To właśnie przez pracę po szesnaście godzin na dobę, przez wypalenie i zmęczenie stajemy się stopniowo niedzielnymi rodzicami, partnerami od czasu do czasu, przyjaciółmi od wielkiego dzwonu. Dlatego ceńmy nasz czas i chrońmy go przed Matczakami tego świata.
Padre Matczak raczył podzielić się swoimi przemyśleniami o pozytywnych skutkach harówki po szesnaście godzin dziennie w celu osiągnięcia sukcesu, czym wywołał sporą dyskusję.
Obserwując różne wypowiedzi, z radością odnotowuję, że większość mojego pokolenia – średnioklasowych dorobkiewiczów odpracowujących pańszczyznę po kancelariach i korporacjach – dość jednogłośnie krytykuje Matczakowe credo rodem z czasów Balcerowicza lizanego. Trzymam kciuki, by wytrwali w swych przekonaniach, jeśli sami faktycznie zostaną pewnego dnia partnerkami, partnerami lub C-level managementem.
czytaj także
Ale przy okazji tej dyskusji warto poświęcić chwilę na… czas właśnie. W kontekście pracy po szesnaście i więcej godzin na dobę, co miałoby otwierać drogę do kariery i dobrobytu. To się pięknie zazębia z innymi tematami okołopracowniczymi.
Padre Matczak i jemu podobni prezentują pogląd, który w uproszczeniu zakłada, że w młodości trzeba tyrać po szesnaście godzin dziennie, żeby osiągnąć sukces à la Padre Matczak, a potem dopiero można pożyć jak człowiek.
Oczywiście pogląd ten Padre Matczak wyraża już w czasach, kiedy on sam dorobił się stołka partnera w dużej kancelarii z lukratywnymi kontraktami. Trudno powiedzieć, czy podobne przekonania odczuwał podczas tyrania na ten sukces. Oraz – czy to mityczne tyranie miało rzeczywiście miejsce, bo to też nic pewnego, skoro nawet Kulczyk Junior całkiem poważnie opowiadał w mediach, jak to zaczynał karierę od roznoszenia ulotek, co miało dodać roboczych blizn jego spracowanym rękom. Ale mniejsza o to.
Pracuj ciężko, wstawaj wcześnie, kupisz chatę jak Dominika Kulczyk. Za 7100 lat
czytaj także
Chodzi o to, że wedle tej koncepcji czas jest jedynie kontekstem wykonywanej pracy. Mówiąc inaczej – wartość ma tylko praca, a poświęcanie na nią czasu pozwala pracy tej wykonać więcej. I w domyśle szybciej osiągnąć sukces i bogactwo. Jest to rodzaj inwestycji, za młodu inwestujemy pewien kapitał, by w przyszłości odcinać od niego kupony.
Ta bagatelizacja czasu jako wartości samej w sobie jest widoczna także w innych okołopracowych dyskusjach. Na przykład w przypadku handlu w niedzielę, gdzie komentariat dość swobodnie gwiżdże na prawo do wolnego weekendu i proponuje ekwiwalent w postaci wolnego wtorku czy środy, lub też w dyskusji o płacy minimalnej, gdy zalewa się łzami nad niesprawiedliwością zasady „czy się stoi, czy się leży, minimalna się należy”.
czytaj także
Otóż dwie sprawy.
Po pierwsze, czas nie jest kontekstem wykonywanej pracy, ale wartością samą w sobie. I to dużo większą niż pieniądze, przede wszystkim z tego powodu, że mamy go ograniczoną ilość, a gdy ją wyczerpiemy, to wszystko się kończy (przynajmniej tutaj). Co więcej, nie wiemy, ile go rzeczywiście mamy. Nie da się go dokupić czy odzyskać.
Kiedy więc panowie tego świata mówią nam, jak Padre Matczak, żebyśmy poświęcili cały swój czas tu i teraz na pracę dla nich, a potem sobie to odbijemy, to jest to inwestycja szalenie niepewna, bo zwyczajnie nie wiemy, czy będzie jakieś potem. Nikt z nas nie wie, ile ma czasu, żeby go spisać na straty i łatwowiernie zainwestować w ryzykowne przedsięwzięcia.
Tak, żyjemy w świecie, gdzie musimy dziennie poświęcać jakąś ilość czasu na pracę, by zapewnić sobie i rodzinie jedzenie, ubranie i dach nad głową. Ale pilnujmy przy tym każdej minuty, bo to praca to nie żadna łaska. Czasem to konieczna uciążliwość, czasem można ją polubić, a czasem czerpać z niej przyjemność (tak jak szewc czerpie ją z dobrze uszytej pary butów). Ale zgodnie ze słowami Tylera Durdena z Podziemnego Kręgu – nie jesteś swoją pracą.
Po drugie, czas ma tę przykrą właściwość, że biegnie. I to w jednym kierunku. Nie da się więc wymienić czasu dziś na czas jutro. Jeśli poświęcisz czas za młodu na tyranie w kancelarii, to nie poświęcisz go na inne rzeczy, a i nie staniesz się ponownie młodzieńcem, jak dorobisz się fotela partnera po czterdziestce. Szczególnie dobrze widać to, będąc rodzicem. Nie wrócisz już do czasu, kiedy twoje dziecko raczkuje. Stracisz na zawsze szansę na obejrzenie pierwszego kroku, nie cofniesz się w czasie, żeby odpowiedzieć trzylatce na jej pierwsze pytania o życie, nie usłyszysz już nigdy na żywo pierwszego wierszyka w przedszkolu, nie przytulisz przy pierwszym zawodzie miłosnym.
Być może kiedyś tam, gdzieś tam dostaniesz w nagrodę za wierną służbę trochę czasu w dobrobycie, ale to będzie inny czas, a ten, który masz teraz, stracisz z pewnością i bezpowrotnie. W rzeczywistości życie nie jest wcale sztuką wyboru, tylko sztuką rezygnacji.
czytaj także
Wróćmy tu do dyskusji o zakazie handlu w niedzielę. Osoby usposobione liberalnie mówią: „niech osoby zatrudnione w handlu pracują w niedzielę, a dostaną za to wolne w poniedziałek”. Tylko że osiem godzin w niedziele to jest zupełnie inne osiem godzin niż te, które masz w poniedziałek. W niedzielę większość naszych bliskich i znajomych nie pracuje, nie chodzi do szkoły, możemy spędzić czas z naszymi dziećmi, na rodzinnym obiedzie czy wśród przyjaciół. W czasie wolnego poniedziałku możemy sobie co najwyżej wyprać pościel albo skoczyć do banku.
Wartość czasu jest szczególnie istotna w dyskusji o minimalnym wynagrodzeniu za pracę. Libkowy chór powiada, że niesprawiedliwe jest narzucanie obowiązków wypłaty określonego minimalnego wynagrodzenia za pracę, kiedy ta praca ma „niewielką wartość” i polega na prostych czynnościach. Może i rzeczywiście nie jest to praca wymagająca, ale wykonywanie każdej pracy wiąże się również z poświęceniem czasu jakiegoś człowieka.
Kiedy pracujemy, musimy odpowiednio wcześniej wstać, przygotować się, poświęcić na tę pracę czas, a następnie z niej wrócić. Niezależnie od tego, na czym ta praca polega, wydajemy swój własny czas, coś, co ma wartość największą, coś, czego już nigdy nie odzyskamy. I nigdy nie mamy też pewności, czy przed nami jeszcze długie dekady dobrobytu, czy też oddajemy właśnie korporacji ostatnie godziny naszego życia.
Choćby z tego powodu godne minimalne wynagrodzenie godzinowe za pracę jest tak naprawdę bardzo skromną zapłatą za ludzki czas poświęcony na pracę, a nie tylko cudzą wyceną wykonanej przez nas pracy, która może mieć większą lub mniejszą rynkową wartość (lub nie mieć jej wcale).
czytaj także
Wiele można mówić o negatywnych aspektach przepracowania, czy to dla zdrowia (zwłaszcza dla zdrowia psychicznego), czy dla rodziny i dobrostanu całych społeczeństw. Przede wszystkim musimy pamiętać, że im więcej pracujemy, tym mniej mamy czasu na wszystko inne. Niby oczywista oczywistość, a jednak powinna w tej dyspucie wyraźnie wybrzmieć. Im więcej czasu „zje” nam praca, tym bardziej skurczy się nasze życie w innych aspektach.
To właśnie przez przepracowanie stajemy się stopniowo niedzielnymi rodzicami, partnerami od czasu do czasu, przyjaciółmi od wielkiego dzwonu.
Czas jest naszym największym skarbem, powinniśmy przeżywać go możliwie jak najwięcej wśród ukochanych osób, w szczęściu, bezpieczeństwie i spokoju, dzielić się nim z ludźmi, na których nam zależy, poświęcać go na sprawy wartościowe i ważne. Nie trwonić go byle gdzie, byle z kim i byle na co. Powinniśmy bronić naszego czasu przed Besosami, Brzoskami i Matczakami tego świata, by nie okradli nas z niego w imię własnych zysków.
**
Bartosz Migas jest łodzianinem, prawnikiem, działaczem Partii Razem.