Przywrócenie Sroczyńskiego do programu Campusu pozwoliłoby dziennikarzom i dziennikarkom patrzącym politykom na ręce poczuć się bezpieczniej. Nam zaś bez obaw pojechać do Olsztyna. Wreszcie – to test dla całej Koalicji Obywatelskiej.
Zamykanie się we własnej bańce to niebezpieczny konformizm. Dlatego lubimy ją czasem nakłuć i jako dwie lewicowe, zdecydowanie krytyczne wobec działań politycznych Platformy Obywatelskiej dziennikarki dołączyłyśmy do grona panelistek na tegorocznym Campusie Polska Przyszłości. To wydarzenie powstałe z inicjatywy Rafała Trzaskowskiego, mające – przynajmniej na poziomie deklaratywnym – aspiracje zderzania różnych poglądów i dawania przestrzeni do dialogu osobom z różnych środowisk. Uczestniczy w nim ok. 1500 osób w wieku 16–35 lat z całej Polski. Miałyśmy poprowadzić dla nich warsztaty dotyczące rozjazdu poglądów młodych Polek i Polaków.
Tuskowym poputczikiem albo Kaczyńskiego sprzedawczykiem – wolne media według fanatyków PO
czytaj także
Jednak po tym, jak z udziału w Campusie zrezygnował Marcin Meller, mamy wątpliwości, czy sygnować swoimi nazwiskami projekt, którego organizatorzy i inicjatorzy zdają się godzić w wolność mediów. W długofalowej perspektywie może to uczynić nas zakładniczkami budowniczych opozycyjnej – a w razie wygranej w wyborach parlamentarnych rządowej – hegemonii Koalicji Obywatelskiej.
Ale po kolei, bo nie każda czytelniczka musi śledzić campusowe awanturki. Sprawa dotyczy dziennikarza Grzegorza Sroczyńskiego, który miał pojawić się w Olsztynie jako gość panelu dyskusyjnego prowadzonego przez Marcina Mellera. Wraz z nimi w rozmowie oznaczonej jako „wydarzenie specjalne” mieli uczestniczyć również Dominika Sitnicka z OKO.press i związany m.in. z Tok FM Jan Wróbel.
„W największym skrócie: zadzwonili do mnie organizatorzy Campusu z pytaniem, czy mogę poprowadzić panel bez Grzegorza Sroczyńskiego. Odpowiedziałem, że nie ma takiej możliwości. W związku z czym usłyszałem, że zaproszenie zostaje wycofane” – oznajmił Marcin Meller na swoim Facebooku. Wywołał tym niemałe poruszenie w mediach, sprawiając, że z wyjazdu do Olsztyna wycofali się Adam Leszczyński, Karolina Korwin-Piotrowska, Marta Żakowska, Maciej Orłoś i Inicjatywa Wschód (w składzie Dominika Lasota, Wiktoria Jędroszkowiak, Konrad Skotnicki). Wszyscy motywują swoją decyzję potrzebą wyrażenia sprzeciwu wobec wykluczania z debaty niewygodnych rozmówców.
Wszyscy „cancelują”, ale lamenty słychać tylko, gdy robi to lewica
czytaj także
A właśnie takim rozmówcą jest Grzegorz Sroczyński, któremu fanatyczny i zogniskowany wokół Silnych Razem elektorat PO zarzuca coś, czym szantażuje wszystkich myślących inaczej niż Donald Tusk i jego fandom: robienie dobrze PiS-owi poprzez krytykowanie PO, czyli działanie na szkodę opozycji. W skrócie: symetryzm. Dziennikarz najbardziej nagrabił sobie jednak tym, że w autorskiej audycji Świat się chwieje w Tok FM nazwał Silnych Razem „wściekłymi kundelkami”, co doprowadziło tę grupę – określaną przez niego mianem sekty – do istnej furii i żądań usunięcia dziennikarza z Campusu. Jak sobie zażyczyli, tak się stało.
