Unia Europejska

Rządzący nie szanują obywateli, więc obywatele sięgają po garnki

W związku z reformą emerytalną coraz głośniej rozbrzmiewa metaliczny stukot. Francuzi, chcąc wyrazić swoje niezadowolenie, sięgają po tradycyjne casserolades, czyli koncerty garnkowe. Władze rekwirują przybory kuchenne, ale to tylko podgrzewa nastroje.

Reforma podnosząca wiek emerytalny została przeforsowana mimo ogromnego oporu politycznego i społecznego. Partia rządząca nie miała większości w parlamencie, na ulicach swój sprzeciw demonstrowały miliony Francuzów, cały system demokratyczny znalazł się w kryzysie, ale Macron zdołał postawić na swoim.

Praca do śmierci? Francuzi się na to nie zgadzają

Przeciwnicy reformy twierdzą jednak, że to nie koniec walki. Zamiast złożyć broń, sięgają po coraz wymyślniejsze sposoby uprzykrzania życia rządzącym. Prezydent i jego ministrowie, gdziekolwiek pojadą, zmagają się z kakofonią dźwięków, brakiem prądu oraz blokadami. W internecie zaczęto punktować poszczególne działania przeciwko władzom, aby wyłonić gminę, która zajdzie im za skórę.

Garnkami i patelniami w Macrona

Najbardziej charakterystycznym elementem nowej fali protestów są koncerty garnkowe, zwane casserolades. Polegają na zrobieniu jak największego hałasu przy użyciu narzędzi, które każdy ma w domu. Ta postać ludowego oporu wywodzi się ze średniowiecza, a w nowoczesnej formie spopularyzowała się w czasie monarchii lipcowej. Od XIX wieku casserolades co jakiś burzyły spokój rządzących nie tylko we Francji, ale też innych krajach śródziemnomorskich oraz w Ameryce Południowej.

17 kwietnia, podczas telewizyjnego przemówienia Macrona, Francuzi masowo wychodzili na swoje balkony i do okien, aby bijąc w garnki i patelnie, wyrazić swoje zdanie na temat pustych obietnic przywódcy państwa, apelującego o „pójście naprzód” i zapomnienie o dopiero co wprowadzonej reformie emerytalnej.

Macron rozpoczął objazd po francuskiej prowincji, której w ostatnich miesiącach unikał. Nie bez powodu, co pokazały pierwsze wizyty w oddalonych od stolicy miastach i miasteczkach. Ich mieszkańcy postanowili udowodnić, że w oporze wobec reformy ani trochę nie ustępują paryżanom i sami potrafią przywitać prezydenta z hukiem. W ruch poszły oczywiście przybory kuchenne, ale na tym inwencja twórcza Francuzów się nie kończy.

Żandarmi rekwirują naczynia

Obecnie rządzący spodziewają się głośnych koncertów i próbują im zapobiegać. W miejscach, w których ma pojawić się Macron, policja blokuje okoliczne drogi i sprawdza zawartość torebek oraz plecaków, aby przejąć „przenośne urządzenia dźwiękowe”. Brzmi jak scena filmu z Louisem de Funèsem, ale francuscy żandarmi naprawdę rekwirują garnki, żeby hałas nie przeszkadzał prezydentowi w wizytacjach. Działania władz są usprawiedliwiane poprzez (nad)użycie ustaw antyterrorystycznych.

To jednak nie zraża przeciwników Macrona. Wobec odcięcia dróg do odwiedzanej przez niego Notre-Dame związkowcy skorzystali z łodzi. Z kolei w departamencie Hérault, gdzie żandarmi trzymali tłum na dystans, na jednym z klifów zawisł widoczny z daleka transparent z hasłem „Macron wyp…”.

Tego typu akcje to wciąż stosunkowo łagodna forma protestu. Sfrustrowani obywatele coraz chętniej nawiązują do starych tradycji. W Grenoble ukoronowaną kukłę prezydenta pobito, a następnie spalono. Do mniej kontrowersyjnych, ale równie widowiskowych działań należy budowa muru na autostradzie, która stanowi sprzeciw zarówno wobec reformy emerytalnej, jak i miejscowego projektu infrastrukturalnego.

Ministrowie zmuszani do ucieczki

Do stałego repertuaru przeciwników reformy doszło ostatnio odcinanie politykom prądu – związkowcy z sektora energetycznego pozbawiają odwiedzane przez Macrona miejsca dostępu do sieci. W ten sposób zakłócono jego wizyty w alzackim przedsiębiorstwie oraz w szkole na południu Francji. Elektrycy odłączyli również lotnisko w Montpellier, z którego miał skorzystać prezydent.

Cesarz na górze śmieci. Macron pogrąża Republikę

Inni politycy obozu rządzącego spotykają się z podobnym traktowaniem. Ministra szkolnictwa wyższego nie mogła odwiedzić uniwersytetu przez brak prądu. Ministra edukacji ten sam problem zatrzymał w Lyonie, a gdy udało mu się wrócić do Paryża, na dworcu przywitał go wściekły tłum. Minister zdrowia musiał anulować wizytę w szpitalu. Wizytom ministrów sprawiedliwości i kultury, odpowiednio w więzieniu i teatrze, towarzyszyły koncerty garnkowe. Jeszcze inny minister został zmuszony do ucieczki z budynku tylnym wyjściem.

Francuzi wychodzą z prostego założenia – rządzący nie szanują narodu, więc należy im się odwdzięczyć tym samym. Politycy oburzają się na dotykające ich szykany, ale nie chcą dostrzec, że to bezpośredni efekt przeforsowania bolesnej reformy w niedemokratyczny sposób i brutalnego tłumienia oporu wobec niej. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę – Macronowi jeszcze długo będzie towarzyszył hałas.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Doktorant UW, publicysta Krytyki Politycznej
Doktorant na Uniwersytecie Warszawskim, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij