Wybory prezydenckie w Łotwie wygrał Edgars Rinkēvičs. Co to oznacza dla Łotwy i regionu? Opowiadają Bartosz Chmielewski z Ośrodka Studiów Wschodnich i Tomasz Otocki, dziennikarz „Przeglądu Bałtyckiego”.
Edgars Rinkēvičs przez niemal 12 lat był ministrem spraw zagranicznych, wcześniej pracował jako szef kancelarii prezydenta Valdisa Zatlersa. To polityk nastawiony na ścisłą współpracę z Zachodem, architekt – jak mówi Bartosz Chmielewski z OSW – całej polityki zagranicznej i częściowo obronnej Łotwy. To również pierwsza głowa państwa w Europie, która jest osobą LGBT. Dokonał coming outu już w 2014 roku, co nie przyniosło mu spadku popularności, choć społeczeństwo łotewskie jest bardzo konserwatywne – przypomina Tomasz Otocki.
Rinkēvičsa wystawiła liberalno-konserwatywna i technokratyczna partia Nowa Jedność (Jaunā Vienotība, JV), z której wywodzi się też premier Krišjānis Kariņš. Jedność wygrała jesienne wybory, teraz więc zwycięstwo popieranego przez nią prezydenta zdaje się świadczyć o potrzebie stabilności i społecznym poparciu dla kontynuowania polityki.
– W konsekwencji może jednak przynieść rozpad koalicji, która zawiązała się po wyborach i jest dość egzotyczna – mówi nam Otocki.
czytaj także
Technokraci, narodowcy i mała partia lewicowa
Po wyborach jesienią 2022 roku z Sejmu wypadła Socjaldemokratyczna Partia „Zgoda”, najsilniejsza przez ponad dekadę, pozycjonująca się jako lewicowa (ale nie w sprawach obyczajowych). Urosła ona po kryzysie ekonomicznym w 2008 roku, a z parlamentu zniknęły także ugrupowanie liberałów „Za rozwój/Za!” i prawicowi „Konserwatyści”. – To była ogromna zmiana, bo socjaldemokratyczna Zgoda wygrywała od dekady wszystkie wybory. Nigdy jednak nie rządziła, była uznawana za prorosyjską i izolowana przez centroprawicę, głosowali na nią głównie rosyjskojęzyczni mieszkańcy Łotwy, chociaż nie tylko.
Po wybuchu wojny straciła poparcie i nie przekroczyła progu wyborczego, choć opowiedziała się za Ukrainą. Dla jednych proukraińska deklaracja była niewystarczająca, dla innych szła zbyt daleko – tłumaczy Bartosz Chmielewski.
Pod wodzą tego samego co wcześniej premiera rząd współtworzyły partie Nowa Jedność, nacjonalistyczne Zjednoczenie Narodowe (Nacionālā apvienība, NA) oraz Zjednoczona Lista (Apvienotais saraksts, AS).
Koalicji JV, NA i AS, która w stuosobowym parlamencie (Saeimie) posiada 54 mandaty, nie udało się jednak uzgodnić wspólnego kandydata na prezydenta. Frakcja AS wystawiła Uldisa Pīlēnsa, prezesa koncernu budowlano-przemysłowego. Tę kandydaturę poparła także LPV – populistyczna i konserwatywna partia Łotwa na Pierwszym Miejscu (Latvīja pirmajā vietā).
– LVP, partia oligarchy Ainārsa Šlesersa, ma w Sejmie dziewięciu posłów. To populiści, wyrośli w czasie pandemii, walcząc z pandemicznymi restrykcjami. W nazwie wprost nawiązują do hasła Donalda Trumpa. Trzymają się pragmatyzmu gospodarczego i bronią tradycyjnej rodziny, a także pozycji Łotwy jako pomostu między Wschodem i Zachodem. Ale nie krytykują Ukrainy – tłumaczy Tomasz Otocki. – Otwarcie prorosyjska jest radykalna partia Za Stabilność!, która wyłoniła się z umiarkowanie prorosyjskiej partii Zgoda – dodaje.
ZZS (Zaļo un Zemnieku savienība, ZZS) i eurosceptyczna S! Za Stabilność (Stabilitātei!) nie wsparły żadnego kandydata, na późniejszym etapie ZZS opowiedziało się za Rinkēvičsem. Łotysze zastanawiają się, jakie ustępstwa umiarkowana centroprawica poczyni teraz na rzecz oligarchy Aivarsa Lembergsa, byłego mera Windawy, patrona ZZS, krytycznego wobec proamerykańskiej polityki Łotwy.
