Pełne są nie tylko księgarnie, imponuje także kijowski afisz – do wyboru operetka, opera i dziesiątki innych teatrów. Spektakle poprzedza rytualna informacja o miejscu najbliższego schronu z uzupełnieniem: po odwołaniu alarmu lotniczego zapraszamy z powrotem na dokończenie przedstawienia.
Kijów mimo wojny, a może właśnie dlatego imponuje niezwykłą energią, impulsywnym życiem na przekór ciągłemu zagrożeniu. Realność wojny wyłania się jednak nieustannie, najtragiczniej przypominając o sobie rosnącą listą poległych.
Wieczór muzyczno-poetycki w siedzibie ukraińskiego PEN Clubu był łudząco podobny do wydarzeń organizowanych w Warszawie lub Pradze. Kilkadziesiąt osób – poeci, pisarze, lokalny świat kultury, trochę gości z zagranicy. Wino, przekąski, recytacje wierszy przez ich autorki i autorów, na koniec jam session w dobrym wykonaniu.
czytaj także
Spotkaniu towarzyszy promocja zbioru wierszy Pomiż syren. Nowi wirszi wijny (Pomiędzy syrenami. Nowe wiersze wojny), pieniądze ze sprzedaży idą na zakup samochodów dla wojska. Ale też w tle inny wymiar, pożegnania tych, których spośród poetów już nie ma, bo – jak Maksym Krywcow – ruszyli na front i polegli. Kto następny? To pytanie widać podczas pożegnań, bo nie wiadomo, w jakim składzie odbędzie się kolejne spotkanie.
Obserwując codzienny Kijów, rzec by się chciało, że życie toczy się jak przed wojną, a może nawet intensywniej. W 2023 roku otworzyło się w mieście coś ok. 20 nowych księgarń, wszystkie mają formułę klubokawiarni, gdzie do książki można napić się świetnej kawy, w niektórych miejscach coś przekąsić, dostać piwo lub wino. Nowe obiekty to księgarenki tak kameralne jak Skoworoda na Podole i tak duże jak Readeat niedaleko kompleksu olimpijskiego.
Powstają, bo w czasie wojny wzrosło czytelnictwo książek, wydawcy też poczuli rosnący popyt. I mimo wysokich cen ludzie wypełniają księgarnie, kupują, a wydawcy popędzają autorów, by pisali i zaspokajali głód słowa. Oczywiście odrębnym zupełnie gatunkiem stała się literatura poświęcona wojnie: dzienniki, reportaże, wiersze. Są już pierwsze utwory prozatorskie, rozwija się wojenna dramaturgia.
Równolegle Ukraińcy przekładają na potęgę to wszystko, co przekładamy i my – wojna nie zmieniła gustów i zainteresowań, więc Stephen King króluje i w Ukrainie, na półkach można jednak odnaleźć akurat przetłumaczonego Szczepana Twardocha (Pokora), Wojciecha Tochmana, Wojciecha Orlińskiego o Lemie.
Bendyk: Blokada granicy uderza w zdolności obronne Ukrainy [rozmowa]
czytaj także
Pełne są nie tylko księgarnie, imponuje także kijowski afisz – do wyboru operetka, opera i dziesiątki innych teatrów. Spektakle poprzedza rytualna informacja o miejscu najbliższego schronu z uzupełnieniem: po odwołaniu alarmu lotniczego zapraszamy z powrotem na dokończenie przedstawienia.
Jewhen Hołowacha, nestor ukraińskiej socjologii, szef Instytutu Socjologii Ukraińskiej Akademii Nauk, tłumaczy ten wzrost aktywności kulturalnej: to normalne, wojenne zagrożenie pokazuje marność spraw materialnych i wywołuje potrzebę sensu, którego dostarcza kultura, sfera ducha. Uczestnictwo w kulturze jest także przeżywaniem wspólnoty konsolidującej się wobec śmiertelnego niebezpieczeństwa.
Ukraińcy nie mają wątpliwości, że Putin robi i chce zrobić dokładnie to, co myśli – zlikwidować Ukrainę jako suwerenne państwo i dokonać eksterminacji Ukraińców jako narodu będącego autonomicznym podmiotem historii. Jak mi to wyjaśniała Sonia Koszkina, naczelna „Liweho Berehu”, gazety internetowej – odnośnie do rosyjskich celów nie mam wątpliwości ja i nie ma moja pięcioletnia córka. To wojna o przetrwanie.
Ta właśnie stawka powoduje, że Ukraińcy czują się dziś ogromnie rozczarowani postawą swoich dwóch największych sojuszników – Stanów Zjednoczonych i Polski. Meandry chaotycznej polityki amerykańskiej blokują decyzje o pomocy wojskowej i finansowej. Opóźnienia przekładają się na mniejszą zdolność bojową armii, uzależnioną od dostaw amunicji i niektórych rodzajów uzbrojenia.
Jeśli chodzi o Polskę, powodem rozczarowania są oczywiście blokady granicy. Ukraińcy nie rozumieją, jak można odcinać logistycznie od świata państwo prowadzące krwawą wojnę. Nie chodzi o transporty sprzętu wojskowego czy pomoc humanitarną, które są przepuszczane. To tylko drobna część problemu. Chodzi o możliwość funkcjonowania gospodarki, w tym przemysłu zbrojeniowego, który potrzebuje np. do produkcji dronów podzespołów elektronicznych kupowanych u dostawców komercyjnych.
Bez płynnych dostaw produkcja spowalnia, maleją także wpływy do budżetu z podatków i ceł, a każda hrywna pozyskana w ten sposób przeznaczana jest na armię. Każda hrywna mniej to mniej pieniędzy na zakup pocisków, dronów, kamizelek kuloodpornych. Rachunek jest prosty, dlaczego nie chcą go uwzględnić protestujący na granicy? Dlaczego nie blokują granicy rosyjskiej i białoruskiej, przecież tamtędy też idzie import żywności?
Słuchaj podcastu „Blok Wschodni”:
Trudno na takie pytania odpowiadać, a zadają je wszyscy – od kierowców Ubera przez dziennikarzy po deputowanych do Rady Najwyższej. Gdy poprosiłem jednego z nich, Serhija Rachmanina, o komentarz do sytuacji na granicy, odpowiedział krótko: nie komentuję, czego nie rozumiem. Bo rzeczywiście próba tłumaczenia logiką wewnętrznej polityki polskiej staje się żałosna, gdy uświadomi się realną cenę, jaką za tę wojnę płacą Ukraińcy. Przypomina o niej ściana Monastyru Michajłowskiego, na której umieszczane są zdjęcia kolejnych poległych. Zaczyna brakować miejsca.
**
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu autora, Antymatrix.