Moją uwagę przykuła dziwna nazwa i postaci, które za biurem stały: John Barker i Peter Fairley. Szybko stało się dla mnie jasne, że nie byli żadnymi szarlatanami ani oszustami – mówi Sam Knight, autor książki „Biuro Przeczuć”.
Dawid Krawczyk: Kiedy pierwszy raz usłyszałeś o Biurze Przeczuć?
Sam Knight: Kilka lat temu. Siedziałem w Bibliotece Brytyjskiej przy stacji King’s Cross w Londynie, wertując książki o przeczuciach, przepowiedniach i przewidywaniu przyszłości. Coś mnie zafascynowało w tym, że są ludzie, którzy uważają, że wiedzą, co się wydarzy za godzinę, dzień, dwa. Są o tym w stu procentach przekonani.
Gdzieś w tej stercie książek i czasopism natknąłem się na wzmiankę o Biurze Przeczuć – wplecioną między inne osobliwe zjawiska z Wielkiej Brytanii XX wieku. Moją uwagę przykuła ta dziwna nazwa i postaci, które za biurem stały – John Barker i Peter Fairley. Szybko stało się dla mnie jasne, że nie byli żadnymi szarlatanami ani oszustami.
czytaj także
Kim więc byli?
John Barker pracował jako psychiatra w Szpitalu Shelton w Anglii, wiktoriańskiej placówce dla umysłowo chorych, gdzie umieszczano osoby uważane za „niezdolne do życia w społeczeństwie”. W roku 1966 doszło do katastrofy górniczej w walijskim Aberfan, w której zginęło 144 osób, w tym 116 dzieci – kilkaset tysięcy ton gruzu zleciało na szkołę podstawową. Barker przyjechał na miejsce i odkrył, że mieszkańcy Aberfan śnili o tym, że dojdzie do katastrofy. Postanowił badać przeczucia w nadziei, że uda mu się przewidzieć i uniknąć przyszłych tragedii. Barker skontaktował się z bardzo popularnym wówczas dziennikarzem naukowym z londyńskiego „Evening Standard”, Peterem Fairleyem. Przekonał go, by na łamach gazety poprosić czytelników o przesyłanie opisów ich „snów i przeczuć”, które później z Fairleyem selekcjonowali i badali.
Jakie miałeś podejście do bohaterów tej opowieści, kiedy zabierałeś się do pracy nad swoim reportażem? Chciałeś stanąć po stronie obrony czy oskarżenia Biura Przeczuć?
Dużo myślałem nad tym, jaką postawę powinienem przyjąć. Zazwyczaj autorzy tekstów poświęconych takim kwestiom rzeczywiście stają po jednej ze stron: jedni będą przekonywać, że zjawiska nadprzyrodzone istnieją, drudzy z całą mocą angażują się w obalenie tez dotyczących przewidywania przyszłości. Tych drugich wśród dziennikarzy jest na pewno więcej. Najczęściej skupiają się na tym, że ludzki mózg ma niebywałą zdolność do odnajdywania schematów i wzorów w naszych doświadczeniach, stąd może pojawiać się złudzenie przewidywania przyszłości. Ogólny wniosek, jaki płynie z takiej krytyki: życie jest o wiele bardziej przypadkowe, niż gotowi bylibyśmy wierzyć.
czytaj także
A ty gdzie się sytuujesz w tym sporze?
Poza nim. Mnie Biuro Przeczuć interesowało przede wszystkim jako intrygujący wycinek brytyjskiej historii intelektualnej lat 60. – bez ocen, z dużym szacunkiem wobec osób, które brały udział w tym eksperymencie. Skoro potrafimy podejść bez lekceważenia do wierzeń religijnych, dlaczego mielibyśmy wyszydzać ludzi, którzy chcieli zrozumieć granice poznania ludzkiego umysłu?
Badania naukowe nad przewidywaniem przyszłości to coś, co dzisiaj brzmi mało prawdopodobnie. Chyba pogodziliśmy się z tym, że nie wiemy, co przyniesie jutro. W latach 60. było inaczej?
Biuro Przeczuć nie było odosobnionym eksperymentem w tamtych czasach. Badania poświęcone nadprzyrodzonym zdolnościom człowieka były prowadzone m.in. przez CIA – jak np. to dotyczące widzenia na odległość (ang. remote viewing).
Ta zdolność miałaby polegać na tym, że jestem daleko od jakiegoś przedmiotu, nie odbieram go żadnymi zmysłami bezpośrednio, ale czuję, co się z nim dzieje w danej chwili. Bliżej temu do wierzeń religijnych niż nauki.
Badania dotyczące podobnych zjawisk odbywały się w tamtym czasie nie tylko w Stanach, ale również w Chinach czy Związku Radzieckim. Lata 60. to też czas, w którym na Uniwersytecie Oksfordzkim powstaje jednostka poświęcona zgłębianiu doświadczeń religijnych – więc te dwa światy, nauki i religii, wykazywały sobą większe zainteresowanie niż dzisiaj. Wtedy mieliśmy do czynienia z kolejną falą badań nad zjawiskami paranormalnymi, pierwsza przypada na koniec XIX wieku i ciągnie się aż do lat 20. XX wieku.
Nie chciał uczestniczyć w tworzeniu śmiercionośnej broni. O włoskim Oppenheimerze
czytaj także
Skąd brało się to zainteresowanie parapsychologią?
Bez wątpienia tragedia I wojny światowej skłaniała Brytyjczyków do szukania wytłumaczeń dla traumatycznych przeżyć. Z doniesień historycznych z tamtych czasów wiemy, że ludzie zgłaszali swoim lekarzom, że słyszą głosy zmarłych żołnierzy – stąd brało się większe zainteresowanie spirytyzmem i seansami wywoływania duchów. Inni wierzyli, że za pośrednictwem medium mogą komunikować się z zaświatami.
Ciekawym przykładem tego, jak ewoluowało podejście brytyjskiej inteligencji do takich tematów, jest Society for Psychical Research (ang. Towarzystwo Badań Psychicznych) – organizacja powstała pod koniec XIX wieku z wyraźnie sceptycznym nastawieniem wobec telepatii, seansów spirytystycznych i innych parapsychologicznych zjawisk. Z czasem jednak jej członkowie zmienili nastawienie i z otwartością zapatrywali się na tego typu trendy – nie mówimy o jakiejś marginalnej organizacji, w jej szeregach były takie postaci jak pisarz Arthur Conan Doyle, fizyk i jeden z pionierów radia Oliver Lodge czy naczelny dowódca brytyjskiego lotnictwa Hugh Dowding.
Uderz w stół… Co nam mówi dyskusja o lekach antydepresyjnych wywołana filmem Beaty Pawlikowskiej
czytaj także
Nie tylko Brytyjczycy mieli słabość do takich teorii. Francuska armia w czasie I wojny światowej zleciła badanie przeczuć żołnierzy walczących w okopach. Pamiętajmy, że równolegle do tych procesów zachodziły ogromne przemiany technologiczne i społeczne.
W roku 1918 brytyjski parlament przyznaje prawo głosu kobietom, rozwija się lotnictwo, dziennikarstwo radiowe, przemysł motoryzacyjny.
Tempo zmian było ogromne. Coś podobnego dzieje się w latach 60. – do tego dochodzi zagrożenie wojną nuklearną, które działało na wyobraźnię. Ducha tej epoki uosabia Peter Fairley, który był zaangażowany w tworzenie Biura Przeczuć – Brytyjczycy znali go i uwielbiali za popularnonaukowe programy telewizyjne i teksty na temat kosmicznej rywalizacji między Stanami a ZSRR. To on relacjonował na antenie ITN misję lądowania na Księżycu statku Apollo 11. Między tekstami o nowoczesnych laserach i rakietach publikował w „Evening Standard” materiały o Biurze Przeczuć. Wtedy to nie wydawało się ani jemu, ani jego czytelnikom jakimś dziwactwem, tylko kolejnym projektem naukowym.
czytaj także
Projekt zakończył się porażką. W ciągu 18 miesięcy funkcjonowania biura udało się zebrać 1000 raportów o przeczuciach, i chociaż kilka z nich wydawało się przepowiadać katastrofy, ponad 90 procent nie miało związku z przyszłymi wydarzeniami. Żadne przeczucie nie zapobiegło katastrofie.
Można powiedzieć, że to porażka. Ale myślę, że powinniśmy tę porażkę docenić. Naukowcy, lekarze, wynalazcy, nieustannie ponoszą porażki i one też przyczyniają się do postępu naukowego. Angażują się w takie eksperymenty, mając na celu poszerzenie naszej wiedzy z różnych powodów – tych górnolotnych, idealistycznych i tych bardziej przyziemnych, osobistych jak chęć zdobycia władzy czy majątku. Dobrze widać tę złożoność motywacji w postaci Johna Barkera. Mamy tendencję, żeby idealizować naukowców i lekarzy, przedstawiać ich jako wzór racjonalnej postawy – a kiedy na horyzoncie pojawia się wizja przełomowego odkrycia, potrafią zapomnieć o racjonalnym podejściu.
Głód w Etiopii, pedoseksualność w Holandii i przeczucia w latach 60.
czytaj także
Inni naukowcy, psychiatrzy, nie krytykowali Barkera za to, że zajmuje się jakimiś zabobonami?
Przełożeni w szpitalu, w którym Barker pracował jako psychiatra, naciskali na niego, żeby zakończył działalność biura, i chcieli zatrzymać publikację książki na ten temat. W mediach, zwłaszcza w prasie medycznej, drwiono sobie z niego. Co ciekawe, Peter Fairley, który zaangażował do eksperymentu redakcję „Evening Standard”, nie spotkał się z aż taką krytyką.
W swojej książce raczej powstrzymujesz się przed krytyką.
Bo z dzisiejszej perspektywy łatwo zaklasyfikować Biuro Przeczuć jako pseudonaukę – którą, nawiasem mówiąc, jest. Doceniam jednak ambicję i odwagę, która stała za tym projektem. Swoją drogą, zagadnienie przewidywania przyszłości nie zniknęło całkowicie z pola zainteresowania dzisiejszej nauki. Nie chodzi, rzecz jasna, o przewidywanie katastrof, a o powszechnie wykorzystywaną dziś teorię przetwarzania predykcyjnego. W uproszczeniu sprowadza się do tego, że mózg tworzy model świata i stale przewiduje, co się wydarzy, aby działać jak najefektywniej. Innymi słowy, mózg stara się minimalizować różnicę między tym, co przewiduje, a tym, co faktycznie dostaje jako dane wejściowe.
Myślisz, że dzisiaj można by założyć Biuro Przeczuć? Gdyby jakiś ambitny psychiatra chciał zbierać opisy snów, w których ludzie przewidzieli przyszłość, raczej nie prosiłby o to w gazecie, tylko na Facebooku, Instagramie albo TikToku.
Myślę, że ludzie są teraz ogólnie lepiej wykształceni i częściej zdają sobie sprawę z takich zjawisk jak efekt potwierdzenia (tendencja do preferowania informacji, które są zgodne ze wcześniejszymi oczekiwaniami, niezależnie od tego, czy informacje są prawdziwe – przyp. red.). Nasze umysły mają ogromną tendencję, żeby dopatrywać się wzorców również tam, gdzie ich nie ma.
Z drugiej strony widać, jak spada zaufanie do nauki i racjonalizmu. Coraz więcej osób skłania się w stronę teorii spiskowych, astrologii i różnych innych magicznych historii. Trudno nie postrzegać tego jako znaku, że współczesne społeczeństwa nie radzą sobie z problemami i szukają ucieczki w tych wątpliwych teoriach.
Swoją drogą, Biuro Przeczuć działało tak jak media społecznościowe długo, zanim ktokolwiek o nich śnił.
Co masz na myśli?
Pomysł Barkera był w istocie prosty. Zamierzał zebrać jak najwięcej danych na temat przeczuć i różnych katastrof, wprowadzić je do komputera, który miał poszukać zależności i wzorów między tymi opisami a zdarzeniami. My codziennie zasilamy swoimi danymi dużo silniejsze komputery, które z pomocą algorytmów przewidują, co będziemy robić, kupować, oglądać.
Cytujesz w książce obszernie wiele zapisów badań konkretnych przeczuć. Czy przy którymś z nich miałeś poczucie, że ludzie przewidzieli przyszłość?
Ciągle stoję na stanowisku, że nie da się przewidzieć przyszłości, ale szczególnie zapadła mi w pamięć historia z 1967 roku. Dwie zupełnie niezwiązane ze sobą osoby, pani Middleton i pan Hencher, w środę śnili o dużym wypadku kolejowym na trasie w kierunku stacji Charing Cross. W niedzielę naprawdę do niego doszło. Jedenaście wagonów wykoleiło się, a cztery przewróciły na bok. Zginęło 49 osób, a 78 zostało rannych. Dokładnie w momencie wypadku Hencher doznał ogromnego bólu głowy. Nawet sceptykowi trudno traktować to jako zbieg okoliczności.
**
Sam Knight – dziennikarz, od 2018 roku stały współpracownik „New Yorkera”. Wcześniej publikował także w „New York Timesie”, „Guardianie”, „Financial Timesie”, magazynach „Harper’s” i „Grantland”. Absolwent Uniwersytetu Cambridge oraz Uniwersytetu Columbia. Jego debiutancki reportaż Biuro Przeczuć trafił na listę najlepszych książek roku w wielu rankingach, m.in. „Timesa”, „Observera” i „The Telegraph”.