Wszyscy, którzy doświadczyli zdalnej edukacji, borykali się z brakiem kontaktu, brakiem odpowiednich narzędzi, sprzętu i umiejętności, ale to uczniowie dostaną na świadectwach oceny, to oni ostatecznie poniosą konsekwencje wszystkich pandemicznych decyzji, eksperymentów i zaniechań.
Uczennice i uczniowie wracają do szkół, najpierw, od 17 maja w systemie hybrydowym, od 29 maja już tradycyjnym. Powrotowi towarzyszą nadzieje, ale też lęk, na przykład o zdrowie, bo po ostatniej próbie otwarcia szkół wskaźnik zachorowań szybko się podniósł. Teraz wprawdzie nauczyciele są w większości zaszczepieni, część nawet dwiema dawkami, ale inne osoby pracujące w szkole już niekoniecznie, a dzieci wcale − przecież dopiero otwarto możliwość szczepienia szesnasto- i siedemnastolatków, szczepionki dla młodszych na razie nie ma. Obawy dotyczą też spotkania z nauczycielami i prawdopodobnych sprawdzianów, a także spotkań z rówieśnikami w rzeczywistości, bez pośrednictwa komunikatorów, do których większość już przywykła.
Wielki sprawdzian
Badanie przeprowadzone rok temu, po pierwszych dwóch miesiącach zdalnego nauczania, pokazało, że zalety nauki online widzi zaledwie niecałe 20 proc. uczniów, reszta zdecydowanie wolała naukę w szkołach. Najbardziej doskwierał brak codziennych fizycznych kontaktów z rówieśnikami, poczucie izolacji, samotność. Do tego dochodziły problemy techniczne, brak potrzebnego sprzętu, brak internetu albo jego zbytnie przeciążenie, a także kłopoty z organizacją czasu.
Ale to było rok temu, potem uczniowie i uczennice powoli nauczyli się sobie radzić, weszli w nowy rytm, nauczyli się komunikować za pomocą licznych mediów. Ogłoszenie powrotu przyjęli z lękiem.
− Nie ma aktualnych badań, ale najprawdopodobniej teraz wyniki byłyby inne − mówi Tomasz Kołodziejczyk, socjolog i wychowawca związany z programem Szkoła Ucząca się Centrum Edukacji Obywatelskiej. − Z czasem dzieci zaczęły się przyzwyczajać do tej formy pracy i coraz więcej z nich mówiło, że wolą zdalne nauczanie. To prawdopodobnie kolejne 20 proc. − dodaje.
W internecie krążyła nawet petycja o przedłużenie nauczania zdalnego do końca roku szkolnego i powrót do szkół dopiero we wrześniu. Uczniowie argumentują w niej, że chcą skupić się na egzaminach, że powrót teraz będzie stresem, że obawiają się kontroli zeszytów, sprawdzianów i oczywiście kolejnych zachorowań. Petycję podpisało ponad pół miliona osób.
− Ta petycja jest bardzo ważnym głosem uczniów i obawiam się, że nie dostanie ona dobrej odpowiedzi − mówi Kołodziejczyk. − Taka odpowiedź ze strony ministerstwa i środowiska nauczycielskiego powinna brzmieć: okej, słyszymy, co mówicie, widzimy wasze lęki, rozumiemy je, wyjdziemy im naprzeciw, przejdziemy przez to razem. Ministerstwo tymczasem skupia się na brakach akademickich i zapowiada dodatkowe godziny na nadrobienie zaległości.
Zaległości może być sporo i dodanie jednej czy dwóch godzin nie zmieni tego faktu. Podstawa programowa, mimo zapowiedzi premiera Morawieckiego jeszcze w październiku, nie została zmniejszona, korekta podstawy objęła wyłącznie maturzystów, wobec których zmniejszono również wymagania egzaminacyjne (w tym roku wystarczy 30 proc. możliwych do zdobycia punktów, nie odbędą się również matury ustne). Zmniejszono też wymagania egzaminacyjne dla ósmoklasistów.