Teraz, kiedy prezydentem został Edgars Rinkēvičs, rządząca koalicja może się rozpaść, a wtedy do rządu będą mieli szansę wejść ZZS, a także Progresywni – jedyna w tej chwili proeuropejska, lewicowa i zielona partia. Progresywni dysponują dziesięcioma głosami w stuosobowym parlamencie, a w wyborach prezydenckich wystawili Elīnę Pinto. Elīna Pinto była doradczynią prezydenta Levitsa, jest konsultantką w OECD i Radzie Europy oraz tłumaczką w Komisji Europejskiej. – W wyborach nie miała szans, ale jej kandydowanie dało Progresywnym okazję, by przypomnieć swoją agendę – mówi Bartosz Chmielewski.
Szwecja i Finlandia w NATO. Sierakowski: To może nam dać dekadę spokoju
czytaj także
Prezydent i bezpieczeństwo
Nowo wybrany Rinkēvičs obejmie urząd 9 lipca, a już dwa dni później odbędzie się w Wilnie szczyt NATO.
Prezydent w Łotwie nie ma zbyt dużych uprawnień. Podobnie jak prezydent Niemiec odpowiada przede wszystkim za sferę dyplomacji międzynarodowej. Jest też jednak zwierzchnikiem sił zbrojnych, a w czasie wojny to on decyduje, kto będzie naczelnym dowódcą.
– Rinkēvičs od lat kształtował obszar dyplomacji i częściowo bezpieczeństwa. Rosję traktuje jako zagrożenie nie od wczoraj, jego prezydentura oznacza więc kontynuację tej polityki – mówi Bartosz Chmielewski. – Łotwa od dawna odcinała więzi z Rosją, choć handel jeszcze trwa, a lokalni biznesmeni próbują omijać sankcje. Oficjalne więzi z Rosją zostały jednak zerwane, przeprowadzono derusyfikację przestrzeni publicznej, czyli usunięto symbole i pomniki pozostałe po latach rosyjskiej okupacji – opowiada ekspert OSW.
Wobec Białorusi z kolei Łotwa długo utrzymywała politykę „pragmatyzmu”, chcąc jak najdłużej zachować ważną dla gospodarki pozycję pomostu łączącego Zachód ze Wschodem. Przymykała oko na autorytaryzm Łukaszenki. – Litwini zawsze byli bardziej niechętni Łukaszence, Uniwersytet humanistyczny i białoruską opozycję gości właśnie Litwa – opowiada Tomasz Otocki z „Przeglądu Bałtyckiego”. – Stosunki z Białorusią zepsuły się w 2021 roku. W czasie mistrzostw hokeja mer Rygi zdjął białoruską czerwono zieloną flagę, a powiesił opozycyjną, biało-czerwono-białą. Było to krótko po aresztowaniu białoruskiego opozycjonisty Ramana Protasiewicza. Stosunki dyplomatyczne zostały wtedy praktycznie zamrożone – tłumaczy.
Jakie będą łotewskie postulaty w czasie szczytu NATO w Wilnie?
– Z pewnością będzie zabiegać o coraz intensywniejszą współpracę w regionie. Temat ten był poruszany niedawno w czasie wizyty Olafa Scholza w Tallinnie, gdzie spotkał się z przedstawicielami Estonii, Łotwy i Litwy. Państwa bałtyckie oczekują zaangażowania partnerów z NATO w obronę wschodniej flanki. Szczególnie ważna jest dla nich realizacja nadal niewdrożonych postanowień z poprzednich szczytów. Łotwa (wraz z Litwą i Estonią) będą też chciały jakiejś formy zbliżenia między NATO a Ukrainą – mówi Bartosz Chmielewski.
Drugim pewnym postulatem są finanse. – Łotwa już w 2018 roku doszła do zalecanego przez NATO poziomu wydawania 2 proc. PKB na cele wojskowe, teraz zmierza w kierunku 2,5 proc. – mówi Tomasz Otocki.
Kolejna sprawa to zwiększenie liczebności wojsk sojuszniczych w krajach bałtyckich.