To nie hejt, ale reakcja na hejt
Skłamałybyśmy, twierdząc, że nie miałyśmy pojęcia o partyjnym charakterze spotkań w Olsztynie. Liczyłyśmy jednak, że Platforma, stawiając się w kontrze do nieznoszącego sprzeciwu PiS-u, będzie – przynajmniej pozornie – bronić wolności wypowiedzi po stronie demokratycznej. Organizatorzy Campusu obiecują uczestnikom i uczestniczkom: „Nasza akademia to także wykreowana specjalnie dla Was przestrzeń do otwartej i bezpiecznej wymiany poglądów oraz doświadczeń. Zależy nam na budowaniu współpracy i wzajemnego wsparcia przy podejmowanych przez Was inicjatywach. Liczymy, że dzięki temu staniecie się ambasadorami wartości demokratycznych”. Brzmi ładnie, niestety coraz mniej wiarygodnie.
Naszą pierwszą reakcją na całe zamieszanie było zażenowanie i oburzenie. Byłyśmy gotowe w geście solidarności ze Sroczyńskim – tak jak my przedstawicielem mediów – natychmiast wycofać się z udziału w wydarzeniu. Nie miałybyśmy jednak prawa mówić o sobie per dziennikarki, a jedna z nas podpisać się pod własną książką punktującą wady systemu medialnego i hipokryzję środowiska, gdybyśmy przed ogłoszeniem swojej rezygnacji samodzielnie nie zbadały okoliczności całego zajścia. Zadzwoniłyśmy więc do organizatorów Campusu.
czytaj także
Poseł Sławomir Nitras nie odebrał od nas telefonu i nie odpisał na wiadomości. Z kolei koordynatorka zespołu prasowego, Ada Guźniczak, wyjaśniła nam, że powodem odwołania występu Sroczyńskiego jest „dbałość o poziom debaty publicznej”. Słowa o wściekłych kundelkach mają go obniżać. Sam Sroczyński w opublikowanym po wybuchu afery tekście nazwał je „niezbyt szczęśliwą metaforą”, ale nie przeprosił. Nie miał za co, bo jego wypowiedź była jedynie reakcją na ciągłe ataki ze strony twitterowych bojówek, którym puszczają wszelkie hamulce, gdy tylko namierzą kogoś, kto, zamiast klękać przed Platformą, trzyma się swoich dziennikarskich obowiązków.
Sroczyński nie mówił o całym elektoracie Platformy, ale o bardzo konkretnej, szkodliwej grupie. Jego ostra reakcja blednie na tle agresywnych, cenzorskich zapędów, charakteryzujących internetowe poczynania Silnych Razem, nie tylko w niski, żenujący sposób obrażających niepokornych dziennikarzy i dziennikarki, ale też domagających się zwalniania ich z pracy. Sroczyński od dawna był na ich celowniku. Miał prawo zareagować. Zwłaszcza że Platforma, zamiast spróbować przywołać do porządku swoich fanatycznych wyznawców, apelując o wysoki poziom debaty i sprzeciwiając hejtowi, ugina się pod ich naciskiem. Niedawno poseł Nitras został zmuszony do przeprosin za to, że… przestał obserwować na Twitterze Adama Abramczyka, jednego z liderów Silnych Razem w mediach społecznościowych (którego wbrew plotkom wcale nie zablokował).
czytaj także
W reakcji na wybuch afery wyznawcy PO poszli w swoich ocenach dalej niż Sroczyński uderzający w hejterów. Solidaryzujących się z nim dziennikarzy Zbigniew Hołdys nazwał szmalcownikami, a Magdalena Środa narcyzami. Można się różnić we wrażliwości na oceny, inwektywy i metafory, ale obawiamy się, że w tym wypadku chodzi wyłącznie o partyjne sympatie. Wbrew temu, co twierdzą Środa, Hołdys i cała reszta zwolenników strategii politycznej, w ramach której od przedstawicieli mediów wymaga się bezkrytycznej postawy wobec największej partii opozycyjnej, byle tylko odsunąć PiS od władzy, to nie Sroczyński i osoby, które stanęły w jego obronie, działają na korzyść obecnej władzy. Oni jedynie reagują niezgodą na hejt i próbę kneblowania dziennikarza. Błąd popełniło kierownictwo Campusu, a my mamy prawo i obowiązek ten błąd wytykać.
Wciąż możemy o tym pogadać
Dość pokrętna wydaje nam się logika, wedle której wyrazem troski o jakość debaty jest rezygnacja z niej.
Wiemy, że Sroczyński jest zagorzałym krytykiem PO, ale czy jest klakierem PiS-u, jak przekonują niektórzy? My nie mamy takiego wrażenia, ale wciąż możemy to wspólnie sprawdzić, zadając mu właściwe pytania. Dlatego apelujemy do organizatorów Campusu o wyjście z całej sytuacji z twarzą. Nie jest na to za późno. Zaproście dziennikarza do Olsztyna – niech wytłumaczy się z kundelków i ratlerków, a kierownictwo PO ze „strachu przed twitterową grupą hejterów spod znaku Silnych Razem”, bo wbrew temu, co powiedziała nam kierowniczka zespołu prasowego Campusu, odwołania udziału dziennikarza w panelu najgłośniej domagali się nie „młodzi obywatele”, uczestnicy tego wydarzenia, a najbardziej oddani i aktywni w social mediach zwolennicy partii Donalda Tuska. Nie jesteśmy też przekonane co do argumentu, że są to dwie różne, nienachodzące na siebie grupy.
Pokażcie tym młodym, do których podobno w pierwszej kolejności adresujecie swój program, że opozycja nie jest monolitem i możemy się różnić bez stosowania cenzury i agresji. Na razie dostają przekaz, zgodnie z którym chamskie, agresywne zachowania w sieci należy zostawiać bez komentarza, zrzekając się prawa do obrony, nawet jeśli wymierzone są w nas bezpośrednio. A nawet, że należy je nagradzać oddaniem agresorom politycznej sprawczości.
Sroczyński: Lewica nie może popełnić błędu „ideowej czystości”
czytaj także
Przywrócenie Sroczyńskiego do programu Campusu pozwoliłoby dziennikarzom i dziennikarkom patrzącym politykom na ręce poczuć się bezpieczniej. Nam zaś bez obaw pojechać do Olsztyna. Wreszcie – to test dla całej Koalicji Obywatelskiej. Jeżeli w przypadku – umówmy się – nie aż tak znaczącego wydarzenia, jakim jest Campus Polska – cenzuruje się krytyczne wobec ugrupowania głosy, to skąd pewność, że nie będzie się to powtarzać w razie wygranej KO w nadchodzących wyborach?
Wprawdzie sam Sroczyński wskazuje, że „nie jest to koniec świata ani wolności słowa”, ale skąd mamy mieć pewność, że po ewentualnym przejęciu władzy przez Koalicję Obywatelską jej radykalne internetowe bojówki nie będą mieć wpływu na decyzje polityczne, a przede wszystkim media i pojawiające się w nich narracje?
Z podjęciem ostatecznej decyzji co do prowadzenia warsztatów na Campusie wstrzymujemy się do weekendu. Ten kryzys wciąż da się zażegnać. Wystarczy sięgnąć po rzadką, a zarazem bardzo cenną umiejętność przyznania się do błędu i otworzyć się na dyskusję, co w czasach dramatycznej polaryzacji jest na wagę złota.
Piszemy te słowa w imieniu własnym, nie całej Krytyki Politycznej, bo choć wszyscy krytycznie odnosimy się do decyzji o usunięciu Sroczyńskiego z panelu, nie ma między nami jednomyślności co do optymalnej strategii reagowania. Cenimy to, że w naszej organizacji dozwolone jest wyrażanie odmiennych stanowisk, wewnątrz i na zewnątrz. Campus Polska zachęcamy do brania przykładu, bo wolałybyśmy pojechać do Olsztyna bez niesmaku, niż składać dramatyczną rezygnację.