdego kierowcy za szkodnika akustycznego. Zwykły ruch na drodze jest do wytrzymania, ale można pracować nad jego ograniczaniem systemowo, stopniowo. Na pewno nie wojowniczo, przeciwko wszystkim. Naszym celem jest zwalczanie niepotrzebnego hałasu, czyli generowanego przez modyfikowane wydechy, osiągającego głośność nawet do 140 decybeli, przy której następuje częściowa utrata słuchu. Co ciekawe, w Wielkiej Brytanii, zanim zaczęto wprowadzać kamery dźwiękowe, przeprowadzono badanie wśród kierowców, pytając ich o poparcie dla tego rozwiązania. Okazało się, że ponad połowa respondentów opowiedziała się za nim, sprzeciwiając się tym samym inwazyjnemu korzystaniu z aut i terroryzującej wszystkich mniejszości, która czerpie radość z hałasowania.

Jakoś nie wierzę, że polscy kierowcy będą z otwartymi rękami przyjmować regulacje.

Widzę to w naszych mediach społecznościowych, gdzie ludzie piszą: „jak ci za głośno w mieście, to przeprowadź się na wieś”. Ale to mit, że miasto musi być głośne, a wieś jest cicha. Jednocześnie po trzech latach od startu naszej kampanii Wiele hałasu o hałas widzę progres, jeżeli chodzi o nastawienie społeczne. Coraz więcej osób zauważa hałas, wie, że jest on szkodliwy dla serca, hormonów, słuchu, zdrowia psychicznego, rozwoju snu, koncentracji itd., domaga się reakcji na niego i sama podejmuje działania. Zdecydowanie wzrasta presja społeczna, ale nie unikniemy polaryzacji i konfliktów, bo każda zmiana się z tym wiąże. Smog zanieczyszczający powietrze też do niedawna nie był przedmiotem publicznej troski, a dziś jest powszechnie znanym problemem. Smog akustyczny nie występuje nawet w Narodowym Programie Chorób Układu Krążenia na lata 2022-2032. Tymczasem właśnie z powodu tych wywołanych schorzeniami powstałymi w wyniku ekspozycji na hałas w Unii Europejskiej rocznie umiera 11-12 tysięcy osób.

Co na to Ministerstwo Zdrowia?

Na razie spotykamy się z kompetencyjnym ping-pongiem. Ministerstwo Zdrowia nie bardzo chce się czymkolwiek zajmować, bo uważa, że to obszar Ministerstwa Klimatu i Środowiska lub Ministerstwa Infrastruktury i odwrotnie. A problem dotyczy wszystkich: dzieci, seniorów, pieszych, zwierząt. Przecinają się tu interesy wielu podmiotów, a więc i resortów. Na razie smog akustyczny stał się punktem wspólnym dla organizacji pozarządowych, które połączyły się w Koalicję Polski Alarm Hałasu. Udało nam się też nawiązać współprace z niektórymi samorządami. Miasta nie muszą czekać na decyzje centralne, mogą ustanawiać swoje prawa lokalne.

Najwyższy czas skończyć z ulgowym traktowaniem drogowych morderców

Czy coś takiego już powstało?

Niedawno Kraków, a parę lat temu Poznań, podjęły decyzje antyhałasowe dotyczące funkcjonowania ogródków gastronomicznych po godzinie 22 lub 23. Wzorem była Barcelona, która zobligowała lokale w niektórych dzielnicach do przenoszenia wieczorem swoich klientów do środka. W Świnoujściu z kolei wprowadzono całodobowy zakaz grania muzyki w ogródkach w okresie sezonowym.

W Warszawie kogoś to interesuje?

W październiku 2024 roku odbyło się pierwsze spotkanie Rady Miasta w sprawie hałasu i bezpieczeństwa. Policja, straż miejska i inne środowiska chwaliły się, czego to nie zrobiły dla komfortu akustycznego mieszkańców, ale w momencie, gdy zaczęły padać pytania o konkrety, okazało się, że nie ma żadnych danych potwierdzających te deklaracje. Ostatecznie jako Instytut Ekologii Akustycznej we współpracy ze Stowarzyszeniem Miasto Jest Nasze przygotowaliśmy rekomendacje dla miasta. Pół roku później ratusz ogłosił swoje – trywialne i powierzchowne, zakładające na przykład, że ciszę zagwarantuje większa ilość patroli na ulicach. Dlatego uważamy, że powinien powstać interdyscyplinarny zespół do walki z hałasem, który będzie zajmował się tylko tym problemem. Czas nas goni, bo choć patokierowcy zapowiadali, że sezon wyścigowy w mieście zaczną dopiero 10 maja, już 21 kwietnia po godzinie 21:30, w czasie świąt, w centrum miasta zaczął się horror. Do 1:00 naliczyłem setkę głośnych i ultragłośnych przejazdów.