Uczniowie, którzy przez rok zdalnej nauki podlegali zdecydowanie mniejszej kontroli niż w szkole − nikt nie sprawdzał ich zeszytów i notatek, a wiele zajęć polegało na wykładach albo prezentacjach − teraz boją się, że nauczyciel będzie trzymał ich pod tablicą i udowadniał niewiedzę.
czytaj także
To ostatecznie uczniowie i uczennice rozliczani są z działania systemu edukacyjnego, czyli również z tego, jak prowadzone są zajęcia, jak dobrze skonstruowane podręczniki, jak angażujący nauczyciel. Nie jest więc bezpodstawna obawa, że „wielki sprawdzian”, którym dla edukacji była pandemia, też zejdzie na poziom ocen konkretnych uczniów. Wszyscy borykali się z brakiem kontaktu, z brakiem odpowiednich narzędzi, sprzętu i umiejętności, ale to uczniowie dostaną na świadectwach oceny, to oni ostatecznie poniosą konsekwencje wszystkich pandemicznych decyzji, eksperymentów i zaniechań.
Jednak problemem są nie tylko zaległości. Dzieci i młodzież obawiają się też spotkania „na żywo” po wielu miesiącach zapośredniczonych relacji. Wracają nie ci sami. W wyniku pandemii zmarło w Polsce ponad 70 tysięcy osób, czyli babć, dziadków, rodziców uczniów. Większość obawiała się o zdrowie swoje i bliskich, część doświadczała przemocy, lęków, frustracji.
Są nastolatki, które w zeszłym roku zaczęły naukę w szkołach ponadpodstawowych i kolegów miały szansę spotkać tylko przelotnie, i dzieci z klas czwartych podstawówek, które nauczycieli widziały w klasach tylko na początku roku szkolnego.
Do tego dochodzą zmiany fizyczne, które w tym wieku zachodzą bardzo szybko, w ciągu paru miesięcy może zmienić się wzrost, tembr głosu, sylwetka. Część dzieci w czasie pandemii nie miała też odpowiednio dużo ruchu, niektóre przytyły. Te wszystkie zmiany mogą po powrocie do szkół spotkać się z oceną ze strony rówieśników i nauczycieli.
czytaj także
Czas na dobre relacje
Czy zatem powrót do szkoły dopiero we wrześniu to dobry pomysł? Jędrzej Witkowski, prezes Centrum Edukacji Obywatelskiej, uważa, że nie najlepszy.
− Rozumiem niepokoje, ale powrót do szkoły kiedyś i tak nastąpi, i jestem przekonany, że odkładanie tego momentu nie zmniejszy poziomu stresu. Uważam, że najlepszym rozwiązaniem jest powrót do szkół teraz, jak najszybciej to będzie możliwe.
Jędrzej Witkowski uważa, że kluczowe jest w tej chwili zapewnienie dzieciom poczucia bezpieczeństwa, zarówno w sensie zdrowotnym, czyli dostosowania pracy szkół do diagnoz epidemiologów, jak i bezpieczeństwa na poziomie relacji. O to ostatnie mogą zadbać dyrektorzy i dyrektorki szkół, ordynując wystawienie propozycji ocen jeszcze przed ostatecznym powrotem do nauki tradycyjnej, czyli przed końcem maja. Przed klasyfikacją w połowie czerwca będzie je można co najwyżej poprawić. Dzięki temu uniknie się sprawdzianów i powtórnych sprawdzianów materiału z całego roku, a tym samym zmniejszy stres uczennic i uczniów.
− Kwestie oceniania pozostają w gestii dyrektorek i dyrektorów szkół, którzy nie potrzebują do tego zgody organów zwierzchnich − tłumaczy Jędrzej Witkowski i dodaje, że również z Ministerstwa Edukacji i Nauki płynie tonujący przekaz, a minister Czarnek zaapelował o niestresowanie dzieci i skupienie się na odbudowie więzi.