Współpraca między Litwą, Łotwą i Estonią sięga lat 30. XX wieku. – To była tak zwana bałtycka Ententa, sojusz obronno-polityczny bazujący na zachowaniu neutralności. Okazało się jednak, że neutralność nie ochroniła tych państw, a ich wspólna siła militarna też nie jest wystarczająca. Dlatego teraz opierają politykę bezpieczeństwa na sojuszu w ramach NATO. Łotysze nie krytykują Polski za łamanie praworządności, utrzymują dobre stosunki z Niemcami i oczywiście z USA, bo wiedzą, że w razie czego muszą liczyć na pomoc ich żołnierzy – mówi Otocki.
Podobnie jak inne państwa bałtyckie Łotwa buduje też struktury ochotnicze. – Związek obronny Zemessardze, czyli wojska obrony terytorialnej, liczy obecnie 8 tysięcy kobiet i mężczyzn – mówi dziennikarz. – Od 1 lipca Łotwa wprowadza też powszechną służbę wojskową. Nabór na razie będzie ochotniczy, a od 1 stycznia przyszłego roku będzie prowadzony przez losowanie. Dotyczy to tylko obywateli Łotwy, bo osoby niemające obywatelstwa nie mogą służyć w wojsku.
Trzeba zablokować import gazu, ropy i węgla z Rosji. I wysłać Ukrainie więcej czołgów. Natychmiast!
czytaj także
Nieobywatele i obywatele Federacji Rosyjskiej
W Łotwie, tak jak i w Estonii, część społeczeństwa stanowią nieobywatele, czyli osoby, które nie przyjęły obywatelstwa łotewskiego. Jak tłumaczy Otocki, stanowią w tej chwili około 10 proc. ludności kraju. Zawsze był to problem polityczny, również kiedy Łotwa starała się o wejście do Unii Europejskiej. Wtedy oceniano, że wiele krajowych przepisów dyskryminuje nieobywateli, chociaż Łotysze twierdzą, że droga do obywatelstwa jest otwarta, wystarczy zdać egzamin językowy na poziomie B1. Nieobywatele to głównie Słowianie: Białorusini, Ukraińcy, Rosjanie i Polacy. Nie obejmuje ich służba wojskowa, ale nie mogą też pełnić funkcji administracyjnych w państwie.
Drugą grupą, dla których bariera językowa jest problemem, są obywatele Federacji Rosyjskiej.
– Obywatele Federacji to ok. 40 tysięcy osób. Mieszkają w większości w Rydze, Dyneburgu i na wschodzie Łotwy – opowiada Tomasz Otocki. – Sejm Łotwy uchwalił, że muszą zdać egzaminy z języka na bardzo niskim poziomie A1. Te egzaminy już się odbywają w trzech miastach. Jest to problematyczne, bo zdecydowana większość obywateli Federacji to ludzie w wieku ponad 60 lat, w ostatnim roku urodziło się tylko siedmioro obywateli Federacji. Ci starsi obawiają się egzaminu, a w dodatku propaganda rosyjska straszy, że konsekwencją jego niezdania będzie deportacja. To oczywiście bzdury, natomiast jest faktem, że jeśli ktoś egzaminu nie zda, to pobyt stały zamieni się na roczny, który co roku trzeba będzie odnawiać – tłumaczy Otocki.
Młodszym egzamin nie jest straszny. Przed dziesięciu laty przeprowadzono reformę edukacyjną, która narzuciła język łotewski we wszystkich szkołach przynajmniej w wymiarze 60 proc. godzin lekcyjnych, a pozostałe 40 proc. były prowadzone w języku mniejszości. Teraz młodzi ludzie opuszczający szkołę swobodnie mówią po łotewsku. Zabrakło jednak przemyślanej polityki medialnej.
– W Łotwie powstanie rosyjskojęzycznego medium było blokowane przez nacjonalistów. Jest czwarty kanał radia publicznego, jest rosyjskojęzyczny portal LSM, ale nie ma dużej telewizji wspieranej przez państwo. Oczywiście to stwarza niszę, w którą wchodzą media rosyjskie. Oficjalnie to zakazane, ale widać po antenach, w którą stronę są skierowane – mówi Otocki. Mniejszość rosyjska nie popiera jednak wojny w Ukrainie.
Putin podobał im się w 2000 roku, bo w przeciwieństwie do Jelcyna wykazywał zainteresowanie Rosjanami bałtyckimi. Nawet pierwsza prezydentka uczyła się rosyjskiego i utrzymywała pragmatyczną politykę. Wszystko zmieniło się po ataku na Gruzję, a potem po 2014 roku, no i po eskalacji wojny w lutym 2022 roku.
czytaj także
Nierówności
Ryga na początku lat 90. była największym regionalnym centrum gospodarczym, turystycznym, rozwojowym, „bałtyckim tygrysem” – mówi Otocki. Teraz jest na trzecim. W ciągu 30 lat straciła 300 tysięcy mieszkańców. Jednak wciąż, jak przekonuje Bartosz Chmielewski, Łotwa jest niemalże państwem tego jednego miasta. – Ryga z aglomeracją dominuje, generuje znaczną część łotewskiej gospodarki, około 69–70 proc. PKB. I jest reszta kraju, biedna prowincja, gdzie często brakuje transportu publicznego, dostępnych usług publicznych, łatwo dostępnej opieki zdrowotnej.
Bardzo mocno uderzył w Łotwę kryzys światowy z 2008 roku. Gospodarka wcześniej porównywalna z estońską podupadła. – Z tych trzech krajów bałtyckich Łotwa ucierpiała najbardziej. PKB spadło o 20 proc., co napędziło kryzys polityczny, urosła wtedy partia mniejszości rosyjskiej Centrum Zgody, która miała wtedy nadzieję na przejęcie władzy wraz z łotewskimi ugrupowaniami oligarchicznymi, jednak zapobiegło temu mocne zwycięstwo „Nowej Jedności” w 2010 roku, a także postawa ówczesnego prezydenta Valdisa Zatlersa – mówi Otocki.
Nierówności między centrum a peryferiami są skrajne, w dodatku nakładają się na podział językowy. Rosyjskojęzyczny wschód jest często, biedniejszy od prowincji na zachodzie kraju. Problemami regionów na Łotwie jest często oligarchizacja lokalnego życia społeczno-politycznego. Niektórzy lokalni liderzy urastają do rangi „udzielnych książąt” umiejących prowadzić własną politykę zagraniczną, lub nawet wpływać na politykę na poziomie centralnym. Istnieją też przypadki, gdy lokalne władze są w konflikcie z władzą centralną. Tak też jest np. w samorządach na wschodzie kraju, co skutkuje tym, że władze centralne traktują rosyjskojęzyczny wschód jako ciało obce wewnątrz państwa.
Na problemy regionów wpływa też to, że średnie miasta na zachodzie kraju np. Lipawa czy Windawa rozwijają się dzięki portom, z których czerpią zyski. Miasta w Łatgalii na wschodzie kraju w poprzednich latach często korzystały na współpracy gospodarczej z Rosją czy Białorusią, która dziś usycha.
Ubożenie regionów na przestrzeni ostatniej półtorej dekady przyśpieszyło wiele negatywnych tendencji na Łotwie. Intensyfikowała się emigracja: zewnętrzna, do Wielkiej Brytanii czy państw nordyckich, oraz wewnętrzna – w kierunku stolicy. Powoduje to przyśpieszenie procesów starzenia się społeczeństwa w regionach i mniejszej liczby urodzeń. Dochodzi nawet do przypadków, gdzie w niektórych gminach zamykane są szkoły i zamieniane na domy starców, i to już od kilku lat – opowiada Chmielewski.
czytaj także
Nierówności i słabość gospodarki przekładają się na relacje Łotwy z sąsiadami. Estonia została zaproszona do negocjacji unijnych razem z Polską i Czechami, a Łotwa musiała czekać jeszcze dwa lata. Estonia znacznie szybciej niż Łotwa i Litwa przeprowadziła konieczne do integracji z UE reformy.
Są i inne pola, na których kraje, które czasem wymieniamy jednym tchem: Litwa, Łotwa i Estonia, mogą się poróżnić. W Łotwie zawsze rządziła prawica, w Litwie dość często ugrupowania socjaldemokratyczne. Były nieporozumienia co do lokalizacji terminalu LPG czy elektrowni atomowej. Problemem do rozwiązania jest też język, jakim te kraje mogłyby się porozumiewać, dziś najczęściej czynią to po angielsku. Dotychczas wspólnym językiem w regionie był rosyjski, ale po kompromitacji Federacji Rosyjskiej rośnie do niego niechęć.
Do współpracy motywuje wspólne największe zagrożenie, czyli Rosja. Jak zapewnia Otocki – już we wszystkich trzech krajach trwa rozmowa o tym, by uczyć języka sąsiadów przynajmniej na terenach przygranicznych.