Sporo.

Ale wystarczy jeden, by na przykład wybudzić się ze snu i dekoncentrować następnego dnia w pracy. Wyobraźmy sobie, że pirat drogowy codziennie warczy pod oknami chirurga, który ma zoperować jego babcię. Kto będzie miał pretensje do niewyspanego lekarza, gdy ten popełni błąd? To są kwestie niewidzialne na co dzień, dlatego mówimy o hałasie jako o cichym zabójcy. Piraci drogowi stosują przemoc psychiczną z wykorzystaniem dźwięku na ulicy. Musimy też pamiętać, że kiedy zasypiamy, nasz słuch pozostaje czujny. Nawet, jeżeli za oknem pojawi się hałas i nas nie obudzi, nasze ciało i tak go przetworzy. Poczujemy to w nadnerczach, bo hałas nagły i punktowy, zwłaszcza porą nocną, powodują upośledzenie pracy tych narządów, a w efekcie insulinooporność i cukrzycę. Te powiązania tworzą się przez wiele lat, a odzywają na późniejszych etapach życia. Niestety, politycznie myślimy w Polsce planami czteroletnimi.

Samochodziarze – sensoryczni terroryści

Może wystarczyłoby zatem zacząć od wprowadzenia zakazu używania dźwiękowego tuningu?

To dopiero wywoła wojnę o wolność! Biorąc jednak pod uwagę fakt, że auta muszą trafiać do diagnosty, to można by wprowadzić obowiązkowe badanie sonometrem. Jednocześnie od 2014 roku w Unii Europejskiej weszło rozporządzenie numer 540, które nakłada na projektantów i producentów nowych samochodów obowiązek przestrzegania niższych norm hałasu. W tym dokumencie znalazł się też zapis o modyfikacji układu wydechowego. Może ona polegać wyłącznie na wyciszaniu, a nie podbijaniu dźwięku. Rzeczywiście, na rynku niespecjalistycznym narzędzia pozwalające czynić auta głośniejszymi nie powinny być dostępne, bo osobom nieścigającym się zawodowo służą głównie do łamania prawa środowiskowego. Ale myślę, że większym problemem jest egzekwowanie kar.

To znaczy?

Gdy policja już złapie takiego pirata, przeprowadzi badanie i zobaczy, że jakieś parametry zostały przekroczone, blokuje dowód rejestracyjny. Potem zwykle każe kierowcy zawieźć auto na własny koszt do wybranego przez siebie diagnosty, ale ten może wpisać elektronicznie do CEPiK-u, że wszystko jest w porządku i z automatu dowód jest znów aktywny.

Nikt tego później nie weryfikuje?

Nie. Tworzy się bardzo szerokie pole do różnych manipulacji, bo diagnosta może powiedzieć, że od niego klient wyjechał ze zdemontowanymi częściami, a potem sobie je z powrotem zamontował. To nierówna walka, do której policjanci mogą nawet nie mieć specjalnej motywacji, wiedząc, że ich starania idą na nic. Jednocześnie widzę, że Generalna Dyrekcja Dróg i Autostrad wciąż ma w nosie hałas i na przykład nowa Zakopianka znajduje się 55 metrów od domów bez ekranów dźwiękochłonnych. Zamiast rzekomo oszczędzać, a tak naprawdę przepłacać, lepiej byłoby zarabiać.

Zarabiać? Na czym?

Na ciszy. W Helsinkach zauważono, że prawie 40 proc. mieszkańców żyje w środowisku akustycznym powyżej 55 decybeli i trzeba podjąć szybkie działania zaradcze. W ramach zmian stworzono m.in. ścieżki ciszy, które promuje się jako walor turystyczny miast. Widzę tu wielki potencjał dla nas.

**

Alan Grinde – społecznik od ponad 30 lat. Założyciel fundacji ORION Organizacja Społeczna, która prowadzi Instytut Ekologii Akustycznej. Jest autorem ponad 1000 artykułów i materiałów edukacyjnych z zakresu praw człowieka, przemocy, hałasu, ekologii czy zdrowia publicznego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paulina Januszewska
Paulina Januszewska
Dziennikarka KP
Dziennikarka KP, absolwentka rusycystyki i dokumentalistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka konkursu Dziennikarze dla klimatu, w którym otrzymała nagrodę specjalną w kategorii „Miasto innowacji” za artykuł „A po pandemii chodziliśmy na pączki. Amsterdam już wie, jak ugryźć kryzys”. Nominowana za reportaż „Już żadnej z nas nie zawstydzicie!” w konkursie im. Zygmunta Moszkowicza „Człowiek z pasją” skierowanym do młodych, utalentowanych dziennikarzy. Autorka książki „Gównodziennikarstwo” (2024). Pisze o kulturze, prawach kobiet i ekologii.
Zamknij