Takie słowa usłyszeliśmy 11 maja, wcześniej jednak minister Czarnek w odpowiedzi na uwagę, że w innych krajach nie kładzie się nacisku na nadrabianie zaległości w nauce, mówił: „My jesteśmy w Polsce, mówimy po polsku, myślimy po polsku i mówimy o tym, że musimy nadrabiać zaległości, które na pewno powstały w toku nauki zdalnej”. Pozostaje mieć nadzieję, że się zreflektował.
Do nauczycieli należy zaś zadbanie o relacje w klasie. − Zachęcamy nauczycielki i nauczycieli, z którymi mamy kontakt, żeby przypomnieli uczniom zasady współpracy w grupie, żeby prezentowali i proponowali postawy akceptujące, a nie oceniające, poświęcili czas na integrację − mówi Witkowski i dodaje, że CEO, współpracując z 10 tysiącami szkół (około połowy wszystkich szkół) i 40 tysiącami nauczycieli (około 8 proc.), takie właśnie oddolne rozwiązania promuje.
Jednocześnie, jak podkreśla Witkowski, to bardzo ważne, by nauczyciele zorientowali się w poziomie wiedzy i skali zaległości jeszcze przed wakacjami. Wyzwaniem będzie zorientowanie się w tym bez użycia klasycznych form sprawdzianów wiedzy. Z kolei zadaniem pedagogów i psycholożek szkolnych będzie zorientowanie się w psychicznej kondycji dzieci.
Ten model edukacji jest zabójczy i dla naszej psychiki, i dla naszego świata
czytaj także
Oddolnie
Czy szkoły bez odgórnego zalecenia wdrożą takie przyjazne dla uczniów podejście? − Bardzo wiele nauczycielek i nauczycieli, z małych i większych miast, uczestniczy w naszych webinariach − mówi Jędrzej Witkowski. − Przyjmują różne strategie, starając się dopasować je do lokalnych potrzeb. Jeśli chodzi o ocenianie, to popularny jest pomysł, by wystawić oceny jeszcze przed powszechnym powrotem do szkół, ale też, żeby przez pierwsze dwa tygodnie w ogóle nie stawiać ocen albo stawiać je tylko chętnym, zastąpić je na przykład informacją zwrotną od nauczyciela − wyjaśnia.
W wielu szkołach pierwszy dzień będzie spędzony tylko z wychowawcą, kolejne na działaniach interdyscyplinarnych i integrujących, ale jeszcze nie na takich standardowych lekcjach. − Zespoły nauczycieli pracują nad tym, żeby się jak najlepiej do tych pierwszych dni przygotować − mówi Witkowski.
Suchecka: Szkoły nie są dla nas miejscem edukacji, lecz magazynami do przechowywania dzieci
czytaj także
Dla nauczycieli powrót do szkół po dziesięciu miesiącach zdalnej nauki jest wyzwaniem, ale też oczekiwany jest z nadzieją. Są bardzo zmęczeni, bo praca zdalna jest bardziej czasochłonna niż ta w szkolnych murach.
− Przede wszystkim niemal się nie kończy − mówi Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka Związku Nauczycielstwa Polskiego. − Nauczyciele od rana prowadzą lekcje, a potem do późnego wieczora odpowiadają na pytania uczniów zadawane przez Teamsy, na maile i telefony rodziców i przygotowują się do kolejnego dnia.
Wiele też energii wymaga motywowanie uczniów do pracy zdalnej, do kontaktu, do włączenia kamery chociaż od czasu do czasu. Dla wielu nauczycieli mówienie do pustych ekranów jest przykrym doświadczeniem, nie widzą też reakcji dzieci, trudno im stwierdzić, czy temat jest wciągający, czy wzbudza zainteresowanie.
Tomasz Kołodziejczyk, który rozmawia z uczniami o włączaniu kamer, mówi, że ze strony uczniów padają często bardzo sensowne argumenty. − Mówią, że kiedy mają włączoną kamerę, mają wrażenie, że wszyscy ich obserwują, i czują się nieswojo, nie są pewni swojej atrakcyjności. W starszych klasach pada podobny argument: że nie są „zrobieni”, że za późno wstali, są w piżamach, nie mają makijażu i dlatego wolą, żeby ich nie było widać. Czasem argumentem jest brak przestrzeni, małe mieszkanie, po którym kręcą się domownicy.
Inną rzeczą, na którą Tomasz Kołodziejczyk zwraca uwagę, jest to, że problem dotyczy nie tylko uczniów, ale i nauczycieli − wielu z nich też ma wyłączone kamery i podczas lekcji, które sami prowadzą, i podczas webinariów, w których uczestniczą.
Czasem powód wyłączonej kamery był trywialny, na przykład przeciążenie łącza, na którym pracowała cała rodzina.
czytaj także
Po tylu miesiącach zdalnej pracy nauczycielom kończą się narzędzia, które pomagają utrzymać koncentrację uczniów na lekcjach. Najprostsze, czyli dyscyplina, sprawdziany i oceny, okazują się niewystarczające. Wszystkich też dopada zmęczenie cyfrowe, komputery i ekrany, które może na początku wydawały się czymś nowym i ciekawym, teraz stały się męczące i niewystarczające. Nauczyciele sami też potrzebują wsparcia, by móc być pomocą dla uczennic i uczniów. Ministerstwo tej pomocy nie oferowało i nadal nie oferuje. Nauczyciele sami szukają: uczestniczą w webinariach, wymieniają się doświadczeniami, korzystają z centrów doradczych, stworzonych między innymi przez ZNP.
− To, że nauczycielom potrzebna jest pomoc, obserwujemy przez liczbę telefonów, które dostajemy − mówi Magdalena Kaszulanis. − Uruchomiliśmy centra konsultacyjne na razie w dwóch województwach: łódzkim i śląskim. Liczba zgłoszeń jest ogromna. Nauczyciele potrzebują wsparcia w realizacji tej olbrzymiej podstawy programowej, której ministerstwo trzyma się, nie bacząc na warunki pandemii, ale też zadają pytania po kolejnych konferencjach.
Rzeczniczka ZNP mówi, że wiele pytań dotyczyło konferencji, na której minister Czarnek ogłosił powrót do szkół. Nauczyciele uważali, że najlepszy przekaz brzmiałby: wracamy odbudować relacje, naszą szkolną społeczność.
− Bardzo dużo jest oddolnych inicjatyw − mówi Kaszulanis. − Nauczyciele podsyłają sobie pomysły, jak prowadzić lekcje, o czym rozmawiać z uczniami w pierwszych dniach. Planują też sprawdziany, ale nie chcą ich oceniać, tylko potraktować jako diagnozę przed planowaniem kolejnego roku nauki − tłumaczy.
Doświadczenie pandemii wszystkich w jakimś stopniu zmieniło, wiele osób zaangażowanych w edukację jest przekonanych, że trudno mówić o powrocie, że raczej jest to zupełnie nowe otwarcie. Zdalne nauczanie trochę ten dotychczasowy system, oparty na braku zaufania i kontroli, rozmontowało. Od dyrektorek i nauczycieli wiele teraz zależy: jeżeli przez najbliższe tygodnie wyciągną do uczniów rękę, zagrają tym, że pandemia była wspólnym doświadczeniem, wyciągną z tych doświadczeń wnioski, może uda się odbudować szkołę w innym kształcie. Jeśli teraz zaczną od rozliczania i dokręcania śruby − zaufania nie będzie, a we wrześniu wrócimy do tej samej „pruskiej” instytucji, która nauczycieli frustruje, uczniów tłamsi, a coraz więcej rodziców skłania do szukania alternatyw.