Dziennikarstwo to akwizycja na smyczy wielkiego kapitału. Niby człowiek wiedział, a i tak się łudził, że pewnych granic przyzwoitości się nie przekracza. Na szczęście naiwnych wyprowadza z błędu, a głodnych złotych myśli polskich biznesmenów karmi nowy portal XYZ, sponsorowany m.in. przez miliardera Rafała Brzoskę.
Pamiętacie, jak w 2012 roku środowisko medialne oburzało się na kryptoreklamę producenta komórek z udziałem Tomasza Lisa? Ja też nie, bo wszyscy przywykliśmy do tego, że PR, marketing i dziennikarstwo to syjamskie trojaczki. Ewenement niewystępujący w przyrodzie, ale w branży medialnej – owszem.
Andrzej Andrysiak, wydawca „Gazety Radomszczańskiej”, opowiedział mi inną historię z repertuaru tej triady. Mianowicie kilkanaście lat temu pewien redaktor sprzedał reklamodawcy czołówkę gazety dziennika ogólnopolskiego.
– Na szczęście nie poszła, bo wszyscy złapali się za głowy i to zablokowali. Nie wiem, czy obecnie wzbudziłoby to aż taki szok i protest. Raczej nie, bo takie rzeczy mniej lub bardziej otwarcie po prostu się już robi. […] Nie mam poczucia, by ktokolwiek specjalnie ubolewał nad tym, że media sprzedają dziś wszystko. Chyba pogodzono się z tym, że tak po prostu jest – skwitował Andrysiak.
Tanio, szybko, niekoniecznie solidnie. Sztuczna inteligencja robi radio
czytaj także
Tuż po burzy medialnej z Lisem, który początkowo odżegnywał się od reklamowania znanej elektrokorporacji, choć ta potwierdziła ich współpracę, okazało się, że marek chętnych sygnować swoje produkty twarzą znanego dziennikarza jest więcej. Jakiś czas później zobaczyliśmy zdjęcie redaktora i miłośnika maratonów w jednym na bieżni z niebieskim izotonikiem w dłoni.
Lisa bronił wtedy ówczesny naczelny należącego do tego pierwszego serwisu NaTemat (tego samego, który wprowadził jakże innowacyjny system napiwków dla dziennikarzy), Tomasz Machała: „Marketing natywny jest jedynym sposobem na znaczące zwiększenie budżetów reklamowych. Więcej pieniędzy w mediach oznacza lepsze treści i lepszych dziennikarzy. Na końcu reklama natywna jest więc dobra zarówno dla mediów, jak i użytkowników i reklamodawców. Ci ostatni dostają angażujące treści, które użytkownicy chcą czytać, a nie takie, których unikają (jak banerów reklamowych)”.
Jeszcze więcej korpopropagandy
Czy rzeczywiście kapitalizm lubi dobre dziennikarstwo? No niekoniecznie, ale dla drugiego z Tomaszów chyba nie to w medialnej karierze miało znaczenie. Na pewno nie myślał o niezależności wtedy, gdy w 2021 roku przyjmował od Orlenu zaproszenie na luksusowy wyjazd dla dziennikarzy. W Barcelonie – jak ustalili dziennikarze OKO.press i Fundacji Reporterów – Machała, wtedy szef Wirtualnej Polski, mógł liczyć na „hotel w zabytkowym centrum miasta, wycieczkę na tor Formuły 1 i wystawną kolację”.
Towarzyszyli mu inni naczelni – w tym „Rzeczpospolitej” oraz „Pulsu Biznesu”. Tym ostatnim kierował wtedy Grzegorz Nawacki, który kilka lat później „nieoczekiwanie” odszedł z redakcji. Dlaczego? Dziś już wiemy – by pokierować nowym i tak jak wszystkie obiecującym świeżość i niepowtarzalną jakość (ale niedotrzymującym słowa) medium XYZ, którego „wiodącym inwestorem” jest miliarder Rafał Brzoska.
Smełka-Leszczyńska: Dajmy się wszystkim wyspać, a potem porozmawiamy [rozmowa]
czytaj także
Król paczkomatów zapowiadał „walkę z hejtem” i poniekąd słowa dotrzymał, bo włożył środki w serwis, w którym najprawdopodobniej nie uświadczycie ostrej krytyki wielkiego biznesu odpowiedzialnego w zasadzie za większość kryzysów, z którymi obecnie się mierzymy. Uprzedzę argument ad filantropiam – to tak, jakby zaklejać plastrem krwotok, który samodzielnie się wywołało.
Zamiast tego przeczytacie, że: społeczna i ekologiczna odpowiedzialność korporacji „opłaca się tylko audytorom”; w bogatych firmach konieczne są (a kiedy nie są?) cięcia kosztów (najpewniej ludzkich), że polskie spółki nie umieją w wielkie inwestycje (wiadomo, te drugie trzeba oddać w ręce prywaciarzy), a rosnące (w żółwim tempie) płace to powód do niepokoju.
W pakiecie wywiad z Radosławem Sikorskim, który chyba pomylił portal z wiecem wyborczym, sylwetka prezesa Żabki (niestety z tekstu nie dowiemy się, czy wcześnie wstawał) oraz sentencje podpisanych jako ambasadorzy XYZ prezesów banków i innych świątyń kapitalizmu, którzy cieszą się na „powrót najlepszych wzorców dziennikarstwa”; „wzmacnianie debaty gospodarczej w Polsce” oraz powstawanie „niezależnego dziennikarstwa”. To niezależność sygnowana znanymi logami firm. Dzięki ich wspaniałomyślności, a raczej – jak głosi informacja na stronie – mecenatowi, ten mniej toporny i bardziej nowoczesny brat „Świata Elit” (magazynu, w którym Jan Zbigniew Potocki zdradził czytelniczkom, że zajmuje się różnego typu działalnością) jest dostępny za darmo. Znajcie łaskę pańską, bo pstrym SUV-em czy tam prywatnym odrzutowcem jeździ.
czytaj także
Podejrzewam, że dialogi w redakcji muszą wyglądać mniej więcej tak jak w scenie jednego z odcinków trzeciego sezonu Branży. Rzecz dzieje się na szczycie klimatycznym w Szwajcarii. Rozmawiają doświadczony właściciel i dwie przyszłe właścicielki funduszy hedgingowych.
Otto: – Wszystkie paradujące tutaj spółki myślą tylko o tym, jak ograniczyć swoje ryzyko, gdy świat się gotuje.
Harper: – A przy tym przekonują, że to, co dobre dla minimalizacji ich ryzyka, służy ludzkości.
Petra: – Nie twierdzę, że BlackRock nie chce zmian, skoro usiłuje wpływać na wyborców i realizować swoją agendę polityczną, ale w rzeczywistości ich inwestorzy mają w dupie ekoaktywizm, no chyba że roi im się, iż może on przynieść godziwy zwrot.
Otto: – Dobrze powiedziane. Nie jestem denialistą klimatycznym, ale ci ludzie to neandertalczycy! Co z tego, że w 2075 roku Wenecja wyląduje na dnie morza. Latem nie da się tam wytrzymać. A mnie już nie będzie, gdy zatonie.
Neoliberalizm albo sierp i młot
Mam nadzieję, że Rafał Brzoska, za życia kanonizowany na świętego za bycie zamożnym, a więc pełnym cnót, nie postanowi po tym tekście wykupić Krytyki Politycznej. Ale kto mu zabroni? Przecież to nie nowość, że biznesmeni, przejęci swoją reputacją bardziej niż dobrostanem swoich pracowników, wrzucają niczym bułki do koszyka niewygodne media, niszczą je pozwami o rzekome zniesławienia (czyt. krytykę) albo zakładają własne.
Powstaniem XYZ niespecjalnie powinnam się przejmować. Nie mierzi mnie już nawet sprzedajność dziennikarzy. Bardziej zdumiewa, choć wcale nie powinna, niezwykła pazerność bogaczy, którym zawsze – ile by nie mieli zer na koncie – jest za mało i którzy uwielbiają kreować się na ofiary hejtu i wysokich podatków, dlatego potrzebują tego „rzetelnego” po ichniemu dziennikarstwa. A to wszystko w Polsce – raju dla bogaczy.
Uśmiechnięty portfel: jak wygląda debata ekonomiczna w odnowionym TVP Info?
czytaj także
Niemal każda duża gazeta i portal w tym kraju mają dział, dodatek albo cały serwis poświęcony biznesowi. A nawet jeśli jakimś cudem się go nie dorobiły, to i tak wszystkie mówią językiem nieznoszącego alternatyw liberalizmu gospodarczego (bo przecież nie obyczajowego), gloryfikując idee wolnego rynku, kultury zapierdolu i stylu życia uprzywilejowanych.
W dodatku (niektórzy powiedzą, że to truizm, ale niech wybrzmi) wyglądają jak foldery reklamowe nawet wtedy, gdy publikowane w nich artykuły – eufemistycznie nazywane natywnymi – ze wszystkich sił próbują udawać dziennikarskie. Każde zaś zająknięcie się w mediach głównego nurtu o socjalnych, innych niż te kreowane przez kapitalizm potrzebach społeczeństwa czy prawach pracowniczych, dostaje od razu pieczęć z sierpem i młotem.
W tym powszechnie obowiązującym dyskursie, który przeanalizowała autorka książki Cześć pracy Zofia Smełka-Leszczyńska, łatwo natrafić na „opowieści o pracy związanej z sukcesem, a zwłaszcza o ciężkiej pracy właścicieli dobrze prosperujących biznesów, ale o wiele trudniej – na relacje tych, którzy za swoją ciężką pracę na rzecz czyjegoś biznesu zobaczą na koniec miesiąca pensję minimalną”.
Tymczasem półki w księgarniach i chmury w sieci uginają się od poradników na temat tego, jak założyć firmę (a nie np. związek zawodowy) oraz hagiografii samodzielnie dochodzących do wszystkiego najzamożniejszych Polaków oraz ich zagranicznych, niepijących jak rozrzutny plebs kawy na mieście i łaskawie dających nam innowacje, zatrudnienie i rozwój gospodarczy, odpowiedników. Dzieci w liceum uczą się przedsiębiorczości zamiast podstaw Kodeksu pracy, a ludzie, którym ledwie starcza na opłacenie rachunków, są gotowi dać się pokroić za miliarderów, myśląc, że pracując ciężej, osiągną to, co Brzoski tego świata.
Inwestor XYZ ma naprawdę wszystko, czego zapragnie – prasę lepszą niż Robert Lewandowski, znaną i lubianą żonę, wspaniałe dzieci, a nawet Krzyż Kawalerski. Naprawdę ze świecą szukać nieprzychylnych mu ludzi, bo takich jak on wielbi obecny proprzedsiębiorczy nade wszystko rząd, sądy ignorujące prawa pracowników, a nawet naiwni i wyzyskiwani pracownicy. Czy naprawdę potrzebuje kolejnego medialnego ołtarzyka dla biznesowych elit?
Słuchaj podcastu autorki tekstu: