Centrum Praw Kobiet to pierwsza polska organizacja pozarządowa, której rada nadzorcza wystąpiła o ustanowienie zarządu komisarycznego. Mało prawdopodobne, by prezesce fundacji Urszuli Nowakowskiej udało się utrzymać na stanowisku.
W lipcu 2022 roku w Centrum Praw Kobiet powstał pierwszy w prawie 30-letniej historii fundacji związek zawodowy.
Pracowałam tam wówczas jako koordynatorka projektów. W ciągłym stresie, bo choć według umowy oraz słownych zapewnień miałam blisko współpracować z Urszulą Nowakowską, prezeska była ciągle niedostępna – a jednocześnie każda, choćby drobna decyzja, wymagała jej aprobaty. Osobiście nie doświadczyłam jednak tego, co wiele moich współpracowniczek – słownego poniżania, podważania kompetencji, opóźnionych wypłat bądź ich braku. Co prawda przez trzy tygodnie pracowałam bez umowy, która następnie została podpisana z datą wsteczną, a po odejściu musiałam upominać się o wystawienie świadectwa pracy, ale wtedy cieszyłam się, że mogę być częścią zespołu.
czytaj także
A zespół Centrum Praw Kobiet to są – a w większości były, bo niewiele się ostało – fajne, zaangażowane dziewczyny, które naprawdę spełniają się w niesieniu pomocy. Fundacja to nie tylko zarząd, choć zarządowi tak się właśnie wydaje. Urszula Nowakowska zrobiła z niej prywatny folwark: ograniczyła kompetencje rady nadzorczej do minimum (ona może odwołać radę, rada nie może odwołać jej), a w dwuosobowym Kolegium, którego zadaniem powinna być kontrola działań zarządu, obsadziła siebie i swoją ponad 90-letnią matkę. W zarządzie Nowakowska zasiada wraz z Grażyną Bartosińską (której rola sprowadza się de facto do potakiwania prezesce).
Nie ma fundacji bez fundatorki?
Po ogłoszeniu powstania związku zawodowego w warszawskim oddziale zaszły drobne zmiany. Nowa dyrektorka zarządziła cotygodniowe spotkania całego zespołu. Miałyśmy wspólnie szukać rozwiązań. Od „doradczyń” zarządu słyszałyśmy, że owszem, sytuacja jest fatalna, ale fundacja nie istnieje bez swej fundatorki, czyli Nowakowskiej, więc musimy się jakoś dogadać. Ach, no i że stawiając warunki – jako związek – stosujemy „odwrócony mobbing”.
Kiedyś podniosłyśmy temat pracownicy w wieku ochronnym, naszej koleżanki z sekretariatu, której wbrew słownym zapewnieniom nie przedłużono umowy – została o tym powiadomiona dzień przed końcem poprzedniej. Tuż przed spotkaniem na pustej tablicy korkowej przy wejściu do biura powiesiłyśmy związkowe ogłoszenie z informacją, że nie zgadzamy się z tą decyzją. Nowakowska, wychodząc ze spotkania, zdarła tę kartkę i wyszła. Wiedziałyśmy, że nie ma co liczyć na refleksję z jej strony.
Innym razem, gdy dzieliłyśmy się z doradczyniami prezeski swoją frustracją i rozczarowaniem, powiedziałam, że w fundacji jest „syf”. Po godzinie wszystkie dostałyśmy maila od sprzyjającej Nowakowskiej dyrektorki z pouczeniem, że mamy stosować się do „przyjętych w fundacji zasad komunikacji bez przemocy”. Poprosiłyśmy o ich udostępnienie. Oczywiście żadnych takich zasad nie było, podobnie jak regulaminów pracy czy narzędzi do przeciwdziałania mobbingowi.
Pracownice odchodzą, ale walczą
Natychmiast po ogłoszeniu powstania związku Nowakowska przyjęła postawę obronną polegającą na wyparciu. Twierdziła, że chcemy odebrać jej fundację, zniszczyć ją, zaszkodzić i tak już marginalizowanemu ruchowi feministycznemu i kobietom, które korzystają ze wsparcia CPK. A jednocześnie nie robiła nic, by konflikt zakończył się pokojowo.
Jako że zgodnie ze statutem Centrum Praw Kobiet prezeska jest nieodwoływalna, wiedziałyśmy, że jedyną realną nadzieją na zmiany jest ustanowienie przez sąd zarządu komisarycznego (który zastąpiłby ten istniejący).
czytaj także
Ale przecież jeszcze nigdy w historii polskich organizacji pozarządowych nie doszło do złożenia oficjalnego wniosku o powołanie takiego organu. Musi to zrobić rada nadzorcza, a do tego potrzeba twardych dowodów na istnienie poważnych nieprawidłowości. Związek powiadomił o nich Państwową Inspekcję Pracy oraz Radę, która po rozeznaniu się w sytuacji zadecydowała o powołaniu komisji antymobbingowej.
Na efekty trzeba było czekać wiele miesięcy. W międzyczasie z Centrum Praw Kobiet odchodziły kolejne pracownice, w tym ja. Wciąż jednak byłyśmy zespołem – spotykałyśmy się z prawnikami, dziennikarkami, wspierałyśmy wzajemnie.
W lutym 2023 roku sprawę opisała Ewa Raczyńska z Onetu, a za nią inne ogólnopolskie media. To również nie skłoniło Nowakowskiej do podjęcia działań na rzecz poprawy sytuacji. Większość dyrektorek oddziałów odeszła z pracy, a na ich miejsce zostały zatrudnione osoby sprzyjające prezesce. Pod koniec maja związek interweniował w sprawie pracownicy z Wrocławia, która była szantażowana, że zostanie zwolniona z pracy, jeśli zdecyduje się na przedłużenie zwolnienia lekarskiego. Wrocławska dyrektorka straszyła resztę zespołu, mówiąc, że zarząd planuje zwolnić go w całości.
„Niestety taka przyszłość czeka Centrum Praw Kobiet, jeśli nie zmieni się zarząd, a fundacja nie zacznie być zarządzana w sposób transparentny, w oparciu o wspólnie wypracowane procedury i z poszanowaniem swojej misji – także w odniesieniu do pracownic” – pisały związkowczynie.
Komisja antymobbingowa i PIP stwierdzają naruszenia
9 maja związek poinformował, że Komisja Antymobbingowa stwierdziła zasadność zarzutów stawianych Zarządowi – Urszuli Nowakowskiej i Grażynie Bartosińskiej. Celem komisji było zbadanie, czy w fundacji dochodziło do zachowań, które mogły mieć charakter mobbingu (ostatecznie stwierdzić to może jedynie sąd), dyskryminacji oraz naruszania praw pracowniczych. Komisja przekazała pełny raport radzie nadzorczej, wraz z rekomendacjami.
Już dwa dni po podaniu tej informacji do wiadomości publicznej okazało się, że również Państwowa Inspekcja Pracy stwierdziła nieprawidłowości.
„Stwierdzono przypadki naruszenia przepisów o czasie pracy – dwukrotnego zatrudnienia w tej samej dobie pracowniczej, nieterminowego wypłacania wynagrodzenia za pracę oraz innych świadczeń wynikających ze stosunku pracy, nieterminowego wydania świadectwa pracy, nieudzielenie urlopu wypoczynkowego trwającego co najmniej 14 dni kalendarzowych”.
czytaj także
Zarząd komisaryczny – co to znaczy?
Rada podejmowała próby rozmów z Urszulą Nowakowską w sprawie jej dobrowolnego ustąpienia ze stanowiska. W związku z odmową wystąpiła do kolegium fundacji o odwołanie prezeski w terminie do 29 maja. Tyle że kolegium to Nowakowska i jej matka. 26 maja Rada otrzymała list z odmową zastosowania się do wezwania.
Prawdziwy przełom nastąpił z początkiem czerwca. Centrum Praw Kobiet jest pierwszą polską organizacją pozarządową, której rada nadzorcza wystąpiła z oficjalnym wnioskiem o ustanowienie zarządu komisarycznego.
Jeśli w organizacji nie istnieją wewnętrzne mechanizmy, które pozwoliłyby na odwołanie zarządu, może to zrobić jedynie sąd. Najpierw jednak wniosek trafi do prezydenta Trzaskowskiego. O wyjaśnienie tych zawiłości poprosiłam adwokata dra Macieja Wróbla, który doradza związkowczyniom z CPK.
– Według Ustawy o fundacjach, a konkretnie artykułu 14, jeśli mamy do czynienia z naruszeniem prawa, statutu czy celów fundacji, odpowiedni minister albo starosta może wezwać zarząd do podjęcia wskazanych działań naprawczych, a w razie ich zaniechania – wystąpić do sądu o wskazanie zarządcy komisarycznego. W przypadku Centrum Praw Kobiet dochodziło, jak sądzę, zarówno do naruszenia prawa, jak i celów oraz statutu, więc wskazanym działaniem naprawczym będzie najprawdopodobniej ustąpienie pań Urszuli Nowakowskiej, Grażyny Bartosińskiej oraz Mieczysławy Nowakowskiej, czyli zasiadającej w Kolegium mamy pani Urszuli.
Jeśli fundacja nie wprowadzi wskazanych zmian w czasie określonym przez prezydenta, ten skieruje do sądu rejonowego wniosek o zawieszenie zarządu i wyznaczenie zarządcy komisarycznego. Ma on (lub ona) określony przez sąd czas na wprowadzenie koniecznych zmian, w tym przypadku wraz ze zmianą statutu. Byłoby to równoznaczne z odwołaniem obecnego zarządu.
– Urszula wciąż nie przyjmuje tego wszystkiego do wiadomości. Ona działała w taki sam sposób przez prawie trzydzieści lat. Wyrzucała całe zespoły lub sprawiała, że odchodziły, zatrudniała nowe, w 2001 roku wyrzuciła z pracy kobietę w ciąży. Wszystko uchodziło jej płazem – mówi Monika Młynarczyk, jedna z założycielek związku. Przez cztery lata pracowała w CPK na stanowisku fundraiserki. – Na spotkaniach, na których była informowana o wynikach pracy Komisji Antymobbingowej, jej rekomendacjach czy decyzji o wniosku w sprawie zarządcy komisarycznego, stosowała te same manipulacje co zawsze. Płakała, wychodziła z sali, mówiła, że chcemy jej zabrać fundację i robimy sąd kapturowy.
1 czerwca 2023 roku osoby zasiadające w Radzie Nadzorczej CPK zrezygnowały ze swojej funkcji.
Scenariusz, w którym Urszula Nowakowska pozostaje na stanowisku prezeski, jest mało prawdopodobny, choć na zmiany przyjdzie nam poczekać. Większość pracownic, które odeszły z fundacji w związku z naruszeniami, deklaruje gotowość do powrotu i wspólnego odbudowywania najstarszej istniejącej organizacji na rzecz kobiet w Polsce.