Poseł Petru nie powinien się martwić, że rozpieszczona klasa ludowa zacznie hulać do upadłego z powodu wolnej Wigilii, bo to jego znajomi z klasy wyższej i wyższej klasy średniej mają znacznie większą skłonność do wykorzystywania czasu na spotkania towarzyskie.
W środę Sejm zdecydował, że Wigilia będzie dniem wolnym od pracy, ale od 2025 roku i niestety w zamian za dodatkową niedzielę handlową, więc w handlu per saldo bedzie w roku pół dnia roboczego więcej. Najbliższa Wigilia będzie wciąż pracująca.
Perspektywa wolnej Wigilii prześladuje Ryszarda Petru chyba nawet bardziej niż widok uśmiechniętych sprzedawczyń z dyskontów, spacerujących w słoneczną niedzielę. Jest już tak przesiąknięty wściekłością na lenistwo polskiej klasy pracującej, że mu się ulało. Na jego klawiaturze powstał być może najwybitniejszy wpis w historii polskiego Twittera/X.
„W 2026 roku 24.12 wypada w czwartek. Czekają nas cztery dni wolne od pracy: 24 (czwartek), 25 (piątek), 26 (sobota), 27 (niedziela). Wstrzymane przez cztery dni zostaną ważne funkcje państwa. Nie wspominając o skutkach ubocznych długich rodzinnych biesiad. Pytanie, czy Polska dzięki temu będzie bezpieczniejsza i bardziej zamożna?” – napisał poseł Petru.
czytaj także
Odzew przyszłych biesiadników był adekwatny – trudno znaleźć choć jedno dobre słowo pod wpisem posła z klubu Polski 2050. Wielu komentujących jest przekonanych, że ma on po prostu bardzo przykre wspomnienia z biesiadowania z bliskimi. Według mnie chodzi raczej o to, że wyrobił sobie wyobrażenie o polskim społeczeństwie na podstawie filmów Smarzowskiego, i to tych znacznie późniejszych niż słynne Wesele.
Przekonanie Ryszarda Petru, że dodatkowe pół dnia wolnego w święta wywoła załamanie gospodarcze, jest kuriozalne. Przecież skoro zostanie ono spożytkowane na biesiadowanie, to te długie stoły trzeba będzie jakoś zaopatrzyć. Okresy bożonarodzeniowy i wielkanocny są tradycyjnie największym boostem dla konsumpcji w Polsce od lat. Dla producentów artykułów rolno-spożywczych, twórców branży rozrywkowej i popkultury, producentów odzieży czy sprzedawców elektroniki to czas największych żniw. Gospodarka składa się z podaży i popytu, a ostatnimi czasy ten drugi kuleje. Podczas tego dodatkowego wolnego ludzie spędzający czas ze sobą będą chcieli przekąsić coś nietypowego, obejrzeć jakiś serial lub posłuchać muzyki w streamingu albo kupić grę w wersji cyfrowej. Być może od rodzimych twórców – nadwiślańska gospodarka to nie tylko wulkanizacja.
Poza tym bogate relacje towarzyskie i rodzinne są typowe dla zamożnych społeczeństw. Według danych Eurostatu najbardziej zadowoleni ze swoich relacji osobistych są mieszkańcy Europy Północnej i najzamożniejszych krajów środka kontynentu. Na samym szczycie znajdziemy Szwajcarów, Austriaków i Norwegów, a za nimi Szwedów i Irlandczyków. Na drugim końcu skali są Bułgarzy, Turcy, Chorwaci i Grecy. Polacy należą akurat do tych bardziej zadowolonych, mamy wynik na poziomie Danii i należy się z tego cieszyć, bo jest dowodem awansu cywilizacyjnego, a nie powodem do zmartwień.
A gdyby tak zlikwidować państwo? To nie żart, a ekonomia według Ryszarda Petru
czytaj także
Oczywiście wynika to głównie z faktu, że zamożni mają więcej wolnego czasu, bo mniej pracują i nie muszą się katować nadgodzinami, czasem i pół etatu wystarczy. W jakiejś mierze ten ciąg przyczynowo-skutkowy działa jednak również w drugim kierunku. Wymieniane kraje właśnie dlatego są tak zamożne, że ich mieszkańcy lubią mówić ze sobą i spędzać wspólnie czas, co doprowadziło do wysokiego poziomu zaufania społecznego. Dzięki niemu przedsiębiorczość hula, nikt się nie boi sprzedać czegoś kontrahentowi na 14-dniowy kredyt ani zostawić samochodu na kilka dni u mechanika. Zaufanie to podstawa gospodarki rynkowej.
Ilość czasu wolnego oraz interakcji społecznych to według Eurostatu jeden z dziewięciu wymiarów jakości życia. „Częste i satysfakcjonujące interakcje społeczne są powiązane z szeregiem pozytywnych efektów, takich jak lepsze zdrowie lub zwiększone szanse na znalezienie pracy” – czytamy na stronie Eurostatu.
Poza tym najuboższe relacje społeczne mają najmniej zarabiający, którym brakuje nie tylko czasu, ale też środków finansowych niezbędnych do prowadzenia życia towarzyskiego, zaś najbogatsze – najbogatsi, którzy zawsze znajdą kilka stówek i wolnych godzin na jakąś rekreację, a w niedziele i święta i tak nie pracują.
czytaj także
Przykładowo, w Polsce ponad 10 proc. osób z najbiedniejszych 20 proc. społeczeństwa widuje się z przyjaciółmi rzadziej niż raz w miesiącu. Wśród 20 proc. najbogatszych odsetek jest ponad dwa razy niższy. Spośród wszystkich państw Unii Europejskiej tylko w Danii wskaźnik ten jest podobny w przypadku bogatych i biednych. W Łotwie aż jedna trzecia najbiedniejszych widuje przyjaciół rzadziej niż raz na 30 dni, a wśród najzamożniejszych tylko co dziesiąty. Poseł Petru nie powinien się więc martwić, że rozpieszczona klasa ludowa zacznie hulać do upadłego z powodu wolnej Wigilii, bo to jego znajomi z klasy wyższej i wyższej klasy średniej mają znacznie większą skłonność do wykorzystywania czasu na spotkania towarzyskie. Ale oni i tak grają w squasha, wcinają diety pudełkowe i piją tylko wina naturalne, więc nie powinno nic strasznego się stać.
Nie można też zapominać, że podczas dni wolnych kwitnie życie nocne, które jest niezwykle istotne zarówno dla gospodarki, jak i zdrowia publicznego. Wykazał to choćby Nguyen-Quynh-Nhu Ngo w pracy Unveiling the Night: The Economic Impact of Night-time Tourism and Recreational Activities in Vietnam. „Opierając się na danych empirycznych zebranych od 543 respondentów w czterech głównych miastach Wietnamu w okresie od września 2023 roku do grudnia 2023 roku, poniższe badanie dowodzi, że zarówno turystyka nocna, jak i nocne zajęcia rekreacyjne statystycznie istotnie przyczyniają się do wzrostu gospodarczego. Ponadto badanie pokazuje, że turystyka nocna i zajęcia rekreacyjne promują lokalną sprawność fizyczną” – czytamy w abstrakcie.
Nocne imprezowanie to ważny element kultury fizycznej. Ludzie nabijają kilometry, szwendając się po ulicach lub zmieniając lokal, skaczą na koncertach, tańczą w klubach i zakochują się w sobie, dzięki czemu mają potem z kim chodzić do łóżka.
czytaj także
Ryszard Petru nie dba więc o zdrowie publiczne czy stan gospodarki, tylko patologicznie wręcz nie znosi ludzi znacznie niżej sytuowanych od niego. Myśli niczym dziewiętnastowieczny kapitalista, cedzący przez zęby „nie dam im nawet godziny”. Ten nieodpowiedzialny człowiek dąży do wywołania niepokojów społecznych niczym niesławny Grzegorz Braun. Różnica tylko taka, że Braunowi mandat zapewnia skrajna prawica, a Petru ugrupowanie kulturalnych, wielkomiejskich centroprawicowców.