Co sprawiło, że PiS porzucił plan „wyłączenia” TVN? – Między innymi trudna sytuacja w Usnarzu Górnym. Ochrona granic lepiej niż walka ze znienawidzoną stacją sprawdzi się w cementowaniu poparcia twardego elektoratu i przeciąganiu na swoją stronę niezdecydowanych wyborców – mówi nam wicemarszałkini Senatu, Gabriela Morawska-Stanecka.
Projekt nowelizacji ustawy medialnej, której skutkiem miało być nieprzyznanie koncesji dla TVN, pokazał, na co jest gotów rząd Zjednoczonej Prawicy, by za wszelką cenę utrzymać władzę przez kolejne lata. Jednocześnie przyjęta w burzliwych okolicznościach przez Sejm propozycja zmiany przepisów wywołała niemałe turbulencje w świecie polskiej polityki.
Elżbieta Witek straciła resztki wiarygodności, Paweł Kukiz – twarz, Jarosław Gowin – tekę wicepremiera, Jarosław Kaczyński – autorytet i bezwzględną parlamentarną większość, a Polacy – jakiekolwiek złudzenia, że żyją w państwie prawa.
„Środa 11 sierpnia zapisze się jako jeden z czarnych dni w historii polskiego parlamentaryzmu. Nawet jak na standardy tego, co PiS wyprawiał w Sejmie od 2015 roku, ten dzień będzie nowym dnem” – tak o zarządzonej przez marszałkinię Sejmu reasumpcji nieudanego dla rządu głosowania i przekupieniu kukizowców, by tym razem poparli lex TVN, pisał na naszych łamach Jakub Majmurek.
czytaj także
Gorąco nawet za oceanem
Sprawa nabrała dużego rozgłosu nie tylko w kraju, gdzie w obronie stacji stanęli przedstawiciele wielu mediów oraz protestujący pod sejmem obywatele, ale i za granicą. Dyskutowana nowela miała zobligować amerykańskich właścicieli TVN, korporację Discovery, do sprzedaży większości swoich udziałów, co było nie w smak samemu Joe Bidenowi.
Prawica chciała, by w prawie uszczelniono zapis o polskim medium, wedle którego wkład kapitału pochodzącego z państw spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego nie mógłby przekraczać 49 proc. Jak nietrudno się domyślić, firma z USA włożyła w TVN znacznie więcej.
Czym polska strona motywowała swój pomysł zaostrzenia regulacji? Chodziło o przeciwdziałanie przejęciu kontroli nad nadawcami telewizyjnymi przez „dowolne podmioty spoza Unii Europejskiej, w tym podmioty z państw stanowiących istotne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa”. Czy takim zagrożeniem jest według PiS Ameryka?
Senatorowie zza oceanu zinterpretowali to raczej jako bezzasadne oskarżenie i ostrzegli: „Wprowadzenie tych przepisów będzie miało negatywny wpływ na nasze relacje w zakresie obronności, handlu i biznesu”.
Senat nie przyjął projektu, 52 przedstawicieli opozycji – w tym Nowej Lewicy, Koalicji Obywatelskiej i Koalicji Polskiej – Polskiego Stronnictwa Ludowego, nazywających siebie „demokratyczną większością”, odmówiło udzielenia poparcia nowego prawa, uznając je za zamach na niezależność dziennikarską. W specjalnym oświadczeniu napisano, że senatorki i senatorowie „sprzeciwiają się budowie systemu władzy autorytarnej, pozbawionej kontroli ze strony wolnych mediów, niezawisłych sędziów oraz społeczeństwa obywatelskiego”.
PiS bierze media lokalne. Czarny dzień dla wolności słowa w Polsce
czytaj także
To nie przejdzie
Następnie ustawa trafiła do senackich komisji, które jednogłośnie negatywnie zaopiniowały projekt. – Uznaliśmy, że należy wyrzucić ustawę do kosza. To sytuacja bez precedensu. Po raz pierwszy w historii tej kadencji Senatu, przewodniczący trzech komisji – ustawodawczej, kultury i środków przekazu oraz praw człowieka, złożyli wniosek o odrzucenie projektu w całości – mówi nam wicemarszałkini parlamentarnej izby wyższej Gabriela Morawska-Stanecka.
W międzyczasie opadł też zapał ze strony Zjednoczonej Prawicy, by bezwzględnie swojego pomysłu bronić. Porzucił go nawet autor i główny obrońca ustawy, poseł Marek Suski, który nie zaszczycił Senatu swoją obecnością na żadnym z senackich spotkań dotyczących sprawy. Polityk wcześniej powtarzał, że przepisy są odpowiedzią na ataki, których doświadczyła w ostatnim czasie Polska, i mają zagwarantować jej bezpieczeństwo i ochronę przed zewnętrznymi naciskami politycznymi, zwanymi też „wojną hybrydową”.
Terminu tego jednak rządzący przestali używać w związku ze sporem o TVN, posługują się nim teraz, opisując blokowanie uchodźców na granicy z Białorusią. A także wobec Komisji Europejskiej, która chce Rzeczpospolitej odciąć środki unijne ze względu na naruszenie przez PiS zasad praworządności.
Wróćmy jednak do telewizji. Posiedzenie trzech komisji senackich zakończyło porozumienie co do tego, że „nowelizowana ustawa nie powinna stać się częścią systemu prawnego”.
– Głównym argumentem przemawiającym za tą decyzją był fakt, że ustawa narusza przepisy konstytucji. Nie dało się jej obronić żadnymi poprawkami, bo jawnie godziła w wolność mediów, ale także wolność gospodarczą i podstawowe wartości charakteryzujące państwo prawa – tłumaczy Gabriela Morawska-Stanecka.
– Sam sposób przyjęcia tej ustawy w Sejmie należy uznać za bezprawny. W gestii Senatu leżało jednak oficjalne jej odrzucenie w obronie polskiej racji stanu, zwłaszcza że nie dysponujemy obecnie niezależnym Trybunałem Konstytucyjnym, który mógłby stwierdzić niezgodność proponowanych zmian z ustawą zasadniczą – dodaje przedstawicielka Nowej Lewicy, zwracając jednocześnie uwagę na konsekwencje dla polityki zagranicznej.
– Takie ruchy nadwerężają zaufanie do Polski jako partnera w relacjach międzynarodowych, bo łamią przepisy zaznaczone w umowach, które zawarliśmy m.in. z USA – słyszymy.
W czasie, gdy komisje senackie zaopiniowały pozytywnie wyrzucenie lex TVN do kosza, szef Gabinetu Prezydenta RP, Paweł Szrot, powiedział dziennikarzowi Radia ZET, że projekt w kształcie uchwalonym przez Sejm zamierza też zawetować prezydent.
Senat mówi „nie”
Na decydujących obradach Senatu też nikt nie wyrywał się do tego, by ustawę mimo wszystko przeforsować. PiS-owski parlamentarzysta Jan Maria Jackowski przyznał wprawdzie, że Ustawa o radiofonii i telewizji, podobnie, jak art. 35, określający ramy struktury własnościowej, wymagają przedyskutowania, zwłaszcza w obliczu zmieniających się realiów medialnych, technologicznych itp., ale nie zdecydował się poprzeć lex TVN.
„W tej chwili doszliśmy do punktu, gdzie opozycja złożyła wniosek o odrzucenie tej ustawy, nawet bez próby jej poprawiania. Niestety wydaje się, że na tym etapie i tak jest to niemożliwe. A prezydent i tak zapowiedział, że będzie weto. Debatujemy nad bytem legislacyjnym, który jest już martwy. Lex TVN budzi bardzo poważne wątpliwości konstytucyjne. Dlatego wydaje się, że wniosek, który padł, jest racjonalny. Będę głosował za przyjęciem wniosku o odrzucenie ustawy w całości” – zapowiedział senator. I słowa dotrzymał.
W głosowaniu wzięły udział 93 osoby. Za opowiedziało się 53 senatorów, przeciwko – 37. Trzech senatorów z PiS-u wstrzymało się od głosu, a siedmiu nie wzięło udziału w głosowaniu.
PILNE❗️
Senat odrzucił nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji.?Za odrzuceniem: 53
?Przeciw odrzuceniu: 37
⚪️Wstrzymało się: 3— Senat RP ?? (@PolskiSenat) September 9, 2021
– Już na kilka dni przed rozpoczęciem obrad nastroje wokół lex TVN były jasne – ten projekt należało w całości odrzucić i dobrze, że tak się stało – mówi nam wicemarszałkini senatu, Gabriela Morawska-Stanecka.
– Od sześciu lat, w tym od niemal dwóch w Senacie, walczymy o niezawisłość instytucji państwowych, pokazując, jak ważne dla demokracji są to podmioty. Musieliśmy opowiedzieć się po stronie wolnych mediów, tak jak robiliśmy to do tej pory, m.in. ubiegając się o powołanie niezależnego od polityków Rzecznika Praw Obywatelskich – dodaje nasza rozmówczyni.
Polityczka podkreśla też, że zmiany uderzyłyby w zwykłego obywatela. – Sama pamiętam, gdy któregoś razu zabrakło Teleranka, dziś to samo mogłoby spotkać widzów innych programów. A to tylko wstęp do zakładania kagańca innym mediom. Dziś PiS wyłączyłby TVN, a jutro inną wolną stację, na co absolutnie w demokratycznym państwie prawa miejsca nie ma.
Do czego w takim razie PiS-owi była potrzebna ta ustawa? Czy nie wyrządziła więcej strat wizerunkowych i wewnątrzpartyjnych szkód? Gabriela Morawska-Stanecka nie ma wątpliwości, że Jarosławowi Kaczyńskiemu chodziło po prostu o położenie ręki na mediach, by zapewnić sobie zwycięstwo w wyborach. Ważnym aspektem była jej zdaniem także walka o wyborców.
– Po co PiS lex TVN? A po co była słynna ustawa o IPN, która skłóciła nas wówczas z Izraelem, a ostatecznie później chyłkiem w Wiedniu się z niej wycofano? Odpowiedź jest jasna: po prostu rządzą nami dyletanci, ludzie opętani posiadaniem władzy rozumianej jako prawo do mówienia ludziom, co mają robić, co mają oglądać, czytać, czego mają się uczyć, jak mają żyć, z kim mają zakładać rodziny. Rządzenie dla rządzenia, a nie dla zapewnienia społeczeństwu dobrobytu i brak myślenia, co będzie za 10, 20, 30 lat, kierują tą władzą – twierdzi wicemarszałkini Senatu.
– PiS-owi zależało jedynie na dotrwaniu do końca kadencji i zapewnieniu sobie ciągłości władzy. Przy likwidacji nieprzychylnych tej partii mediów – to było całkowicie możliwe. Teraz jednak rząd dostał „prezent od losu” – dodaje nasza rozmówczyni.
W jej opinii okolicznością, która paradoksalnie sprzyja rządowi, jest koniec wojny w Afganistanie i związane z tym wydarzenia na granicy z Białorusią.
– Obok wielu innych czynników PiS-owi „pomogła” trudna sytuacja w Usnarzu Górnym. Ochrona granic lepiej niż walka ze znienawidzoną stacją sprawdza się w cementowaniu poparcia twardego elektoratu i przeciąganiu na swoją stronę niezdecydowanych wyborców, którzy, tak jak rząd, sprzeciwiają się przyjmowaniu uchodźców do Polski – twierdzi Gabriela Morawska-Stanecka.
Rzeczywiście blisko 55 proc. badanych w sondażu IBRIS wskazało, że Polska nie powinna pomagać Afgańczykom. Wskaźniki poparcia dla PiS też nie przedstawiają się najgorzej, bo partia utrzymuje swój dotychczasowy wynik właściwie bez zmian, na poziomie niemal 34 proc.