Gdynia 2024: „Dziewczyna z igłą” zgarnęła wszystko, bo jest filmem z innego kosmosu

„Dziewczyna z igłą” to wielki film o kobietach i ich życiu, z wątkiem aborcyjnym. Akcja dzieje się pod koniec pierwszej wojny światowej, ale w sumie mogłaby dziać się kiedykolwiek i wszędzie.
Kadr z filmu „Dziewczyna z igłą”. Fot. Gutek Film

Na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni jeden film odstawał od reszty o trzy długości. Rzadko się zdarza tak wyjątkowy, skończony i mądry obraz jak dzieło Magnusa von Horna.

Zakończył się 49. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W tym roku w konkursie głównym było 16 filmów, a w konkursie Perspektywy osiem. Różnych. Świetnych, dobrych, ale też złych i niepotrzebnych.

Zostaną dobre i ciekawe, fajne i ruszające. Wiele z nich nagrodzono. Nie jest przypadkiem, że Dziewczyna z igłą Magnusa von Horna dostała sześć nagród. Należało jej się. Nagrodzono kostiumy, drugoplanową rolę kobiecą, zdjęcia, scenografię, muzykę. No i Srebrne Lwy. Reżyser filmu wspominał, że nie rozumie, dlaczego w Polsce kobiety nie mają prawa wyboru w sprawie aborcji.

„Ołowiane dzieci”: serial o zapomnianej epidemii już wkrótce na Netfliksie

Ale nie myślcie, że to jakiś kolejny film o aborcji. To wielki film o kobietach i ich życiu. Dziewczyna z igłą jest opowieścią o młodej pracownicy fabryki mieszkającej w Kopenhadze. Kończy się pierwsza wojna światowa. Jej partner nie daje znaku życia. W czasie wojen ludzie, którzy czekają na jakąkolwiek wiadomość o najbliższych, to najczęściej kobiety, które zostały w domach. Pracują na niewidzialnym backstage’u. Niektóre, jak główna bohaterka filmu, szyją mundury. Niektóre zachodzą w ciążę i bywa, że nie chcą jej kontynuować.

W zasadzie wiemy, gdzie i kiedy dzieje się akcja, ale w sumie mogłaby dziać się kiedykolwiek i wszędzie. Choćby w dzisiejszej Polsce. Nie tylko ze względu na restrykcyjne prawo antyaborcyjne. Również dlatego, że Dziewczyna z igłą opowiada o kobietach, które się wspierają, które sobie pomagają.

Nie tylko „Squid Game”. W „Akcji” Koreańczycy znowu przypominają, że współczesny kapitalizm to dystopia

Dziewczyna z igłą to film piękny i mądry. Bo wytrąca z utartych schematów. Bo zmusza do zadania pytań granicznych. A takie kino nie zdarza się często. To nie jest film, w którym można po kwadransie powiedzieć, kto jest dobry, a kto zły oraz co jest słuszne, a co godne potępienia. To jednocześnie film z innego kosmosu, który trudno w ogóle zestawiać z resztą konkursowych produkcji.

Duńczycy, którzy są koproducentem Dziewczyny z igłą, zgłosili film jako swojego kandydata do Oscara. Trzymam kciuki.

My zgłosiliśmy Pod wulkanem Damiana Kocura. Nie znajdziecie go w gronie tytułów, które dostały najważniejsze nagrody. Jury wyróżniło profesjonalny debiut aktorski Sofii Berezovskiej (świetna rola), ale to za mało, żeby ten film miał szanse na wielką karierę.

Pod wulkanem to jedna z trzech produkcji w konkursie głównym opowiadających o wojnie w Ukrainie po pełnoskalowej inwazji Rosji. Ukraińska rodzina dowiaduje się o ataku na swój kraj, przebywając na wakacjach na południu Europy. Nie oglądamy więc zdjęć z ostrzeliwanych miast, a towarzyszymy ludziom, którzy próbują zorganizować sobie nową codzienność. Niestety robią to w dość nużący sposób i po godzinie seansu człowiek w sumie nie wie, czemu ci ludzie ciągle siedzą w hotelu.

Dwa inne filmy o wojnie to Ludzie Macieja Ślesickiego i Filipa Hilleslanda oraz Dwie siostry Łukasza Karwowskiego. Nie polecam, a ten drugi to wręcz odradzam. Nie wiadomo czemu dwie siostry pakują się w środek wojny, nieprzygotowane na taki wyjazd, nieogarnięte, niby z ważną misją sprowadzenia do Polski rannego w Charkowie ojca. Ale jak chcą to zrobić, kiedy nawet o siebie nie potrafią zadbać i zawracają dupę ostrzeliwanym Ukraińcom, pozostaje zagadką.

Większą zagadką jest, czemu ekipa filmowa pojechała do Ukrainy robić zdjęcia – nie było to do niczego potrzebne, nic do filmu nie wniosło, a pewnie tylko narażało ludzi i marnowało ich czas. Tak jakby Ukraińcy nie mieli nic lepszego do roboty. Twórcy opowiadali podczas festiwalu z dumą, że jako filmowcy właśnie tak mogli pomóc Ukrainie. No nie wiem, czy rzeczywiście była to najbardziej potrzebna pomoc.

Lustereczko, powiedz przecie [o „Substancji”]

Nagroda za reżyserię trafiła do Marcina Koszałki za film Biała odwaga. Wyróżniono też scenariusz Koszałki i Łukasza M. Maciejewskiego, drugoplanową rolę męską Juliana Świeżewskiego i główną rolę kobiecą Sandry Drzymalskiej.

Biała odwaga jest już od jakiegoś czasu w kinach, ale nie odnosi wielkich sukcesów. A szkoda, bo to film wart uwagi. Ja sama przegapiłam go świadomie, jak zobaczyłam plakat z facetem w mundurze i przeczytałam, że to o wojnie i historii. Uznałam, że dziękuję bardzo, ale już mam dość mundurów, wojny i historii. To błąd. Biała odwaga opowiada o historii mniej znanej, skomplikowanej, czyli takiej, jaką zazwyczaj ona jest.

Koszałka przeczytał podczas odbierania nagrody za scenariusz kilka słów od Maciejewskiego, który zachęcał do zapisywania się do gildii scenarzystów. To ważny apel. Apeli i mocnych słów padło ze sceny w wieczór wręczania nagród więcej. Agnieszka Holland napisała w liście, odczytanym, kiedy Zielona granica otrzymała nagrodę publiczności, że sytuacja na granicy polsko-białoruskiej się nie zmienia, a wręcz pogarsza. Dedykowała nagrodę wszystkim tym, którzy pomagają ludziom szukającym azylu.

Za debiut i drugi film oprócz przyznania nagrody wyróżniono ex æquo Rzeczy niezbędne w reżyserii Kamili Tarabuki i Utrata równowagi Korka Bojanowskiego. A nagrodzono film Pod szarym niebem w reżyserii Mary Tamkovich – opowieść o parze niezależnych dziennikarzy z Białorusi, którzy narażają się, żeby relacjonować protesty na ulicach Mińska po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 roku. Zachęcam do wyszukiwania tych filmów w kinach albo na festiwalach.

„Cały ten rap” – nostalgiczna podróż przez banały i okrągłe zdania

Z nagrodą za charakteryzację wyjechał z Gdyni Kulej. Dwie strony medalu w reżyserii Xawerego Żuławskiego. Bez nagrody Simona Kossak Adriana Panka. Kulej zapewne podbije kina. Biografia znanego boksera, dopieszczona, ze świetną obsadą, po bożemu opowiedziana, a jednak doprawiona szczyptą fantazji – bokser nie tylko boksuje, ale też tańczy, a na dodatek to nie tylko on jest tu głównym bohaterem, bo mamy, proszę państwa, XXI wiek, więc i żonie boksera oddano, co się jej należy.

Nie wiem, czy Simona Kossak będzie kinowym hitem, ale na pewno będzie to film, który masa ludzi obejrzy z przyjemnością. Piękny obraz o wspaniałej kobiecie, o niezwykłej Puszczy Białowieskiej i o wstrętnych Lasach Państwowych. Miłego seansu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij