Unia Europejska

Kolejne państwo idzie na wojnę z Airbnb? Francja ma dość popularnej aplikacji

W Paryżu ceny mieszkań osiągają taki poziom, że za metr kwadratowy płaci się 10 tysięcy euro. W miejscowościach turystycznych sprawy idą w podobnym kierunku. Francuscy politycy jako winowajcę wskazują Airbnb. Lubiana przez podróżujących aplikacja pogłębia kryzys mieszkaniowy, chociaż stanowi tylko jedną z jego przyczyn.

Airbnb nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, ale warto przypomnieć o powodach, dla których popularną aplikację tak często się krytykuje. W perspektywie krótkoterminowej stanowi ona (wraz z podobnymi serwisami) duże ułatwienie dla turystów, ale ma destrukcyjny wpływ na przestrzeń miejską i rynek mieszkaniowy. W najbardziej atrakcyjnych turystycznie miastach dziesiątki tysięcy kwater lądują w Airbnb, prowadząc do drastycznych wzrostów czynszów, wypędzania mieszkańców z centrów i skupiania mieszkań w rękach inwestorów, dla których jest to niezwykle dochodowy biznes.

Bernard Tapie – meteoryt, któremu nie udało się wstrząsnąć Francją

To wszystko sprawia, że na całym świecie, od Nowego Jorku po Barcelonę czy Berlin, podejmowane są kroki przeciwko Airbnb i szerzej najmowi krótkoterminowemu. Zakazy tej formy wynajmu, wymaganie licencji lub nakładanie podatków – metody są różne. Teraz regulacje może zaostrzyć Francja, usiłująca w ten sposób przeciwdziałać coraz większemu niedoborowi mieszkań.

Kryzys mieszkaniowy po francusku

Paryż należy do najdroższych miast na świecie, więc wysokie ceny mieszkań teoretycznie nie powinny dziwić. Mimo to świadomość, że za metr kwadratowy zapłacimy w przeliczeniu ponad 40 tys. złotych, robi wrażenie – za milion kupilibyśmy co najwyżej kawalerkę o powierzchni 25 metrów i to pod warunkiem, że nie będzie ona położona w jednej z centralnych dzielnic, gdzie średnie ceny sięgają 15 tys. euro za metr, a na najbardziej prestiżowych ulicach nawet dwa razy tyle.

Oczywiście Paryż rządzi się swoimi prawami i nie od dziś mieszkanie tam jest luksusem, ale kolejne rekordy cenowe bite przez mieszkania z widokiem na wieżę Eiffla są symptomatyczne dla całego francuskiego rynku mieszkaniowego. Przez ostatnie 20 lat ceny nieruchomości rosły czterokrotnie szybciej niż dochody gospodarstw domowych. Zdecydowanej większości transakcji kupna i sprzedaży dokonują w związku z tym osoby zamożne lub fundusze inwestycyjne. Francuski odpowiednik GUS-u podaje, że od 2007 roku znacząco zwiększyła się liczba niezamieszkanych nieruchomości, a także ich udział w całości rynku mieszkaniowego – według danych za zeszły rok jest ich około trzech milionów.

Polaków we Francji witano ciepło. Ale gdy zaczęło brakować pracy, zostali „brudasami”

Jednocześnie XXI wiek to dla Francji eksplozja bezdomności. Liczba osób bez stałego miejsca zakwaterowania od 2001 roku wzrosła z ok. 100 do aż 330 tysięcy, tylko w ostatniej dekadzie ulegając podwojeniu. Do tego dochodzi kilka milionów ludzi mieszkających w warunkach uznawanych za niespełniające minimalnych standardów, np. metrażowych lub sanitarnych. Również w tym przypadku bieżące stulecie przyniosło regres społeczny.

Chociaż problem jest starszy niż Airbnb i podobne aplikacje do najmu krótkoterminowego, to ich pojawienie się wyraźnie pogłębiło już istniejący niedobór mieszkań, wysysając kolejne apartamenty z rynku nieruchomości. Szacuje się, że obecnie może być ich nawet milion, głównie w miastach popularnych wśród turystów. Możliwe jednak, że eldorado dla Airbnb powoli się kończy.

Ponadpartyjny sojusz przeciwko Airbnb?

W 2017 roku przyjęto pierwszy dekret mający powstrzymać rozwój rynku najmu krótkoterminowego we Francji. Dotyczył on jednak tylko ośrodków liczących ponad 200 tysięcy mieszkańców, dając władzom miejskim prawo do nałożenia ograniczeń w tym zakresie. Oznaczało to przede wszystkim powstanie lokalnych rejestrów właścicieli udostępniających swoje mieszkania turystom i nałożenie w niektórych gminach limitu 120 dni na rok, w czasie których lokale mogły być wynajmowane krótkoterminowo.

Takie narzędzia okazały się niewystarczające, a idące dalej inicjatywy pojedynczych miast były zaskarżane jako niezgodne z prawem. W ten sposób utrącono wprowadzone w La Rochelle i Annecy regulacje, zgodnie z którymi wystawienie oferty na Airbnb wymagało uzyskania zgody i zmieszczenia się w ustalonej przez merostwo maksymalnej liczbie kwater przeznaczonych do najmu krótkoterminowego. Jednak już niedługo takie środki powinny powrócić w pełni legalnie. Ma na to pozwolić ponadpartyjna inicjatywa deputowanych socjalistów i obozu prezydenckiego.

W projekcie, poza formalnym zalegalizowaniem wspomnianych wyżej posunięć, przewidziano rozszerzenie możliwości regulowania rynku najmu na cały kraj, niezależnie od wielkości miasta. Limity będą mogły zostać zmniejszone przez władze miejskie do 90 dni rocznie. Dodatkowo parlamentarzyści usuną lukę podatkową, która dotychczas czyniła zarabianie na Airbnb jeszcze bardziej intratnym. Nowe prawo powinno przejść głosami lewicy i obozu prezydenckiego, mimo oporu prawicy, krytykującej zapisy uderzające w „drobnych posiadaczy” sezonowo wynajmujących własne mieszkania.

Hamas jako „ruch oporu” lub straszenie „islamolewicą”. Izrael i Palestyna podzieliły Francję

Część regulacji dotyczy tylko nieruchomości deklarowanych przez właścicieli jako ich główne miejsce zamieszkania, ale argumentacja konserwatystów i nacjonalistów jest w dużej mierze chybiona, gdyż ludzie wynajmujący swoje domy na czas własnych wakacji powinni bez problemu zmieścić się w limicie 90 lub 120 dni rocznie. Zmiany bardziej dotkną tych, którzy kwatery z Airbnb zamieszkują tylko teoretycznie, a w rzeczywistości przez cały rok zarabiają na turystach.

Święto sportowe kolejnym koszmarem lokatorów

O ile działania przeciwko najmowi krótkoterminowemu są krokiem w dobrym kierunku, o tyle trudno spodziewać się, żeby rozwiązały francuski kryzys mieszkaniowy. Prawdopodobnie zobaczymy go w całej okazałości podczas nadchodzących igrzysk olimpijskich w Paryżu, które odbędą się, jeszcze zanim nowe prawo wejdzie w życie. Już w innych miastach przekonaliśmy się, że olimpiada w połączeniu z Airbnb to gotowy przepis na katastrofę dla lokalnych mieszkańców, a tym razem sportowcy i kibice przyjadą do jednego z najdroższych miast świata.

„Cesarz antywoke” czy mit, który należy odkłamać? Francuskie spory wokół Napoleona

Poszkodowanymi będą chociażby studenci, bo na potrzeby przyjezdnych zarekwirowana zostanie część z paryskich akademików. Władze tłumaczą, że latem i tak nie ma zajęć uniwersyteckich, więc nie są one aż tak potrzebne, ale studenci mają inne zdanie na ten temat. W jeszcze gorszej sytuacji znajdą się osoby szukające mieszkania na rynku prywatnym, ponieważ wystrzelenie cen w górę jest praktycznie pewne. Czy po igrzyskach sytuacja wróci do normy? Pewnie tak, ale ta „norma” pozostawia wiele do życzenia.

Liczba osób bez dachu nad głową rośnie wykładniczo i jedynie w ostatnim roku przybyło ich 30 tysięcy. Niedawno na wniosek komunistycznego senatora uchwalono szybkie stworzenie sześciu tysięcy miejsc noclegowych dla bezdomnych dzieci. Taka gorączkowa walka z najbardziej rażącymi przejawami kryzysu mieszkaniowego pokazuje ogólną porażkę państwa w zapobieganiu niedoborowi. Budownictwo społeczne czasy świetności ma za sobą, a efektem jest koncentracja zasobów mieszkaniowych w rękach nielicznych – szacuje się, że już blisko połowa nieruchomości we Francji należy do 10 proc. najbogatszych obywateli.

Wygląda na to, że francuscy legislatorzy na poważnie biorą się za najem krótkoterminowy, jednak jeśli chcą trwałego rozwiązania problemu, to powinien to być tylko pierwszy krok na drodze do uczynienia mieszkania prawem każdego obywatela.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Doktorant UW, publicysta Krytyki Politycznej
Doktorant na Uniwersytecie Warszawskim, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij